REKLAMA

W Polsce rodzi się najmniej dzieci w historii. Wiele barier dotyczy kwestii finansowych

2024-11-17 06:00
publikacja
2024-11-17 06:00

Przez pierwsze trzy kwartały 2024 roku w Polsce urodziło się 192 tys. dzieci. To najmniej od zakończenia drugiej wojny światowej. Wskaźnik dzietności spadł do dramatycznie niskiego poziomu, a coraz mniej osób decyduje się na powiększenie rodziny. Wiele barier dotyczy kwestii finansowych. To m.in. trudna sytuacja mieszkaniowa, warunki na rynku pracy, np. zatrudnianie młodych dorosłych na czas określony, ale też różnice w wykształceniu kobiet i mężczyzn.

W Polsce rodzi się najmniej dzieci w historii. Wiele barier dotyczy kwestii finansowych
W Polsce rodzi się najmniej dzieci w historii. Wiele barier dotyczy kwestii finansowych
fot. Vladi108 / / Shutterstock

Z opracowania GUS „Sytuacja społeczno-gospodarcza kraju 1.-3. kwartał 2024 roku” wynika, że do końca września w Polsce urodziło się 192 tys. dzieci, czyli o ok. 18 tys. mniej niż przed rokiem. Szacuje się, że przeciętnie na każde 10 tys. ludności ubyło 39 osób (wobec 32 osób rok wcześniej). Przyrost naturalny pozostaje ujemny już od 10 lat. GUS - na podstawie trendów z ostatnich 30 lat - określa sytuację ludnościową w kraju jako trudną i ocenia, że w najbliższej perspektywie nie można się spodziewać znaczących zmian gwarantujących stabilny rozwój demograficzny.

- W Polsce dostrzegamy bardzo szybkie starzenie się demograficzne, czyli wzrasta nam odsetek osób starszych i spada odsetek osób w wieku produkcyjnym. To jest skutkiem tego, że mamy bardzo niską dzietność już od lat 90., a jednocześnie obecnie przechodzą nam na emeryturę osoby starsze, osoby, które urodziły się w okresie wyżu powojennego - mówi agencji Newseria Biznes Mateusz Łakomy, demograf, autor książki „Demografia jest przyszłością”.

Współczynnik dzietności to miara określająca przeciętną liczbę dzieci, które urodziłaby kobieta w ciągu całego okresu rozrodczego. Aby zapewnić stabilny rozwój demograficzny kraju, w danym roku na każde 100 kobiet w wieku 15-49 lat powinno przypadać średnio co najmniej 210-215 urodzonych dzieci. W Polsce to 115,8, jeszcze w latach 90. było to 199.

Mateusz Łakomy w swojej książce wskazuje na 10 głównych barier wzrostu dzietności w Polsce.

- W pierwszym rzędzie trzeba zwrócić uwagę na rzecz nieoczywistą, czyli na różnicę w wykształceniu między kobietami a mężczyznami, a na poziomie szkoły średniej czy szkoły podstawowej - w wykształceniu dziewczynek i chłopców - zauważa ekspert.

Jak podaje Mateusz Łakomy w swojej książce, w Polsce bardzo wysoki odsetek, 40 proc. osób w wieku 20-39 lat, nie jest w związku, a powstanie trwałego związku i następnie jego przejście w małżeństwo jest co do zasady warunkiem posiadania dzieci pierwszych i kolejnych. Ludzie wchodzą w związek na zasadzie podobieństwa w wielu wymiarach, szczególnie pod względem statusu społecznego, którego głównym źródłem jest wykształcenie. Tymczasem w Polsce 50 proc. kobiet i jedynie 30 proc. mężczyzn w wieku 25-34 lata ma wykształcenie wyższe, zatem istnieje znacząca nierównowaga na niekorzyść mężczyzn, należąca do najwyższych w Europie. Drugim ważnym czynnikiem sprzyjającym tworzeniu małżeństw jest posiadanie stałej pracy, a otrzymaniu jej również sprzyja wyższe wykształcenie.

Różnice w poziomie wykształcenia powodują, że absolwenci różnych poziomów edukacji w znaczącym odsetku przypadków nie są dla siebie wystarczająco atrakcyjni pod względem cech jakościowych, by stworzyć związek.

