
W Japonii nie ma potępienia dla samobójców, takiego aktu nie poczytuje się też za wyraz tchórzostwa. Jest tak w dużej mierze dzięki nie mającej wiele wspólnego z tradycją judeochrześcijańską kulturze, gdzie odebranie sobie życia jest jednym ze społecznie akceptowanych sposobów uporania się z problemami. O zrozumienie dla wykończonych zawodowym życiem samobójców o tyle łatwiej, że pracowitość jest w Japonii jedną z najważniejszych cnót. Pracują niemal wszyscy i niemal ze wszystkich sił.
Pracowity jak Japończyk
Zdecydowaną większość na japońskim rynku pracy stanowią mężczyźni. Część z nich dopiero zaczyna, ale wielu znajduje się u szczytu kariery, w najbardziej dogodnej z dotychczas zajmowanych pozycji zawodowych. Mają około 50 lat, są wzorowymi pracownikami o bogatym doświadczeniu i nadzwyczaj silnym poczuciu odpowiedzialności za to, co robią. I mają coś jeszcze – silną pozycję w rankingu potencjalnych ofiar wykonywanej przez siebie pracy.
Praca, którą wykonują wymaga stale najwyższego poziomu skupienia. I na tym kończy się jej stałość, bo każdy dzień oznacza zmienność warunków otoczenia, do których trzeba szybko się dostosować, biorąc pełną odpowiedzialność za osiągane rezultaty, za decyzje swoje i podległych sobie osób. Zmieniają się godziny i pora pracy, zmienia się miejsce wypełniania obowiązków, prócz pracy w biurze konieczne są służbowe wyjazdy nie mające nic wspólnego z wypoczynkiem. Po powrocie w mgnieniu oka, bez okresu przejściowego wypada odnaleźć się w pozostawionych przed wyjazdem sprawach i stawić czoła narosłym podczas nieobecności problemom.
Efekt takiego tempa i stylu życia coraz częściej bywa dwojaki.
Nie wytrzymał organizm
Karoshi, czyli śmierć z przepracowania dotyka pracownika, bo zakumulowany w jego organizmie stres, w połączeniu z długotrwałym zmęczeniem prowadzi do zatrzymania akcji serca lub zmian w mózgu. Efektem może być niewydolność, atak lub zawał serca czy wylew krwi do mózgu. Zjawisko jest dziś obiektem zainteresowania nie tylko lekarzy, lecz także socjologów, psychologów i prawników.

W Japonii wciąż przybywa diagnoz, które oficjalnie wiążą śmierć z nadmiarem pracy. Powszechnie znana jest historia pana Kanameda pracującego w branży FMCG, który zmarł w wieku 34 lat na atak serca po tym, jak pracował 110 godzin tygodniowo. Nie jest też tajemnicą przypadek 58-latka Miyazaki, który w ostatnim roku swego życia przepracował w międzynarodowym koncernie 4320 godzin (co w prostym rachunku daje wynik ponad 11 godzin pracy każdego dnia, bez uwzględniania weekendów czy świąt).
Niektórzy im podobni spodziewali się dokąd może prowadzić taki morderczy wysiłek - w pamiętniku znalezionym po śmierci 43-letniego marketingowca pojawia się refleksja na temat warunków pracy współczesnych Japończyków. Nawet niewolnikom, pisał pan Yagi, daje się czas na zjedzenie posiłku z rodziną.
Japońskie prawo pracy teoretycznie chroni pracownika, nakładając obowiązek dodatkowego wynagrodzenia za tzw. nadgodziny. Problemem jest jednak to, co poza prawem. Po pierwsze - ogrom ponadnormatywnego czasu pracy trzymany jest z daleka od oficjalnych statystyk, często też nie idzie z nim w parze odpowiednie wynagrodzenie. Po drugie – formalnie roboczy tydzień w Japonii to 8 godzin dziennie (ok. 2000 godzin w roku), tymczasem Narodowa Rada Obrony Ofiar Karoshi szacuje, że obecnie Japończycy pracują nawet 2700-3000 godzin rocznie.
To skrajne przypadki, jednak prowadzone przez japońskie ministerstwo pracy od lat 70. ubiegłego wieku badania nad karoshi dowodzą, że skala problemu wcale nie jest mała. Pytanie tylko dlaczego akurat Japonia i czy pochodzenie wyjaśnia wszystko?
Nie wytrzymał człowiek
Karojisatsu, samobójstwo z powodu nadmiaru pracy, popełniają pracownicy poddani ponadprzeciętnej dawce stresu w kilku ostatnich miesiącach życia, pracujący po kilkanaście godzin dziennie, często w nieodpowiednich warunkach, bez choćby kilku dni odpoczynku. Zanim sami odebrali sobie życie, pozbawiła ich go praca - wymagająca szybkiego trybu życia, pod nieustanną presją otoczenia i z potężnym bagażem odpowiedzialności na barkach.
