REKLAMA
OKAZJA

Wydajność pracy: Czy Europejczycy naprawdę są większymi leniami, niż Amerykanie?

2004-12-01 06:05
publikacja
2004-12-01 06:05
Wydajność gospodarki można mierzyć na wiele sposobów. Najpopularniejszy z nich — wielkość produkcji przypadająca na godzinę pracy — nie zawsze oddaje w pełni istotę zjawiska. Okazuje się bowiem, że przy zastosowaniu tzw. zupełnego miernika wydajności np. gospodarka amerykańska nie rozwija się tak dynamicznie, jak to zostało przedstawione w słynnym już raporcie Wima Koka...

Już od dawna przywódcy 25 państw Unii Europejskiej nie musieli stawiać czoła tak szybko i diametralnie zmieniającym się nastrojom towarzyszącym realizacji wspólnej polityki europejskiej. W ciągu tygodnia przenieśli się z romantycznego i wysublimowanego otoczenia rzymskiego Forum Romanum, gdzie uczestniczyli w uroczystościach związanych z podpisaniem nowej konstytucji europejskiej, do biur w Brukseli, gdzie ich optymizm zderzył się z przygnębieniem wynikającym z głównych tez raportu byłego premiera Holandii Wima Koka.

To, co najbardziej przyczyniło się do radykalnej zmiany ich nastrojów, związane jest z analizą wydajności gospodarki europejskiej i jej znacznego spadku — zdaniem autorów przedmiotowego raportu — w porównaniu z poziomem wydajności gospodarki amerykańskiej. Zgodnie bowiem z danymi przedstawionymi przez grupę roboczą, wzrostowi poziomu zatrudnienia w UE na przestrzeni ostatnich 8 lat towarzyszy znaczny spadek wydajności pracy mierzony wielkością produkcji przypadającą na godzinę pracy. Naturalne jest więc, że obraz gospodarki europejskiej wyłaniający się ze wspomnianego opracowania nie nastraja optymistycznie, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że 4 lata temu w Lizbonie — wówczas jeszcze 15 krajów UE — przyjęło strategię, której głównym celem jest uczynienie do 2010 r. z gospodarki europejskiej najbardziej konkurencyjnej i dynamicznie rozwijającej się gospodarki świata — co oznacza tak naprawdę wyprzedzenie gospodarki amerykańskiej. Brak odrabiania dystansu, a nawet ponowne jego tracenie do gospodarki USA — jak wynika z analizy przedstawionej przez grupę roboczą — przepełniło czarę goryczy i stało się tematem burzliwych dyskusji, m.in. nad koniecznością reformy paktu stabilizacji i wzrostu.

Zatem czy pesymistyczny obraz gospodarki europejskiej na tle dynamicznego wzrostu wydajności gospodarki amerykańskiej jest uzasadniony? Czy gospodarka amerykańska rzeczywiście może poszczycić się wyższym niż w Europie poziomem wydajności? Okazuje się, że przy zastosowaniu różnych mierników wydajności, główna teza raportu byłego premiera Holandii – Wima Koka nie jest tak jednoznaczna jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Zacznijmy więc od próby określenia, co rozumie się pod pojęciem wydajność. Wielu ekonomistów i obserwatorów gospodarki rynkowej od lat łamie sobie głowy nad stworzeniem uniwersalnej definicji tego zjawiska. Jak na razie, wysiłki te okazują się nieskuteczne. W praktyce funkcjonuje wiele sposobów mierzenia wydajności gospodarki. Ulubionym narzędziem stosowanym przez statystyków amerykańskich jest ww. wielkość produkcji przypadająca na godzinę pracy. Liczona tak wydajność gospodarki amerykańskiej począwszy od 1996 r. rośnie średniorocznie w tempie ok. 3 proc., czyli prawie dwukrotnie szybciej niż w I połowie lat 90. Tymczasem w analogicznym okresie wydajność gospodarki europejskiej liczona przy zastosowaniu wspomnianego wskaźnika obniżyła się znacząco. Jednym z głównych czynników odpowiedzialnych za tak dynamiczny przyrost wydajności pracy jest znaczne zwiększenie nakładów inwestycyjnych, szczególnie w sektorze IT. To, co w pierwszej chwili wygląda na w pełni uzasadnione działanie ukierunkowane na budowanie przewagi konkurencyjnej, może okazać się kulą u nogi dla dalszego tempa wzrostu wydajności gospodarki amerykańskiej w przyszłości – skala amerykańskiego wzrostu wydajności przedstawiona przez Wima Koka mierzona tzw. zupełnym miernikiem wydajności na tle gospodarki europejskiej nie wygląda już tak klarownie.

