Federalna Administracja Lotnictwa nie zwalnia tempa. Wszczęła dwa kolejne śledztwa w Boeingu. Jedno dotyczy potencjalnie sfałszowanych dokumentów odnośnie do użytego tytanu, a drugie - maszyny 737 Max 8 linii Southwest Airlines, który niebezpiecznie się kołysał podczas lotu (w żargonie takie zachowanie maszyny nazywa się "holendrowaniem").


Intensywna analiza, której poddawany jest Boeing, skutkuje nowymi śledztwami. Dostawca tytanu Spirit AreoSystems, który produkuje części i dla amerykańskiego koncernu i dla francuskiego Airbusa, zauważył dziury w tytanie spowodowane korozją. Natychmiast zaalarmował swoich odbiorców. Po przeprowadzeniu ponad 1000 testów zdecydował o wycofaniu około 1000 części.
Jak stwierdził Boeing, problem tytanu dotyczy całej branży lotniczej i obejmuje dostawy od ograniczonej grupy producentów. Jednak dotychczasowe badania wykonane przez koncern wykazały, że pomimo fałszywej dokumentacji "skierowanych do nich tytanowych części", użyto prawidłowego stopu.
- To dokumenty zostały sfałszowane, a nie tytan - powiedział jasno rzecznik Joe Buccino. W komunikacie dodał cytowany przez BBC News, że koncern "na bieżąco usuwamy wadliwe części, stąd flota będąca w eksploatacji może nadal bezpiecznie latać".
Być może nieporozumienie wynikało z faktu, że Boeing kupił metal co prawda od swojego dostawcy, ale w oddzielnej transakcji. Reasumując, w przypadku amerykańskiej firmy uszkodzenie dotyczyło niewielkiej partii części.
Drugie dochodzenie dotyczy lotu z Phoenix w Ariconie do Oakland w Kalifornii, podczas którego doszło do niebezpiecznego kołysania się na boki samolotu. Pilotom udało się ustabilizować lot, ale maszyna doznała "znacznych uszkodzeń". Przegląd wykonany po feralnym locie wykazał uszkodzenie zespołu zapewniającego zasilanie awaryjne steru. - To jednorazowy przypadek, a nie kolejny powszechny problem samolotów - wyjaśniają eksperci.
opr. aw