

Przyjaźni i mili pracownicy oraz szefowie, dobra płaca, prywatna opieka medyczna i służbowe telefony – na to i wiele więcej mogli liczyć pracownicy Amber Gold. Miało być jak w bajce. Tymczasem już w czerwcu pracownicy zaczęli odczuwać brutalną rzeczywistość feralnej firmy.
Do redakcji Bankier.pl ciągle napływają e-maile od pracowników feralnej firmy, którzy opowiadają, jak miesiąc po miesiącu pracowało się u Marcina Plichty. W większości głosu nie zabierają jednak pracownicy, którzy mają już kilkuletni staż w firmie – ci nawet teraz stoją murem za pracodawcą. Informacje wypływają z kolei od pracowników, którzy w Amber Gold są od kilku miesięcy. Ci plują sobie teraz w brodę, że wcześniej nie zorientowali się, że w firmie dzieje się źle.
Na początku było jak w bajce
Jeden z pracowników Amber Gold na kierowniczym stanowisku pisze nam, że na początku nic nie wskazywało na to, aby firma miała okazać się przekrętem. On sam, zanim trafił do firmy Plichty, pracował kilka lat w branży finansowej i nic nie wzbudziło jego podejrzeń.
Jak opisuje, pracownik, który trafiał do Amber Gold, nie miał powodu do narzekania: pouczające szkolenia wstępne, umowa o pracę podpisywana już pierwszego dnia, dobre hotele i profesjonalne zespoły trenerskie. Potem praca już na swoim terenie z pracownikami i klientami. Wszystko w pełnej kulturze biznesowej i z zachowaniem wszystkich zasad i przepisów.
W e-mailu czytamy: - Jako pracodawca, Amber Gold spełniał moje oczekiwania. W tej firmie po raz pierwszy spotkałem się z poważnym traktowaniem pracowników, bardzo surowo przestrzeganym kodeksem pracy i etyki biznesowej wewnątrz firmy. Jedyne, czego bardzo mi brakowało, to jasna, systematyczna i klarowna komunikacja wewnętrzna.
Pierwsze sygnały pojawiły się w czerwcu
Zdaniem pracowników piszących do naszej redakcji, sprawy zaczęły przybierać zły obrót w połowie czerwca tego roku. Wówczas to zaczęły się częste zmiany kont bankowych. - Denerwowało nas to, że z godziny na godzinę przysyłano nam informację, że znów od teraz zmienił się nr konta do wpłat depozytów. Musieliśmy wtedy obdzwaniać klientów i informować ich o tych zmianach i tłumaczyć się, choć nikt z nas nie wiedział, dlaczego tak się dzieje. Wielu klientów na tym etapie (zmiany kont) rezygnowało z inwestycji – pisze pracownik Amber Gold.
Z dnia na dzień zmiany kont były coraz częstsze, a w lipcu zaczął się już poważny kryzys. Klienci, którzy przychodzili do oddziałów, chcieli swoich pieniędzy, a pracownicy nie mogli ich im wypłacić. Kierownicy jednostek próbowali dowiedzieć się czegoś od centrali, jednak byli zbywani - dlatego teraz mają żal do Plichty, że ich kosztem grał na zwłokę. O wszystkich poczynaniach firmy i jej prezesa pracownicy dowiadywali się z prasy, telewizji i radia.
Wszystko zaczęło się walić
Od Plichty kierownicy doczekali się jednego e-maila (to przy okazji upadku OLT). Zapewnił ich w nim, że sytuacja Amber Gold jest stabilna, a media prowadzą nieuzasadnioną nagonkę na niego i jego interesy. Parę dni później w e-mailu to samo potwierdziła żona prezesa. I na tym skończyły się informacje z centrali.
Wśród pracowników jednak zawrzało. Zaczęli docierać do poufnych danych w firmie. Dowiedzieli się m.in., że Amber Gold nie płaci kontrahentom za usługi reklamowe, pracownicy dostali zakaz zlecania zakupów materiałów biurowych, zablokowane zostały pracownikom usługi medyczne i karty paliwowe, a telefonom służbowym groziło wyłączenie, ponieważ nikt ich nie opłacał. Do tego dochodzi nieopłacanie od maja składek ZUS za pracowników oraz pieniędzy za nadgodziny i delegacje.
O każdej z powyższych rzeczy pracownicy dowiadywali się oczywiście w momencie, gdy poczuli to na własnej skórze. Np. o tym, że został im odcięty dostęp do usług medycznych dowiedzieli się wówczas, gdy po wizycie u lekarza zostały im wystawiane rachunki. Najbardziej uderzyło ich jednak to, że o likwidacji firmy poinformowały ich media.
Jednocześnie pracownicy Amber Gold podkreślają, że nie oczekują, aby społeczeństwo traktowało ich jako ofiary. Proszą jednak o to, aby nie oskarżać ich o współudział w oszustwie. Oni byli tylko zwykłymi pracownikami, którzy wykonywali obowiązki narzucone mu przez pracodawcę.
- Mimo iż większość pewnie nie uwierzy - my walczyliśmy do końca o swoją pracę, o klientów i ich pieniądze. Znosiliśmy obrazy, krzyki, rękoczyny... Mimo iż sami nie dawaliśmy już rady, walczyliśmy - do ostatniej chwili kiedy firma ogłosiła likwidację. Przepraszamy wszystkich klientów, my naprawdę wierzyliśmy w to co robimy. Daliśmy z siebie wszystko. Teraz zostaliśmy bez pracy, oszczędności swoich i swoich rodzin… przepraszamy – piszą w e-mailu do redakcji pracownicy Amber Gold.
Redakcja Bankier.pl na bieżąco będzie przyglądać się poczynaniom Amber Gold.



























