- Obecna sytuacja, kiedy około połowa młodych kobiet i tylko 30 proc. mężczyzn ma wyższe wykształcenie, powoduje, że część z tych kobiet nie będzie nigdy w stanie znaleźć dla siebie odpowiedniego partnera, kandydata na męża, ojca swoich dzieci. I vice versa - mężczyźni, którzy mają wykształcenie średnie czy zawodowe, nie znajdą dla siebie matki swoich dzieci - przekonuje demograf.

Negatywne konsekwencje dla dzietności ma też nadmierne wykorzystywanie wobec młodych dorosłych umów na czas określony. Obecnie nawet połowa dorosłych w wieku 20-24 lat pracuje na umowę na czas określony, a w grupie 25-29 lat odsetek zbliża się do 30 proc. Odsetek młodych dorosłych zatrudnionych na czas określony należy w Polsce do najwyższych w Europie, a odsetek umów na czas określony przechodzących w umowy na czas nieokreślony - do najniższych.

- Umowa czasowa powoduje, że nie wiemy, kiedy ona się skończy, czy będzie przedłużona, czy dostaniemy inną pracę, czy przejdziemy na czas nieokreślony. Dziecko to zobowiązanie na lata i wiąże się z konkretnymi kosztami, więc kiedy nie mamy poczucia stabilności, odkładamy urodzenia, a często z nich rezygnujemy - ocenia Mateusz Łakomy.

Inną barierą jest niska dostępność pracy na część etatu. Wykonuje ją 10 proc. matek dzieci w wieku 1-2 lat. Polska plasuje się tym samym pod koniec listy krajów europejskich.

- Aby zdecydować się na pierwsze dziecko, potrzebna jest praca na cały etat, m.in. dlatego że ona powoduje wyższe wynagrodzenie, a od tego wynagrodzenia liczony jest zasiłek macierzyński. Z kolei praca na część etatu sprzyja dzieciom drugim, trzecim, czwartym, bo umożliwia łączenie opieki z pracą zawodową, czyli bycia obecnym we wszystkich tych światach - tłumaczy Mateusz Łakomy.

Na decyzję o dziecku wpływa również wysokość zarobków, chociaż - jak podkreśla ekspert - niekoniecznie w przypadku pierwszego potomka. Tutaj dużo istotniejsze są stabilność i przewidywalność dochodów.

- W przypadku dziecka drugiego pewna wysokość dochodów zaczyna nabierać znaczenia, a w szczególności to zaczyna być istotne dla rodzin, które chciałyby się stać wielodzietnymi - zaznacza demograf.

Warunkiem decyzji o pierwszym dziecku może być także posiadanie mieszkania. W przypadku chęci powiększenia rodziny o drugie dziecko rośnie znaczenie powierzchni mieszkania, a jeśli w obecnym lokum jest ona zbyt mała, to jest to wskazywane jako istotna bariera. Jak podkreśla ekspert, aby posiadać troje lub większą liczbę dzieci - co jest ideałem co czwartego Polaka w wieku 18-40 lat - najlepiej mieszkać nie w mieszkaniu w bloku, ale w domu.

Wśród barier wzrostu dzietności ekspert wymienia także takie niezwiązane z sytuacją finansową. To m.in. społeczne, czyli niedostatek głębokich relacji w rodzinach, nadmierne użytkowanie internetu i smartfona, sekularyzacja oraz przyczyny medyczne, czyli niepłodność, cesarskie cięcia bez wskazań medycznych i endometrioza.

Zdaniem eksperta różnorodność tych barier powoduje, że trudno skoordynować walkę z nimi na szczeblu państwowym. Poszczególne kwestie należą bowiem do kompetencji różnych resortów. Jednak w obliczu postępujących zmian zajęcie się tematem jest pilną koniecznością. 

- Wyrównywanie poziomu edukacyjnego i wyników edukacyjnych przyniosłoby w perspektywie czasu większą dzietność, także zwiększenie liczby miejsc na studiach preferowanych przez mężczyzn - wskazuje Mateusz Łakomy. - To także kwestie związane z rynkiem pracy, upowszechnienie umów na czas nieokreślony, żeby jak najwięcej młodych dorosłych miało poczucie stabilności zatrudnienia. Do tego wymagany jest dialog, pewne zrozumienie strony społecznej, strony biznesowej, administracji publicznej. W krajach Europy Zachodniej to działa i tam są rozwiązania, którymi można się zainspirować.

