Co więcej, dzierżawca pałacu Włodzimierz Sobiech miewa humory. Gdy weszliśmy z nim na pałacowe podwórze, nagle zniknął, zostawiając nas oko w oko ze sforą ujadających psów. Część z nich biegała swobodnie. Powiało grozą. Trzeba było zachować zimną krew i szybko opuścić podwórze. O zwiedzeniu pałacowych wnętrz mogliśmy tylko pomarzyć. Tego dnia pałac próbowała też zwiedzić kilkuosobowa grupa turystów. Ale dzierżawcy akurat nie było. Mogli zrobić jedynie kilka zdjęć zza murów.
Te mury to również osobliwość. Niższe z nich (od strony drogi prowadzącej na pałacowe wzgórze) pokryte są warstwą cementu, z którego wystają grube kawałki szkła. Efekt -koszmarny.
Przewodniki turystyczne uprzedzają, że ze zwiedzaniem pałacu różnie bywa. Najlepiej przyjeżdżać od maja do października. Z kolei lokalna prasa od lat obficie opisuje narastającą niechęć między dzierżawcą pałacu a miejscowymi władzami samorządowymi. - Nikt nie podważa zaangażowania pana doktora Sobiecha w odgruzowanie i zabezpieczenie pałacu – przyznaje Zdzisław Fleszar, wójt Kamieńca Ząbkowickiego. – Ale wygląda to tak, że pieniędzy na dalszy remont dzierżawca nie ma – dodaje. Sam Sobiech nie chce rozmawiać o kondycji pałacu. – Nie mam czasu – ucina w rozmowie.
Plany i rzeczywistość
- A przydałoby się większe otwarcie na turystykę, na zdobywanie gości – wzdycha Stanisław Korzępa, przewodnik sudecki znawca historii pałacu Marianny Orańskiej i jej rodziny. Włodzimierz Sobiech zajmuje się zabezpieczeniem i rekonstrukcją pałacu od 1985 r. Obecny wójt Kamieńca Ząbkowickiego, Zdzisław Fleszar, był wówczas naczelnikiem gminy. Obaj szli wtedy ramię w ramię. Cały Kamieniec pamięta entuzjazm, fortele mające uśpić czujność ówczesnych PRL-owskich władz wojewódzkich, pierwsze lata odgruzowywania budowli i „przekręty” pozwalające dostarczyć do pałacu materiały budowlane. Przy rekonstrukcji pracowali miejscowi. Na dziedzińcu hulał specjalny tartak.
- Wszyscy pomagaliśmy jak mogliśmy. Cała gmina – opowiada wójt. Plan był taki: odbudowę pałacu miał wesprzeć pewien polonus z Wielkiej Brytanii. W zrekonstruowanym zabytku miał być dom dla wracających z zagranicy Polaków, którzy emeryturę zechcą spędzić w kraju ojczystym.
Ale plan nie wypalił. Potencjalny inwestor wycofał się. W 1988 r. Fleszar zrezygnował z naczelnikostwa. A dzierżawca został tylko z własnymi pieniędzmi. Kolejne władze gminy już nie żyły dobrze z Sobiechem. Na początku lat 90. próbowały nawet sprzedać pałac. Dzierżawca zaprotestował. I pomysł padł.
Sobiechowi nie układało się też ani z konserwatorem zabytków, ani z nadzorem budowlanym Spór dotyczył planu urządzenia w części pałacu pomieszczeń hotelowych i kawiarni – co w końcu doszło do skutku. W międzyczasie wójtem Kamieńca Ząbkowickiego ponownie został Zdzisław Fleszar. Wrócił z całkiem nowym pomysłem na pałac.
Na sprzedaż z dzierżawcą
Kamieniec Ząbkowicki ma dobre połączenia komunikacyjne z resztą regionu. Leży nieopodal głównej trasy, ciągnącej się przez całą Kotlinę Kłodzką. Łatwo tu dojechać z Wrocławia. W samej gminie jest sporo zabytkowych budowli, a wokół pałacu rozciągają się pozostałości ogrodów i olbrzymi park. Największym wrogiem neogotyckiej atrakcji jest jej wielkość: ponad 52 tys. m sześc. kubatury.
- Samo ogrzewanie, likwidacja szkód spowodowanych przez wilgoć…Na to trzeba ogromnych pieniędzy – zauważa Stanisław Korzępa. Na zabytkowego molocha zawsze brakowało chętnych. A dzierżawca miał żal do władz, że chcą się go pozbyć, bo liczą na bogatego inwestora.
- Chcę to załatwić z honorem i do końca – oświadcza wójt Fleszar. – Pałac musi zostać doinwestowany i otwarty dla zwiedzających bez żadnych przeszkód. Stąd pomysł na przetarg na opracowanie wyceny pałacu oraz kosztów poniesionych przez Włodzimierza Sobiecha. Gmina w ten sposób chce poznać realną wartość zabytku. - Kiedy będziemy mieć już to za sobą, to w przyszłym roku zostanie ogłoszony przetarg na sprzedaż pałacu – wyjaśnia Fleszar. Zajmą się tym już nowe władze gminy. Ewentualny nabywca ma również wykupić majątek Włodzimierza Sobiecha. - Zakupem pałacu są zainteresowane duże podmioty gospodarcze – informuje wójt Fleszar. Szczegóły są na razie tajemnicą.
