Specjalny wysłannik Polskiego Radia dotarł do Kurdów z Halabdży, którzy cudem przeżyli atak. Aras Abid Akram był wówczas jedynym, który ocalał spośród całej rodziny. "Byłem w domu i nagle poczułem zapach gazu. To był zapach podobny do jabłek. Najpierw rozbolała mnie głowa, potem nie mogłem oddychać" - opowiada. "Trzymałem w domu kilka ptaków. Nagle zobaczyłem, że one wszystkie są martwe. Wybiegłem z domu. Zobaczyłem na ulicy leżące ciała. Z ust ciekła im piana. Wtedy uświadomiłem sobie, że to atak chemiczny. Potem chyba zemdlałem. Obudziłem się następnego dnia. Pamiętam, że ktoś robił mi okłady mokrymi chusteczkami, a mnie chciało mi się wymiotować. Dopiero po kilku dniach, kiedy doszedłem do siebie, dowiedziałem się, że cała moja rodzina zginęła" - dodaje.
Ci, którzy przeżyli masakrę w Halabdży do dzisiaj zmagają się z ciężkimi chorobami. Wielu z nich umiera na raka albo jest chorych psychicznie. Inni, którzy są zdrowi powtarzają, że to, co przeżyli, było prawdziwą apokalipsą.
Źródło:IAR


























































