Ad. Kol. Księgowy
I na co mi przyszło ? Na stare lata kpią ze mnie....
Szczęściem za oknem łan pszenicy mi faluje, krówki ryczą południowego udoju się domagając, kot (czarny) leniwie w słońcu się przeciąga...
A gdzieś daleko, w zaciszu klimatyzowanych ministerialnych gabinetów, w salach z kolumnami gmachów nie wiedzieć czemu parlamentem zwanych trwa twórczość radosna. Jak ona wygląda i jak przebiega owej poezji ewoluowanie czynione przez lepperopodobne ( i nie tylko ) indywidua wyjaśniała przez kilkoma miesiącami w telewizorni Zyta Gilowska (przyznaję, honorna baba. I mądra okrutnie). Otóż literaturę taka projektem prawa zwaną, już jako ułomną wielce minister najpierw w łaskawości swojej podpisać raczy. Twór taki zwykle po tzw. pierwszym czytaniu do komisyi "specjalistów" jest kierowany, gdzie każdy z tych, co ustami swymi w imieniu narodu szampana pijają swoje majaki senne (w kacu okropnym) dodać się stara. A później na zasadzie racji większości (miliardy much nie mogą się mylić - więc jedzmy łajno !) drukowane w dziennikach ustaw jest jest coś, co nawet potworkiem prawnym nazwać trudno. Wiele słów poświęciła temu inna baba, której mądrości ogarnąć umysłem nie sposób (Łętowska), a która po krótkiej z wiatrakami walce w zacisze opery i prawa teorii zaszyć się postanowiła. A zostali .... Tera Polska !