Statystyki pokazują, że samobójstwa japońskich „białych kołnierzyków” dotyczą głównie mężczyzn w sile wieku. Co ciekawe, także w późnych latach 50. ubiegłego stulecia, w Japonii głośno było o ponadprzeciętnym odsetku samobójców, tyle że wśród nastolatków wkraczających w dorosłość. Problem dotyczy zatem pewnego pokolenia, którego słabość próbuje się wiązać z wydarzeniami drugiej wojny światowej, mającymi odcisnąć piętno na jego późniejszej postawie życiowej. Ówczesny gwałtowny bieg wydarzeń i nieznany dotąd wymiar brutalności wymusiły na doświadczających jej młodych ludziach szybkie wejście w dorosłość, wywracając dotychczasowy system wartości do góry nogami. W miejsce wyssanych z mlekiem matki ideałów pojawiły się nowe, adekwatne do zmienionej rzeczywistości.

Odbudowanie zniszczonego wojną kraju było możliwe tylko dzięki intensywnej pracy. Indywidualne wyrzeczenia podejmowane w imię dobra grupy/firmy stały się normą. Dzięki wzmożonym wysiłkom i nowej, wymagającej kulturze pracy udało się uplasować Kraj Kwitnącej Wiśni w czołówce najlepiej rozwiniętych gospodarek świata. Ale lata 90. przyniosły tzw. azjatycki kryzys, powodujący gwałtowne załamanie nastrojów i uznany przez pokolenie o którym mowa za kolejną życiową porażkę. Istnieje teoria, która mówi, że to właśnie te wydarzenia w dużej mierze ukształtowały wrażliwość pokolenia nie radzącego sobie dziś z zewnętrznymi wymaganiami.
|
| Z danych opublikowanych w Japonii przez National Police Agency wynika, że w ubiegłym roku co 16 minut ktoś popełniał samobójstwo w tym kraju. Co prawda nie wszystkie przypadki dotyczą omawianej grupy wiekowej, jednak największą aktywność wykazują właśnie mężczyźni w wieku około 50 lat. |
Trudno jednak sądzić, że wyłącznie historyczne zaszłości są przyczyną tak częstego popełniania samobójstw. Badająca śmiertelne skutki pracy Narodowa Rada Obrony Ofiar Karoshi, analizując historie samobójców, określiła pięć istotnych powodów ich decyzji.
Pierwszy wynika bezpośrednio z nadmiaru pracy. Po kryzysie japońskim lat 90. wiele firm, zmuszonych do cięcia kosztów, masowo redukowało etaty. Wcześniejsze zobowiązania musiały być jednak wykonane, dlatego tym, którzy pozostali na swoich stanowiskach, znacznie przybyło obowiązków.
To w naturalny przekładało się na wzrost odpowiedzialności, a zarazem stresu. Reorganizacja w firmach spowodowała w większości przypadków konieczność stawiania czoła zupełnie nowym zadaniom, co tylko utrzymywało permanentny stan poddenerwowania wśród pracowników.
Skoro wyniki (np. sprzedaży) miały pozostać na niezmienionym poziomie, należało dołożyć wszelkich starań, by wypracować je przy udziale okrojonego zespołu pracowników. Niemożliwe do osiągnięcia cele przerastały wielu.
Presja na osiągnięcie zadanych wyników powodowała znaczący przyrost nadgodzin. Zaniedbaniu uległy zasady bezpieczeństwa i higieny pracy.
NROOK zauważyła również, że jedną z przyczyn samobójstw była odpowiedzialność managerów średniego szczebla za losy podległych im pracowników. Z jednej strony powierzono im realizację polityki firmy, z drugiej – pozostawali w bezpośredniej relacji ze zwykłymi pracownikami.
Oczywiście, decyzje o samobójstwie były zwykle złożone i wieloczynnikowe, jednak rodziny wielu japońskich samobójców wskazywały na pracę i związany z nią stres jako istotne powody podjętej przez ich bliskich decyzji o odebraniu sobie życia. Dziś, w dalszym ciągu indywidualne dążenia wielu Japończyków przegrywają z oczekiwaniami otoczenia, a tak silnie zakorzeniona w tamtejszej kulturze tradycja nijak pasuje do nieustannie zmieniającej się rzeczywistości. To musi powodować frustrację, pytanie tylko czy sięgającą aż tak daleko.
Malwina Wrotniak
Bankier.pl
























































