Osłabienie wzrostu światowej gospodarki jest faktem. W Unii Europejskiej druga połowa roku jest zdecydowanie gorsza niż pierwsza. Tym samym otoczenie Polski jest coraz bardziej nieprzychylne. Szczególnie niepokoi spowolnienie niemieckiej gospodarki, która jest naszym kluczowym partnerem handlowym. Jednocześnie polska gospodarka ma wiele wewnętrznych problemów. Chociaż ostatnie dane dotyczące sprzedaży detalicznej oraz produkcji przemysłowej wypadły lepiej od oczekiwań, to perspektywy polskiej gospodarki są zdecydowanie gorsze niż przed rokiem.
Finanse publiczne balansują na krawędzi
| Skąd się bierze inflacja? |
![]() |
Osłabienie wzrostu gospodarczego jest równoznaczne ze spadkiem wpływów do budżetu. Obecnie chyba nikt poza rządem nie wierzy, że wzrost PKB w przyszłym roku wyniesie 4 proc. Prognozy wzrostu dla polskiej gospodarki obniżyły czołowe banki inwestycyjne i instytuty badawcze. Mimo piętrzących się trudności rząd z optymizmem patrzy w przyszłość i nie martwi się niebezpieczeństwem przekroczenia kolejnego progu ostrożnościowego. Jednak wbrew pozorom dobre nastroje polityków mają solidne uzasadnienie.
Odsiecz przyjdzie z NBP
Mimo wielu trudności budżet wcale nie musi popaść w tarapaty. Wiadomo, że osłabienie złotego jest sporym problemem dla rządu, gdyż oznacza wzrost obciążenia z tytułu zadłużenia denominowanego w walutach obcych. Jednak słabość polskiego pieniądza ma także drugie oblicze, które paradoksalnie może uratować budżet.
Kiepska postawa złotego skłoniła Narodowy Bank Polski do interwencji na rynku walutowym. Spekulacje mówią, że działania zmierzające do umocnienia polskiego pieniądza mogły przynieść bankowi centralnemu olbrzymie zyski. Ponadto słaby złoty księgowo powiększa wpływy NBP z tytułu lokat dewizowych, które stanowią najważniejsze źródło zysku banku centralnego. Ostrożne szacunki wskazują na 10 mld złotych zysku NBP, lecz optymistyczne założenia wskazują na 20 mld. Kwoty są zatem niebagatelne.
Zgodnie z prawem NBP musi przekazać 95 proc. zysku do budżetu państwa. Reszta zostaje w banku centralnym jako odpis na fundusz rezerwowy. Tak więc ministerstwo finansów może oczekiwać kilkunastu miliardów złotych dodatkowych wpływów. Wystarczy tylko przypomnieć, że deficyt planowany na przyszły roku wynosi 35 mld złotych. Rząd może zatem oczekiwać dodatkowych wpływów wielkości połowy dziury budżetowej. Oczywiści pod warunkiem, że szacunki były trafne.
Podatek inflacyjny
![]() | Co się dzieje ze strefą euro? |
Uratowanie budżetu oznacza wyższą inflację. Liczony w miliardach złotych zysk NBP jest dodatkowym pieniądzem w gospodarce, który będzie wywoływał presję na wzrost cen. Tak więc mimo braku podwyżek podatków Polacy będą składać się na dziurę budżetową, płacąc więcej za żywność i paliwa. Problem drożyzny w naszym kraju zostanie spotęgowany.
Uniknięcie problemów budżetowych daje rządowi kolejny rok do pracy nad naprawą finansów publicznych. Przyszłość naszego kraju pozostaje w rękach polityków i tylko od nich zależy jak najbliższe miesiące zostaną wykorzystane. Trzeba mieć nadzieję, że rządzący nie zmarnują szczęśliwego zbiegu okoliczności i zdążą przeprowadzić konieczne reformy.
Piotr Lonczak
Bankier.pl
p.lonczak@bankier.pl




























