Nieoficjalnie wiadomo, że w grę wchodzi przedsiębiorstwo polsko-hiszpańskie oraz amerykańska grupa deweloperska. Pałacem od lat interesuje się też pewien Polak związany biznesowo z kapitałem chińskim. Dwie firmy zgadzają się na zakup obiektu wraz z Włodzimierzem Sobiechem.
W Kliczkowie się udało
Czy uda się przywrócić świetność rezydencji Marianny Orańskiej? Napawające optymizmem precedensy już są. Kilka lat wcześniej udało się znaleźć inwestora i odrestaurować zrujnowany zamek Kliczków (40 tys. m sześc. kubatury). Obecnie jest tam hotel i atrakcyjne centrum rekreacyjno-wypoczynkowe. W podobny sposób udało się uratować mniejsze pałace w Krzyżowej i w Kraskowie.
Ale bywa i tak, że prywatny właściciel traci zabytkowy obiekt. Tak było niedawno w Legnicy, gdzie miejscowy samorząd odebrał właścicielowi sprzedany mu siedem lat wcześniej pałac. Powód: samorządowcy uznali, że właściciel nie jest w stanie realizować prac i ponosić kosztów rewitalizacji zabytku, do jakich zobowiązał się w umowie.
Patrycja Gowieńczyk
Marta Zieleń („Polski Tygodnik Regionalny”)
/komentarz/ Nakarmić wilka, ocalić owcę
Romantyczne historie lepiej słuchać, niż je samemu przeżywać. A jednak taką właśnie historię przeżywa Kamieniec Ząbkowicki. Ekscentryczna królewna, fascynująca budowla, dramatyczne losy…I w końcu prawdziwy wielbiciel, który w wyjątkowo niekorzystnych dla jakiejkolwiek inicjatywy czasach pojawia się, żeby uchronić chylący się ku ruinie obiekt. Poświęca mu życie i większość swojego kapitału. I co dalej?
Pałac nie odzyskał piękności, a pieniądze się skończyły. Na dziedzińcu, zamiast zachęcającej do zwiedzania obsługi, sfora ujadających psów. Zgody między dzierżawcą a samorządem nie ma.
Tracą wszyscy. I Kamieniec Ząbkowicki – bo po szybkim zwiedzeniu obiektu nie ma tam co robić. I mieszkańcy miejscowości – bo w zrekonstruowanym i atrakcyjnym pałacu byłaby praca, a wokół kwitłby handel. Do Kamieńca pasuje stare powiedzonko, że idealnie jest, gdy i wilk jest syty, i owca cała. Może trzeba powołać mediatora? (pg, mz)
/na raster/ Burzliwe dzieje
W XIX w. w ramach spadku nową właścicielką Kamieńca Żąbkowickiego (i innych znaczących dóbr w Kotlinie Kłodzkiej) zostaje Marianna Orańska (1810-1883) – córka króla Niderlandów Wilhelma I oraz Wilhelminy Pruskiej.
Królewna Marianna słynęła z wyjątkowo trafnych decyzji ekonomicznych. W szybki i sprawny sposób potrafiła pomnażać swój majątek, co przekładało się również na stan jej dóbr. Uchodziła także za kobietę ekscentryczną i kontrowersyjną.
Marianna została wydana za mąż za syna króla Prus – Albrechta von Hohenzollerna. Jednak zamiast brylować na królewskich i książęcych salonach Berlina, wolała życie na prowincji i podróże. Małżeństwo nie należało do szczęśliwych. Marianna przewyższała intelektem męża, poza tym nie ceniła jego sposobu bycia związanego przede wszystkim z wojskiem. Albrecht zaczął zdradzać żonę, a ta nie pozostała mu dłużna. Największym skandalem z udziałem Marianny okazał się być romans z własnym koniuszym, z którym w końcu zaszła w ciążę. Hohenzollern zażądał rozwodu, a jego małżonka dostała zakaz przebywania na terytorium Prus dłużej niż 24 godziny.
Do Kamieńca przyciągała księżną rozpoczęta w 1836, a zakończona w1872 r. budowa jej wymarzonego pałacu. Miał on łączyć cechy szkockiego zamczyska z gotycką architekturą północnoniemiecką (dokładnie chodziło o budowle zakonu krzyżackiego). Inwestycja kosztowała Mariannę około miliona dukatów (równowartość trzech ton złota). Pałac poza efektowną architekturą i pięknymi wnętrzami miał jeszcze inne walory:
imponujący kompleks parkowo-ogrodowy, nowoczesną pompownię wody i własną gazownię, a nawet windę pozwalającą sprawnie przemieszczać się między kolejnymi piętrami. W czasie II wojny światowej, pałacem władała paramilitarna organizacja Todta. Urzędnicy III Rzeszy urządzili w nim magazyn przejściowy dla zagarnianych w czasie działań wojennych dzieł sztuki.
W 1945 r. w Kamieńcu pojawiły się wojska Armii Czerwonej. Pałac i cały Kamieniec zastali nietknięty. Po wyjątkowo agresywnym rabunku wnętrz, budowlę podpalono. I to na tyle skutecznie, że od tamtej pory zmieniła się w straszącą okolicę ruinę. Na marginesie warto wspomnieć, że piękne marmury z pałacu Marianny posłużyły m.in. do „upiększenia” Sali Kongresowej w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki.