List pracowników Orlenu został skierowany do marszałka Hołowni, premiera Tuska, wicepremierów Kośniaka-Kamysza i Gawłowskiego, a także do ministra aktywów państwowych Borysa Budki. Poza tym został on podany do wiadomości niektórych mediów, prezesa Orlenu i przewodniczącego rady nadzorczej koncernu. Pracownicy w pierwszych słowach wyrazili to, że są "załamani zmianami w firmie oraz ich szybkością".
Pracownicy wskazują, że na wysokich stanowiskach w koncernie nadal pracują "znajomi i rodziny najważniejszych polityków, osoby zatrudnione pomimo braku kwalifikacji". Wymieniają wśród nich na przykład "ściganą przez posła Szczerbę wiceprezes Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości i inne głośne w tv osoby".
Według autorów listu zwolnionych dyrektorów zastąpiły na ich stanowiskach osoby wcześniej przez nich awansowane lub takie, które zdegradowano ze względu na:
- mobbing,
- nieodpowiednie zachowanie,
- nieuczciwość.
Pracownicy twierdzą, że nie mają się do kogo zwrócić, by przeciwdziałać takim zachowaniom jak "poniżanie, zmuszanie do kłamstwa, tuszowania nieuczciwości i innych". Miało dochodzić do "niszczenia anonimowych skarg", "produkowania haków na pracowników", "zmuszanie do donoszenia" albo wyrzucania i zastraszania opornych pracowników.
Pracownicy wyrażają swój zawód, ponieważ jak stwierdzają "naiwnie uwierzyli", że przetrzymawszy porządki poprzedniej władzy "będzie już dobrze i będzie możliwość opowiedzenia o upokarzających zachowaniach, wypłakania się i wyrzucenia z siebie jak nas traktowano i co w firmach Orlen robiono".
Oprac.: MT