Według raportu „Bariery zamierzeń prokreacyjnych”, opublikowanego w 2023 roku przez Centrum Badania Opinii Społecznej, 8 proc. Polaków w wieku 18-40 lat nie chce mieć dzieci. Blisko połowa badanej grupy chciałaby mieć dwoje dzieci, 18 proc. - troje, a kolejne 5 proc. - czworo i więcej. Co dziewiąta osoba zadeklarowała, że chce tylko jedno dziecko. Wśród badanych w wieku 18-40 lat ponad połowa nie ma dzieci (57 proc.), zbliżone grupy ankietowanych mają jedno (17 proc.) lub dwoje dzieci (19 proc.), a troje lub więcej ma relatywnie niewielu (6 proc.).

Źródło:
Tematy
Miejski model Ford Puma. Trwa wyjątkowa wyprzedaż

Komentarze (68)

dodaj komentarz
mirek1979
W Polsce rodzą tylko Ukrainki. Za 10 lat w szkołach w przeciętnej klasie będzie 20 Ukraincow a 5 Polaków. Nauczycielki też będą z Ukrainy bo nikt do tego zawodu za tak podłą pensję nie idzie
januszbizensu
Tak się dokładnie kończy ręczne sterowanie naturą i gospodarką.
telegazeta
Bo stajemy się egoistami instagramowo - tiktokowo - fejsbukowymi i ja, ja, ja, jest najważniejsze. Żeby chcieć mieć dzieci to trzeba mieć miłość sercu i gotowość aby poświęcić swoje życie i czas dla swoich pociech. A jeszcze wcześniej pokochać swojego partnera i stworzyć związek małżeński. Jak tego dokonać, skoro nie chce nam się Bo stajemy się egoistami instagramowo - tiktokowo - fejsbukowymi i ja, ja, ja, jest najważniejsze. Żeby chcieć mieć dzieci to trzeba mieć miłość sercu i gotowość aby poświęcić swoje życie i czas dla swoich pociech. A jeszcze wcześniej pokochać swojego partnera i stworzyć związek małżeński. Jak tego dokonać, skoro nie chce nam się kochać innych? Kwestie wykształcenia czy materialne, też ważne ale fundamentem jest brak miłości do drugiego człowieka... niestety...
samsza
Kryzys demograficzny zagraża gospodarce. Ekspert stawia na cudzoziemców.

Dzieci nie będzie, będą cudzoziemcy, proste.

https://biznes.interia.pl/praca/news-kryzys-demograficzny-zagraza-gospodarce-ekspert-stawia-na-cu,nId,7857551
po_co
Jakie bariery finansowe? Mój dziadek urodził się jeszcze kiedy nie było Polski na mapie, przeżył dwie wojny światowe, okresy biedy i miał 7-mkę dzieci.
Dlaczego? Bo po pierwsze śmiertelność dzieci do lat 5 była w tamtym czasie bardzo wysoka, a po drugie panowała bieda i dziecko chociaż było sporym wydatkiem było traktowane jako
Jakie bariery finansowe? Mój dziadek urodził się jeszcze kiedy nie było Polski na mapie, przeżył dwie wojny światowe, okresy biedy i miał 7-mkę dzieci.
Dlaczego? Bo po pierwsze śmiertelność dzieci do lat 5 była w tamtym czasie bardzo wysoka, a po drugie panowała bieda i dziecko chociaż było sporym wydatkiem było traktowane jako dodatkowa para rąk do pracy.
Mój tata mając 5 lat biegał z wiadrem węgla z piwnicy po to aby nagrzać w domu, wystawał swoje pod mleczarzem itd. Był tym, który zajmował się domem gdy dziadek szedł do pracy.
Co więcej kobieta w tym czasie niewiele miała do gadania, gdyby 20 letnia dziewczyna nie miała męża to byłaby wykluczona społecznie, a bezdzietna dziewczyna byłaby uznana za dziwną.
Zresztą nikt wtedy nie słyszał o antykoncepcji więc stosunek miał duże szanse skończyć się ciążą, o usuwaniu też nie było mowy bo mimo, że istniały metody na to aby wywołać poronienie to były one równie niebezpieczne dla samej kobiety.

Może to co napisałem brzmi dziś przerażająco ale tak wyglądało to jeszcze niecałe 100 lat temu, a nawet później.
Mój tata urodził się w roku 1947, a w dzieciństwie biegał bez butów i mimo, że mieszkał na śląsku to wychowywał się z kurami i królikami na podwórku. Zresztą nawet ja pamiętam króliki jeszcze króliki u wujka czy krowy pod Katowicami.

