9 maja Koreańczycy pójdą do urn, by wybrać głowę państwa, która zastąpi odwołaną po korupcyjnym skandalu prezydent Park Geun-Hie. Wyborcy mają twardy orzech do zgryzienia w sytuacji, kiedy narastają napięcia z północnym sąsiadem, a USA pod rządami Donalda Trumpa okazują się nieprzewidywalnym sojusznikiem.


Impeachment koreańskiej prezydent Park Guen-Hie zakończył się 10 marca, choć już 9 grudnia została odsunięta od obowiązków po wybuchu skandalu korupcyjnego z jej udziałem. Jest ona oskarżana o nadmierne uleganie wpływom swoich doradców, w szczególności szamanki Czoi Sun-Sil. Według doniesień medialnych, to właśnie ona pociągała za wszystkie sznurki w rządzie za pośrednictwem prezydent, załatwiając przy tym dotacje państwowych koncernów dla dwóch swoich fundacji, dzięki czemu sama mogła się wzbogacić.
Napięcia na półwyspie
Jednak tematem najbardziej elektryzującym w kampanii wyborczej jest narastający konflikt z Koreą Północną, podsycany przez kolejne próby jądrowe i balistyczne przeprowadzane przez ten kraj. Odpowiedzią są kolejne sankcje nakładane na reżim Kim Dzong Una, a także rozmieszczenie w Korei Południowej systemów antyrakietowych THAAD.
Ostatnie lata zakończyły tym samym rozpoczęte na przełomie wieków działania zbliżające oba kraje. Symbolicznym momentem było zamknięcie 10 lutego 2016 r. specjalnej strefy ekonomicznej Kaesong na północ od linii demarkacyjnej, gdzie firmy z południa mogły korzystać z taniej siły roboczej z północy, a reżim miał dzięki temu dostęp do walut obcych. W sytuacji narastającej nieufności i przekonania, że dewizy finansują program jądrowy, dalsze funkcjonowanie strefy okazało się niemożliwe.
Przy podejmowaniu jakichkolwiek działań Korea Południowa musi się jednak liczyć ze zdaniem głównego partnera handlowego, Chin, oraz najważniejszego sojusznika, USA. Szczególnie ten drugi kraj w ostatnim czasie Koreańczykom trudno rozgryźć, ponieważ z jednej strony Donald Trump próbuje kolejnymi sankcjami odciąć reżim od świata, a z drugiej zapowiedział gotowość do rozmów z Kim Dzong Unem, czego rzekomo nie konsultował z azjatyckimi partnerami. Także w tematyce obronnej charakteryzuje się dużą zmiennością, najpierw rozmieszczając na półwyspie systemy antyrakietowe THAAD, a później domagając się za nie zapłaty miliarda dolarów.
Prawnik na czele wyścigu
Według sondaży, zdecydowanym faworytem wyborów jest liberalny kandydat Demokratycznej Partii Korei, Moon Joe-in, który cieszy się około 40 proc. poparciem. Ten 64-letni prawnik zajmujący się od lat prawami człowieka, pochodzący z rodziny uchodźców z Korei Północnej, przykłada wagę do stosunków ze wszystkimi partnerami. Zapowiedział, że stworzy rząd, którego Korea Północna będzie się najbardziej bała, Stany Zjednoczone będą mu najbardziej ufać, a Chiny będą mogły na nim najbardziej polegać.
Wychodzi on z założenia, że sankcje same w sobie nie zakończą programu nuklearnego Kimów i konieczny jest powrót do dialogu. Mówi się nawet o ponownym otwarciu strefy ekonomicznej Kaesong. Był także przeciwny rozmieszczeniu systemu THAAD, podkreślając, że tak ważna decyzja powinna poczekać na wybór głowy państwa i nie powinna być podejmowana, gdy krajem rządzi prezydent tymczasowy.
W kwestiach gospodarczych Moon zwraca uwagę przede wszystkim na zerwanie powiązań między rządem a dużymi firmami, tzw. czebolami, oraz powstrzymanie narastania gigantycznego długu prywatnego. Zamierza też uruchomić wart około 9 mld dolarów program wspomagający tworzenie nowych miejsc pracy.
Biznesmen w natarciu
Na drugim miejscu według sondaży jest magnat branży software Ahn Cheol-Soo, którego poparcie oscyluje w granicach 20-25 proc. i jest tym wyższe, im bardziej rosną napięcia na północnej granicy. Pochodzi on z bogatej rodziny i kończył amerykańskie University of Pennsylvania oraz Wharton School - tę samą, co Donald Trump.
Prowadzi ostrą retorykę przeciw Korei Północnej, uważając, że nigdy nie można dopuścić, by była ona uznana za kraj posiadający broń jądrową i jeśli zajdzie taka konieczność, to Południe powinno uderzyć pierwsze, by temu zapobiec. Opowiada się za powrotem do negocjacji, ale również za zwiększeniem wydatków na obronę. Był zwolennikiem rozmieszczenia systemów THAAD, ale kiedy Donald Trump zażyczył sobie za nie zapłaty, jego notowania sondażowe zaczęły spadać.
Zmierzch konserwatystów
Obaj kandydaci liczący się w zmaganiach o prezydenturę są liberałami, co oznacza, że wybory 9 maja najprawdopodobniej skończą trwające od 2007 r. rządy konserwatystów. Kandydat Koreańskiej Partii Wolności, kontrowersyjny Hong Joon Pio, według sondaży może liczyć na maksymalnie 20-proc poparcie. To oznaczać może nie tylko rewolucję w stosunkach z Koreą Północną, ale także zmianę kursu w gospodarce. Najbardziej widocznym tego przejawem będzie najprawdopodobniej przeznaczenie środków z budżetu państwa na programy przeciwdziałające stagnacji gospodarczej, których celem będzie dofinansowanie tworzenia nowych miejsc pracy i przedsiębiorstw.