Czymże jest więc ten tajemniczy „zupełny” miernik wydajności i jak w obliczu jego zastosowania wygląda efektywność gospodarki amerykańskiej? Otóż w odróżnieniu od powszechnie stosowanego wskaźnika wydajności liczonego wielkością produkcji w przeliczeniu na godzinę pracy, „zupełny” miernik wydajności zawiera w swojej konstrukcji dodatkowo czynnik zainwestowanego kapitału. Oczywiste jest, że wyposażenie siły roboczej w bardziej wydajne i nowoczesne moce wytwórcze wpływa znacząco na zwiększenie wydajności pracy. Jednak przy uwzględnieniu wartości kapitału zainwestowanego w wyposażenie wydajność ta wygląda zupełnie inaczej. Średnioroczny wzrost wydajności gospodarki amerykańskiej przy uwzględnieniu czynnika kapitału począwszy od 1996 r. wyniósł jedynie 1,2 proc. w porównaniu z 0,8 proc. w I połowie lat 90. Oznacza to, że wzrost wydajności największej potęgi świata w omawianym okresie okazał się mniejszy niż we Francji — 1,4 proc., taki sam w Wielkiej Brytanii i nieco tylko większy niż w przeżywającej ostatniokłopoty gospodarce Niemiec — 0,9 proc. Tak więc duża różnica w wydajności ukazana w skrajnie różnych danych oznacza, że zaobserwowany wzrost wydajności gospodarki amerykańskiej został osiągnięty dzięki dużym nakładom inwestycyjnym, szczególnie w sektorze IT. Tym samym to, co według Wima Koka jest odpowiedzialne za znaczący wzrost wartości produkcji w przeliczeniu na godzinę pracy w USA, jest także czynnikiem powodującym znaczne obniżenie konkurencyjności pod względem stopy zwrotu na zainwestowanym kapitale, a to zdaniem wielu ekonomistów — w tym Davida Owena, ekonomisty Dresdner Kleinwort Wasserstein — jest kluczową kwestią, jaką należy rozważać przy podejmowaniu działalności inwestycyjnej. W wywiadzie udzielonym dla „Financial Timesa” stwierdził on, że potencjalni inwestorzy planując swoją działalność inwestycyjną powinni uwzględniać poziom wydajności gospodarki mierzony właśnie przy użyciu „zupełnego” miernika, gdyż umożliwia on estymację poziomu zwrotu na zainwestowanym przez nich kapitale.

Jedną z podstawowych przewag zastosowania „zupełnego” miernika wydajności w stosunku do wskaźnika opartego na wielkości produkcji przypadającej na godzinę pracy, jest znaczne zmniejszenie prawdopodobieństwa zniekształcenia lub przeinaczenia faktów wynikających z różnego rodzaju analiz porównawczych dotyczących poziomu wydajności wielu gospodarek, szczególnie w przypadku, gdy w państwach tych stosuje się różną metodologię liczenia PKB. Takie różnice występują także pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i większością państw Unii Europejskiej. Wielu ekonomistów uważa, że poziom PKB i związany z tym większy poziom wydajności gospodarki amerykańskiej jest mocno przesadzony. Bowiem amerykańscy statystycy zaliczają do inwestycji np. wydatki firm na oprogramowanie, podczas gdy przedsiębiorstwa europejskie traktują tego rodzaju wydatki jako koszty związane z prowadzeniem działalności gospodarczej i w związku z tym nakłady te nie są ujmowane w finalnym poziomie produkcji gospodarki narodowej.

Istnieje wiele przesłanek przemawiających za stosowaniem „zupełnego” miernika wydajności, tymczasem podstawową przyczyną, dla której nie jest on powszechnie stosowany w praktyce, jest trudność w jego dokładnym obliczeniu. Zdecydowanie łatwiej jest bowiem policzyć ilość godzin przepracowanych przez wszystkich zatrudnionych w danym roku niż oszacować wartość zaangażowanego kapitału. To właśnie wielkość zaangażowanego kapitału w zaobserwowany wzrost wydajności gospodarki amerykańskiej rodzi pytania o możliwość dalszego utrzymania tej tendencji. Obawy te dodatkowo potęguje fakt, że począwszy od II kw. br. tempo wzrostu wydajności gospodarki amerykańskiej wyhamowało, a dane opublikowane w listopadzie tylko potwierdzają te obawy. Może okazać się, że pierwotny impuls związany z wysokimi nakładami na sektor IT w ostatecznym rozliczeniu okaże się niewystarczający, zwłaszcza że zaobserwowane ostatnio wyhamowanie spadku cen w tym sektorze może świadczyć o spadku wydajności w sektorze zaawansowanych technologii. Zagrożeniem dla utrzymania dalszego wzrostu efektywności gospodarki amerykańskiej — tak bardzo zależnej od wielkości zaangażowanego kapitału — może być fakt zmniejszających się, po wzroście w końcu lat 90., nakładów inwestycyjnych.

Jak na tym tle przedstawia się gospodarka europejska? Otóż, w przeciwieństwie do zagrożeń, przed jakimi może w ciągu kilku nadchodzących lat stanąć gospodarka USA, Europa ma wielkie szanse na stanie się autorem wielu przyjemnych niespodzianek związanych z szybszym wzrostem wydajności. Szansą na poprawę wydajności gospodarki europejskiej są przeprowadzane ostatnio reformy strukturalne, których głównym celem jest uczynienie z przedsiębiorstw europejskich stabilnej i konkurencyjnej siły na arenie międzynarodowej wymiany handlowej. Za przykład rozwiązań idących w tym kierunku można wskazać wynegocjowanie przez koncerny DaimlerChrysler oraz Siemens w niektórych swoich zakładach ze związkami zawodowymi 40-godzinnego tygodnia pracy przy niezmienionym poziomie zatrudnienia. Za przykładem przemysłu podąża także administracja. Kilka niemieckich landów wydłużyło już czas pracy swoich urzędników. Zdaniem szefa monachijskiego instytutu IFO Hansa Wernera Sinna powrót gospodarki niemieckiej do 40-godzinnego tygodnia pracy pozwoliłoby zwiększyć PKB Niemiec o 3-5 proc.

Czy zatem w świetle przedstawionych faktów, przygnębienie i gorycz, z jaką przywódcy 25 państw musieli przyjąć stwierdzenie byłego premiera Holandii Wima Koka, że zamiast „europejskiego braterstwa”, Unię Europejską charakteryzuje brak politycznej współpracy, jest uzasadniona? Czy obawa o zmniejszający się poziom wydajności gospodarki europejskiej nie jest przesadzony? Wydaje się, że na tak postawione pytania należy udzielić odpowiedzi negatywnej. Bowiem to, że z przedstawionej analizy wynika, że gospodarka europejska wcale nie pozostaje w tyle, nie może być wystarczającym powodem do uspokojenia nastrojów i nie podejmowania działań, w szczególności skoncentrowanych na zwiększeniu tempa wzrostu gospodarczego i zmniejszeniu poziomu bezrobocia. Należy bowiem pamiętać, że oczekiwana z dziś podjętych działań korzyść może pojawić się z opóźnieniem.

Łukasz Stolarski, doktorant kolegium gospodarki światowej Szkoły Głównej Handlowej
Gazeta Finansowa
Źródło:
Tematy
Najlepsze konta dla spółek - ranking
Najlepsze konta dla spółek - ranking

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Powiązane:

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki