Ministerstwo Rozwoju i Finansów odpowiedziało na ostrą interpelację posła Piotra Liroya-Marca w sprawie działania korporacji Uber w Polsce. Resort nie tylko odparł zarzuty o rzekomym łamaniu prawa przez Ubera. Wskazał też, że to bardzo ciekawe dodatkowe zajęcie zarobkowe dla każdego, zwłaszcza że taksówkarze sami mają sporo za uszami. Ponadto ministerstwo - zamiast dokręcać śrubę Uberowi - zaczęło zastanawiać się nad liberalizacją całego rynku. Takiego obrotu sprawy pan poseł chyba się nie spodziewał.




Na początku marca poseł Piotr Liroy-Marzec wysłał do dwóch ministerstw interpelację w sprawie funkcjonowania na polskim rynku korporacji Uber. Ministerstwa Rozwoju i Finansów (MRiF) oraz Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa. Właśnie przyszła pierwsza odpowiedź. Z Ministerstwa Finansów.
Skarga taksówkarzy
Interpelacja posła była efektem skargi Związku Zawodowego Warszawski Taksówkarz oraz Ogólnopolskiej Organizacji Pracodawców Transportu Drogowego, którą w lutym otrzymał parlamentarzysta. Obawy związków zawodowych podzielił także sam poseł, dla którego działalność Ubera zaczęła "budzić poważne wątpliwości". Stwierdził nawet, że Uber w Polsce może "działać wbrew polskiemu prawu transportowemu" i istnieje "uzasadnione podejrzenie łamania przez nią [red.: firmę Uber] polskiego prawa".
Sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów Marian Banaś bardzo wyczerpująco odpowiedział posłowi na jego osiem pytań o to, jak Ubera postrzega resort finansów. Już na samym początku przytacza on stanowisko Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów z 5 maja 2016 r., w którym czytamy: "Dotychczasowy monitoring UOKIK oraz analizy nie wskazują na konieczność interwencji urzędu zarówno w zakresie ochrony interesów konsumentów jak i ochrony konkurencji. (…) Usługa Ubera bazuje na nowoczesnych technologiach informacyjnych: taksometry zastąpiono aplikacjami na smartfony, a funkcję licencjonowania zastępuje społecznościowa i przejrzysta ocena jakości usług (…)."
Uber tylko pośredniczy
Wiceminister finansów odpiera zarzut posła o łamaniu przez Ubera prawa w zakresie Ustawy o transporcie drogowym. Resort uzasadnia, że według zgłoszonego PKD (Polska Klasyfikacja Działalności), spółka nie prowadzi działalności związanej z przewozem osobowym i taksówkowym. A działalność Ubera polega na dostarczaniu i obsłudze platformy elektronicznej, za pomocą której możliwy jest kontakt między kierowcą a klientem oraz dokonanie płatności.
Ministerstwo Rozwoju i Finansów stwierdza kategorycznie, że "nie można zaklasyfikować zakresu działalności firmy Uber do organizowania transportu zgodnie z ustawą". W przypadku platform współpracy mamy tu do czynienia z usługa społeczeństwa informacyjnego. A co za tym idzie, to na Uberze spoczywa odpowiedzialność za pośrednictwo, a na kierowcach - usługi transportowej.
Poseł Liroy dopytuje się także, czy rząd ma świadomość, iż firma Uber nie wymaga od kierowców posiadania licencji na transport osób oraz zaświadczeń lekarskich stwierdzających brak przeciwwskazań do wykonywania przewozu osób. Ministerstwo odpowiada, że owszem, polskie prawo przewiduje wymóg posiadania licencji do wykonywania działalności gospodarczej w zakresie przewozu osób, to jednak powinni mieć ją kierowcy, a nie Uber. I to na nich spoczywa obowiązek i odpowiedzialność wykonywania przewozu osób zgodnie z prawem, a nie na platformie pośredniczącej usługę pomiędzy klientem a kierowcą.
Konieczna kasa fiskalna
Poseł wskazuje także, że powszechnie akceptowana jest sytuacja, w której
kierowcy Ubera świadczą usługi bez ukończenia wymaganego ustawowo szkolenia,
bez zdania egzaminu państwowego na taksówkarza, bez taksometru oraz bez kasy
fiskalnej, co łamie równe zasady dostępu i wykonywania tego zawodu.
Sekretarz Banaś przypomniał jednak parlamentarzyście, że od 2013 r. zawód
taksówkarza został poddany deregulacji i ustawodawca pozostawił w rękach
samorządu gminy decyzję o konieczności wprowadzenia wymogu obowiązkowego
szkolenia i egzaminu. A tym samym ministerstwo w tej kwestii nie ma żadnego
władztwa i możliwości kontroli. Jednak, przyznało rację posłowi Liroyowi, że kierowcy
Ubera muszą bezwzględnie posiadać kasy fiskalne. Obowiązek ten dotyczy również
- przypomina resort finansów - wszystkich kierowców prowadzących działalność
przewozu osób. Także taksówkarzy.
Podatek i tak trzeba zapłacić
Z tego powodu, Ministerstwo Rozwoju i Finansów nie widzi podstaw do twierdzenia, że kierowcy Ubera są traktowani lepiej od taksówkarzy, a budżet państwa mógł ponieść z tego tytułu jakieś koszty. Jak czytamy w odpowiedzi na interpelację, polskie prawo nie przewiduje żadnych wyjątków czy ulg, ani szczególnych zasad opodatkowania ukierunkowanych na przedsiębiorstwa międzynarodowe czy z kapitałem zagranicznym. A także niezależnie od tego, czy działają bezpośrednio w Polsce czy poprzez platformę pośredniczącą.
Oznacza to, że zakres podstawy opodatkowania jest taki sam jak w przypadki taksówkarzy, a budżet państwa nie powinien negatywnie odczuć działalności kierowców Ubera. Mało tego, resort wyraźnie podkreślił, że obowiązek podatkowy powstaje także niezależnie od dopełnienia przez kierowcę obowiązku złożenia wniosku o wpis do Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej lub obowiązku uzyskania licencji na przewóz osób. Każdy dochód uzyskany z usługi transportu osób skutkuje obowiązkiem zapłaty podatku.
Odpowiedzialny zawsze kierowca
Resort rozwoju i finansów wskazuje, że "usługa firmy Uber wydaje się być interesującym rozwiązaniem dla osób pragnących wykonywać dodatkowe zajęcie zarobkowe". Zwraca jednak uwagę, że fakt, że firma Uber nie ponosi odpowiedzialności z tytułu braku stosownych uprawnień przez kierowców. A co za tym idzie, "to kierowcy jako ostatnie ogniwo struktury Ubera – są jedynymi odpowiedzialnymi w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości i nałożenia kary".


"Kwestia działalności Ubera w Polsce nie jest problemem odosobnionym, na podobnej zasadzie działają inne firmy organizujące przewóz osób w miastach (tzw. night drivers) oraz między miastami (bla bla car)." - informuje resort.
Ministerstwo samo dostrzega problem zbyt restrykcyjnego prawa, które nie przewiduje nowych rozwiązań, z których może w bardzo łatwy sposób korzystać konkurencja: "Wobec sztywnego gorsetu, jakim są regulacje przewozowe dla taksówkarzy, chętnych do świadczenia takich usług nie brakuje".
Taksówkarze nie bez winy
Dodatkowo resort punktuje wiele nieprawidłowości przy wykonywaniu usług przez taksówkarzy, które zwiększają zapotrzebowanie na alternatywne usługi przewozowe. Znane są ministerstwu przypadki "niewłączenia taksometru, brak wydruków z kas fiskalnych, zawyżanie cen za przejazd".
"W związku z powyższym, zasadnym jest rozważenie modyfikacji przepisów, skutkujące liberalizacją rynku przewozu osób. Pozwoliłoby to na objęcie regulacjami jak najszerszej grupy przewoźników, z jednoczesnym wyeliminowaniem szeregu obserwowanych patologii. Mogłoby to też wpłynąć korzystnie na poziom jakości oferowanych usług, spadek cen oraz poszerzenie bazy podatkowej" - przedstawia swoje stanowisko Ministerstwo Rozwoju i Finansów.


Sekretarz stanu Marian Banaś na koniec odpowiedzi na interpelację zdradza, że w następstwie wątpliwości zgłoszonych przez przedstawicieli środowiska taksówkarzy odnośnie do działalności firmy Uber na polskim rynku, Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa powołało resortowy zespół, mający na celu wypracowanie projektów rozwiązań wychodzących naprzeciw postulatom zgłoszonym przez to środowisko.
UE nada kierunek zmianom
Wiele wskazuje zatem na to, że już niedługo funkcjonowanie Ubera w Polsce może się mocno zmienić. Tak jak obecnie dzieje się to w wielu krajach. Resort czeka jednak trudne zadanie dogodzenia taksówkarzom, ale także i branży usługodawców, którzy nie oczekują ze strony rządzących wprowadzenia jakichkolwiek ram legislacyjnych dla gospodarki współdzielenia.
Kierunek zmian mogą już niedługo wyznaczyć wyroki Trybunału Sprawiedliwości UE, przed którym toczą się dwa postępowania sądowe dotyczące działania firmy Uber (postępowanie nr C-434/15 oraz C-320/16). Wyroki, które zapadną, najprawdopodobniej nadadzą kierunek i kształt prawa Unii Europejskiej dotyczącego ekonomii współdzielenia.
BlaBlaCar wyjaśnia
Serwis BlaBlaCar przysłał redakcji Bankier.pl doprecyzowanie odpowiedzi MF. Informuje, że działa on na zasadzie łączenia kierowców z pasażerami jadącymi w tym samym kierunku. Kierowcy zabierają więc pasażerów niejako przy okazji. Tymczasem kierowca Ubera przyjeżdża na miejsce na żądanie pasażera. Kolejną różnicą jest dzielenie kosztów – w BlaBlaCar kierowcy dzielą się z pasażerami kosztami podróży, nie osiągając przy tym zysków. Zupełnie inaczej jest w przypadku kierowców Ubera, którzy zarabiają na przejazdach. Dodatkowo, BlaBlaCar działa na dłuższych dystansach niż Uber czy taksówki.