Czasy się zmieniły, kobiety stały się dużo bardziej niezależne, zapanowała moda na aborcję, popularne stały się środki antykoncepcyjne ale to co mnie osobiście wydaje się najważniejsze to fakt, że dziś dziecko nie jest po prostu nikomu do szczęścia potrzebne.
Dziś 30-letnia singielka nie robi na nikim wrażenia, jest wiele klubów do których zaglądają nawet starsze panie, które nigdy nie były zamężne. Presja społeczna to od zawsze jeden z najsilniejszych motywatorów.
Zresztą mężczyzna bez żony to dziś w pewnym sensie nawet popierane zjawisko więc tym bardziej ludzie nie czują konieczności wiązania się w trwałe związki.

I absolutnie nie chodzi o ocenę, jeżeli ktokolwiek chce poprawić demografię to przede wszystkim powinien zrozumieć jakie zmiany kulturowe zaszły na przestrzeni ostatnich kilku dekad. Błędne założenia to nieskuteczne programy takie jak 800+, bo nie chodzi o pieniądze, a o zmianę modelu życia Polaków.
sammler
Zgoda. A zacząć powinno się w ogóle od stwierdzenia, że nie ma czegoś takiego jak "optymalna liczba Polaków". Nie ma i nigdy w historii nie było. Ale...

Z drugiej strony wypada oddzielić "mody" czy inne "bo ja chcę" (aborcja) od kwestii takich jak np. planowanie strategiczne na wypadek wojny.
Zgoda. A zacząć powinno się w ogóle od stwierdzenia, że nie ma czegoś takiego jak "optymalna liczba Polaków". Nie ma i nigdy w historii nie było. Ale...

Z drugiej strony wypada oddzielić "mody" czy inne "bo ja chcę" (aborcja) od kwestii takich jak np. planowanie strategiczne na wypadek wojny. Niestety, możemy się kształcić, być coraz bardziej kosmopolityczni itd., ale NIE zmienimy jednego: naszego położenia i związanej z tym geopolityki, w szczególności potencjału obronnego, który zależy przede wszystkim od liczności kolejnych pokoleń (inna sprawa, jaka jest ich jakość, bo obecnie wychowywane "płatki śniegu" potrafią zwichnąć sobie kciuki od gry na konsoli). Dziwne jest dla mnie jedno: że w kraju, w którym każdy najchętniej ładowałby oszczędności w ziemię (bo ma wyssane z mlekiem matki, babki, prababki i praprapraprababki przywiązanie chłopa do ziemi, choć sam w życiu do tego atawizmu się nie przyzna), jednocześnie większości tak ciężko przychodzi ta konstatacja (tłumaczę to tylko jednym: Polacy zawsze patrzyli tylko na długość własnego nosa... już sąsiadowi powinno się wieść gorzej, a co dopiero jakiejś tam abstrakcyjnej zbiorowości).

Zmiana obyczajów, internet (jakoś tak się składa, że nikt w internecie nie czyta Seneki czy Dantego, o jakimś tam Wittgensteinie czy Popperze nie wspominając, a okupuje Tiktoki i inne kanały transmisji "ścieków"), postępy medycyny - to wszystko się zgadza. Tylko pozostaje jeszcze ta ch0lerna geopolityka... Putin jest zbrodniarzem wojennym, ale tym bardziej trzeba słuchać tego, co mówi. Bo jednak mówi, i to chętnie... On to wszystko traktuje jako przejaw SŁABOŚCI Zachodu. Ba, samą demokrację uważa (tu chyba akurat słusznie... przynajmniej jeśli chodzi o demokrację powszechną, czyli bez żądnych cenzusów) za największego sprzymierzeńca. Bo my wszystko robimy DLATEGO, ŻE CHCE TEGO WIĘKSZOŚĆ, a większość prawie zawsze NIE MA RACJI. Rozumiem, że rozkład normalny odkrył Gauss i w starożytnej Grecji go znać nie mogli, ale od tego czasu kilkaset lat już jednak upłynęło... A czynne prawa wyborcze obejmowały w XX wieku coraz więcej, zamiast coraz mniej ludzi, w kierunku właśnie całej tej lewej masy prawdopodobieństwa :/ Sednem jest takie ustawienie cenzusów, by nikogo nie dyskryminować (tzn. by każdy był reprezentowany), ale jednak decyzje podejmowały osoby rozumiejące (credits to Czechow w jego "Wiśniowym sadzie").

No więc większość chce ŁATWEGO ŻYCIA. WŁASNEGO życia. Większość nie jest w stanie przejść z poziomu myślenia indywidualnego na poziom wspólnoty, o niuansach geopolityki globalnej nie wspominając. Większość wraca z roboty, otwiera piwo i żre kotleta. I taka jest prawda o naszym społeczeństwie. W międzyczasie kobiety przyrządzające te kotlety, by się dowartościować, oglądają (dziś się przecież nawet nie czyta, tylko ogląda) bzdury na Tiktokach, które mówią im, że powinny walczyć o swoje "prawa" (jakie?), do których zalicza się aborcja (swój stosunek do aborcji "na żądanie" wyraziłem pod artykułem o walce Trzaskowskiego "do upadłego", który niżej linkowałem).

W ważnych dla historii momentach z tego masowego "otępienia" (czy, jeśli wolisz, letargu) wyrywali społeczeństwa MĘŻOWIE STANU. Bo to - chęć łatwego życia - nie jest przecież przywarą tylko Polaków. Podam najbardziej znany (choć moim zdaniem NIE najlepszy) przykład Churchilla: jedyne co wam obiecuję, to krew, pot i łzy! Ale wstrząsnął nimi, czyli efekt osiągnął. Czy jesteście w stanie podać mi choć jednego MĘŻA STANU, jakiego dorobiłaby się Polska przez ostatnie 30 parę lat tzw. "niepodległości"? Bo ja jednak uważam, że OSTATNIM, przy całej palecie jego przywar i skandalicznych niekiedy działań (zamach majowy, czyli zbrojne przejęcie władzy), był jednak Piłsudski. Czy ten naród naprawdę nie zasługuje na nic lepszego niż karierowicze, politykierzy, klauni i zwykli złodzieje w białych rękawiczkach? A w najlepszym razie Tusk, który często może, ale nie chce (100x gorzej od chce, ale nie może)?
po_co odpowiada sammler
Nie wiem czy to co napisałem ja i to co piszesz Ty, jest "jedyną słuszną prawdą" bo znając życie tych elementów układanki jest jeszcze więcej natomiast tak, zgadzam się, że istnieją różne perspektywy.

Tą elementarną jest wizja życia jaką kształtuje w sobie młody człowiek, a drugą są potrzeby społeczeństwa rozumiane
Nie wiem czy to co napisałem ja i to co piszesz Ty, jest "jedyną słuszną prawdą" bo znając życie tych elementów układanki jest jeszcze więcej natomiast tak, zgadzam się, że istnieją różne perspektywy.

Tą elementarną jest wizja życia jaką kształtuje w sobie młody człowiek, a drugą są potrzeby społeczeństwa rozumiane jako te wartości i cele, które pozwalają społeczności przetrwać mimo, że poszczególni członkowie mogą ich nie widzieć i nie rozumieć.

Ostatnio mój znajomy, młody człowiek, wychowany już w świecie dobrobytu, stwierdził, że społeczeństwo samo wyleczy się z problemów dostosowując się z czasem do nowych realiów co może wiązać się z jego wyginięciem.
To jest człowiek, który ma szersze perspektywy ale wciąż nie do końca jestem przekonany czy kiedykolwiek spotkał się ze skrajną biedą, taką której nie sposób dostrzec w żadnym zakątku europy.

Niemniej w dużej mierze ma rację, jeżeli nowoczesne zachodnie społeczeństwo, a takim są Polacy, nie zrozumie, że najważniejsza inwestycją w przyszłość są nasze dzieci to czeka nas wyginięcie. Nasze miejsce zajmą imigranci, którzy wciąż żyją według prostszych zasad i którzy z naszego przykładu wyciągną wnioski i rozwiną swoje społeczności po czym, jak to stale ma miejsce w historii, ich miejsce zajmą kolejne "prymitywniejsze" społeczeństwa.

Bo człowiek chociaż inteligentny to jednak nie uczy się niczego z własnych błędów popełnianych w przeszłości.
sammler odpowiada po_co
> Bo człowiek chociaż inteligentny to jednak nie uczy się niczego z własnych błędów popełnianych w przeszłości.

Człowiek traktowany jako jednostka tworząca masę. Właśnie dlatego tak ważna w historii była rola JEDNOSTEK wybitnych, które mówiły innym, żeby się ogarnęły, a ponieważ były to jednocześnie jednostki godne zaufania,
> Bo człowiek chociaż inteligentny to jednak nie uczy się niczego z własnych błędów popełnianych w przeszłości.

Człowiek traktowany jako jednostka tworząca masę. Właśnie dlatego tak ważna w historii była rola JEDNOSTEK wybitnych, które mówiły innym, żeby się ogarnęły, a ponieważ były to jednocześnie jednostki godne zaufania, większość im ufała. Dziś nikogo takiego nie mamy :/ No po prostu nie mamy...

Czytałem raporty, że średnie IQ na planecie się obniża (nie, nie dlatego - jak w pewnym żarcie/memie - że suma IQ jest stała, a liczba ludności rośnie... bo to są badania PANELOWE). To wszystko jest efektem właśnie "aggiornamento" (sorry, że posługuję się terminologią kościelną, bo tak właśnie Jan XXIII uzasadniał potrzebę zwołania soboru, ale tak mi się właśnie skojarzyło)... dostosowywania się do współczesności. Tylko że sprowadzanie wszystkiego do "innych czasów" jest... błędem. CZASY ZAWSZE SĄ INNE, z definicji. Obaj (mam wrażenie, że jesteś w moim wieku, a ja mam do emerytury jeszcze ponad 2 dekady, że tak to ujmę ;)) nie powinniśmy stawać się "dziadkami", którzy będą narzekać, że kiedyś to były czasy, a dziś nie ma czasów... ZAWSZE można to powiedzieć. Tylko że NICZEGO to nie rozwiązuje.

Moim zdaniem największym problemem współczesnej Polski jest to, że dopuszczamy do głosu MARNE jednostki, ludzi MAŁYCH. Nie tylko, choć przede wszystkim, ludzi u władzy... Bo jeśli DAJESZ komuś coś, co mu się - obiektywnie - nie należy, bo wcześniej musiałeś to "ukraść" (zebrać w podatkach) od innych, to jak to ma JEDNOSTKĘ motywować do czegokolwiek (czy to wysiłku w pracy, czy w wychowywaniu kolejnych pokoleń)? To jest - rzecz jasna - przede wszystkim skutek demokracji (gdzie indziej wcale nie wybierają lepiej, gdy działają w swojej masie - Trump to nie jedyny, a ostatni przykład), ale nie tylko. DZIENNIKARZE, tworzący media, czyli tzw. czwartą władzę, ponoszą WIĘCEJ niż proporcjonalną (którą zwykło się im przypisywać) odpowiedzialność za to, kto nami rządzi. A więc i za to, że nie mamy "drogowskazu" w postaci drugiego Piłsudskiego... Przecież współcześni dziennikarze jedyne co robią, bo spisują/nagrywają wypowiedzi "wadzy"... TRUDNYCH pytań w zasadzie NIE zadają (sami, kończący jakieś "dziennikarstwa" w miejsce kierunków merytorycznych, po prostu NIE SĄ W STANIE władzy dyscyplinować, a poza nimi mało który obywatel ma do niej bezpośredni dostęp). Urząd prezydenta, pomyślany, jako "łagodzący obyczaje" i jednoczący naród, jest traktowany - przy pełnym POKLASKU gawiedzi - jako kolejny łup partyjny :/ Sądy mają dziś gorszą renomę niż podsądni :/ W Polsce przez 8 lat wszystko zostało postawione na głowie :/ A to prawie tyle, ile trwa dojrzewanie kolejnego pokolenia... Pokolenia, które przekaże swoje "wartości" kolejnym pokoleniom (czym skorupka za młodu...).

Tak jednak było - w przybliżeniu - zawsze. Ale kiedyś mieliśmy osoby, które potrafiły wziąć to całe towarzystwo za twarz... Kto ma to zrobić dziś? Komu mamy dziś ufać? Czy ktoś będzie prowadził SPÓJNĄ politykę np. prorodzinną? Czy kolejny raz będzie 2 kadencje debatował, po czym odda władzę, a następcy wywrócą wszystko do góry nogami tylko po to, by się od poprzedników odróżniać?
incitatus
Dokładnie. Ale po co wywierać presję skoro za niedułgo będą farmy inkubatorów, gdzie wystarczy wstukać w komputer wybraną liczbę i tyle zarodków ludzkich zostanie wygenerowane z połączonych gamet. Dzisiaj to może brzmi kontrowersyjnie, ale za parę dekad to będzie chleb powszedni sterowania demografią.

Powiązane: Demografia

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki