Ogarniecie kurzów, spacer z psem i kurczak w piekarniku - te i inne rzeczy pracownicy na home office zdają się wciskać pomiędzy (albo i zamiast) obowiązków zawodowych. To niepokoi pracodawców. Z danych platformy Freelancehunt wynika, że firmy zwracają się pracownikom zewnętrznym. Zwiększyły budżety na ten cel o rekordowe 51,5 proc.


Sami zatrudnieni przyznają - pracując z domu spotkania biznesowe przeplatają się z tymi z przyjaciółmi. W anonimowej ankiecie Freelancehunt przyznają się także do sprzątania, spacerów z psem, zakupów, naprawy roweru, gotowanie obiadu, zabawą z dziećmi, medytacją i nauką nowego języka.
- Uzupełniłbym tę listę o inne aktywności pracowników zdalnych, co samo w sobie nie jest problematyczne, o ile zadania są efektywnie realizowane. Taki model wymaga jednak uwzględnienia specyfiki pracy, dojrzałości zespołów i organizacji oraz zdefiniowanych metryk wyników, ponieważ dla biznesu kluczowe są terminowo dostarczane rezultaty - komentuje Bartłomiej Grygowicz, delivery manager oraz business analysis mentor.
Jak się więc okazuje, nie trzeba wyrabiać „pustych” godzin w pracy, o ile wyznaczone na dany dzień zadania są wykonane. Najważniejsze jest więc jasne określenie celów, wyznaczenie odpowiedniego czasu na ich wykonanie i egzekwowanie efektów. Wówczas fakt, czy zespół pracuje z domu, czy z biura jest bez znaczenia.
- Praca w biurze, mimo pozorów większej kontroli nad pracownikiem, wcale nie musi wiązać się w większą efektywnością - podkreśla Oleg Topchiy, założyciel Freelancehunt.
To z kolei powoduje, że rynek freelancingu dynamicznie rośnie. Rekordowy wzrost budżetów na freelancing w Polsce sięgnął 51,5%, podczas gdy w całej Europie Środkowej i Wschodniej budżety wzrosły o 26%. Liczba zleceniodawców w regionie zwiększyła się o 11,6%, a liczba freelancerów wzrosła o 14,4%. Co najważniejsze, ponad 97% projektów realizowanych jest bez jakichkolwiek sporów.
opr. red/ Feelancehunt

























































