Polska pod względem dzietności kobiet zajmuje 13 miejsce na świecie. Niestety, 13 od końca, czyli 212 w rankingu. Najnowsze prognozy pokazują, że do 2060 roku liczba mieszkańców Polski spadnie o niemal 8 mln osób. Zapowiada się, że zmiecie nas demograficzne tsunami.

Image licensed by Ingram Image
Z najnowszych prognoz przedstawionych przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych wynika, że do 2060 roku Polaków może być nawet o 7,9 mln mniej, niż obecnie. Populacja Polski wyniesie wtedy 30,6 mln osób. Tak przewiduje scenariusz pesymistyczny. W bardziej optymistycznym scenariuszu Eurostatu ubędzie nas "tylko" 6,1 mln, a ludność Polski w 2060 r. wyniesie 32,4 mln osób.
Nie stać nas na dzieci
Przeciętnie jedna Polka rodzi 1,32 dziecka. To za mało, dlatego mamy głęboki kryzys demograficzny. Polacy chcą mieć dzieci, ale ich nie stać - tak twierdzi 3-milionowa rzesza bezdzietnych ludzi w wieku do 34 lat. Źle skonstruowany system wsparcia rodziców nie zachęca do posiadania potomstwa.
Gorzej w Europie pod względem dzietności kobiet jest tylko w Rumunii, Czechach, Bośni i Hercegowinie oraz na Ukrainie i Litwie. Mieszkanka Libii (112 miejsce, połowa rankingu) rodzi 2,09 dziecka, a w wielu krajach afrykańskich współczynnik dzietności przekracza 5. Równocześnie Polki mieszkające na stałe w Wielkiej Brytanii należą do grupy emigrantów o największej liczbie urodzeń. W 2011 roku nasze rodaczki urodziły 20 tys. dzieci i wyprzedziły nawet mieszkające na wyspach Pakistanki.
| » Nikt nie chce zatrudniać kobiet w ciąży |
Zatem dlaczego w Polsce kobiety nie chcą rodzić? Odpowiedź wydaje się prosta. System wsparcia rodziców i niskie zarobki nie zachęcają do posiadania dzieci. Państwo ogłosiło rok 2013 rokiem rodziny. W związku z tym dokonano kilku zmian w kwestii rozliczania ulgi na dziecko oraz wydłużono urlopy macierzyńskie, wprowadzając tzw. urlopy rodzicielskie. Były minister sprawiedliwości Jarosław Gowin stwierdził, że to za mało, dlatego proponuje wprowadzenie bonów na każde dziecko w wieku od 1 roku życia do momentu rozpoczęcia nauki w szkole w wysokości 550 zł miesięcznie. Jednak nawet ta propozycja nie sprawi, że z gruntu zły system nagle zacznie działać poprawnie.
Ulga na dziecko, czyli drobne na lizaka
Dobitnym potwierdzeniem tezy, że państwo nie zachęca do posiadania dzieci, jest system podatkowy. W tym roku dokonano zmian w sposobie jej rozliczania. Wprowadzono różne stawki ulgi w zależności od liczby dzieci. Na pierwsze i drugie dziecko przysługuje kwota ulgi w wysokości 1112,04 zł za cały rok, czyli 92,67 zł miesięcznie. Rodziców dodatkowo obowiązuje wspólny limit dochodów w wysokości 112 tysięcy złotych. Jeśli go przekroczą, to utracą prawo do ulgi. Od 2013 roku podniesiono także wartość ulgi na trzecie dziecko, która wynosi 1668,06 zł rocznie, a więc 139 zł miesięcznie. Na czwarte i każde kolejne dziecko ulga wynosi 2224,08 zł rocznie, czyli 185,34 zł miesięcznie.
![]() | » Wychowanie dzieci powinno być uwzględniane przy wysokości emerytury |
VAT i MdM, czyli podatkowe absurdy
Kolejny przykład braku wsparcia ze strony państwa to objęcie ubranek na dzieci najwyższą stawką podatku VAT. To dodatkowo obciąża młodych rodziców, którzy w większości przypadków ledwo wiążą koniec z końcem. Przeciętna pensja w Polsce to nieco ponad 2,5 tys. zł brutto, ale aż 70% ludzi zarabia mniej. Plaga umów śmieciowych sprawia, że ludzie nie mają pewności zatrudnienia, które dodatkowo potęguje wysokie bezrobocie. W takiej sytuacji państwo powinno robić wszystko, by produkty skierowane do maluchów były możliwie najtańsze. Nałożenie na nie najwyższej stawki VAT to działanie po prostu przeciw rodzicom.
Następny dowód na chaotyczną politykę prorodzinną to konstrukcja programów wspierających zakup pierwszego mieszkania. Nikt chyba nie ma już wątpliwości, że "Rodzina na swoim" była korzystna głównie dla deweloperów i sektora bankowego. Program "Mieszkanie dla młodych" będzie powielać błędy poprzednika, bo opiera się na podobnych założeniach.
Młodzi ludzie zwykle zarabiają marnie, przez co znaczną część dochodów muszą wydawać na opłaty z tytułu wynajmu mieszkania. W związku z tym większości nie stać na odłożenie pieniędzy na wkład własny. Jednak zdaniem architektów systemu podatkowego stać ich na utrzymywanie systemu emerytalnego, który w największym stopniu nagradza tych, którzy pracowali krótko, ale dla państwa.
| » Gdzie opłaca się mieć dzieci? |
Młody człowiek zarabiający 2 tys. zł brutto rocznie oddaje państwu ok. 10 tys. w postaci składek do ZUS-u i podatków. Lwia część tych pieniędzy trafia do rolników, górników, młodych policyjnych emerytów, deweloperów na państwowych dotacjach itd. Gdyby połowa tych pieniędzy trafiała na "książeczkę mieszkaniową", to po 5 latach pracy większość par byłoby stać na wkład własny bez konieczności żebrania o dotację z rządowych programów.
MdM nie pomoże młodym rodzicom. Pomoże za to tym, którzy już mają pieniądze. Oczywiście nie wolno przy tym zapominać o podwyższonej stawce VAT na nowe mieszkania, które po części państwo zapłaci samo sobie, dopłacając do mieszkań w ramach programu "Mieszkanie dla młodych". Absurd goni absurd.
To nie koniec wad systemu
Nikt nie ma wątpliwości, że młode mamy powinny spędzać ze swoimi dziećmi jak najwięcej czasu. Z tego powodu wydłużono urlop macierzyński, który chociaż jest dobry dla dzieci, to niekoniecznie służy młodym mamom. Pracodawcy nie chcą zatrudniać kobiet w ciąży. Jeszcze bardziej zniechęcą się do zatrudniania tych, którzy jeszcze w ciąży nie są, bo mogą zniknąć ze stanowiska pracy na ponad rok! Tak naprawdę nie jest to ochrona kobiet w ciąży, ale zamrażanie stanowisk pracy, które tworzy tylko dodatkowe koszty.
Problemu długich urlopów macierzyńskich nie byłoby, gdyby w Polsce nie było wysokiego bezrobocia, a panie miały przeświadczenie, że po urodzeniu dziecka bez większego problemu znajdą inną pracę, która ułatwi im opiekę nad potomkiem i nie zaszkodzi w robieniu kariery zawodowej. Jednak do tego potrzebne byłoby znaczne obniżenie kosztów pracy i uelastycznienie kodeksu pracy, np. zwolnienie z ZUS-u dla pracodawców zatrudniających kobiety po urodzeniu dziecka. Wówczas nie trzeba by stosować forteli prawnych po to, by zrzucać na przedsiębiorców koszty prowadzenia polityki prorodzinnej przez państwo.
Państwo w dużej mierze tylko udaje, że pomaga
Wprowadzane zmiany mają charakter kosmetyczny i w dalszym ciągu kontynuują politykę, która od 10 lat się nie sprawdza. Dowodem na to jest niż demograficzny, który przestał nam grozić, bo po prostu jest i basta. Paradoksalnie najbardziej odczują go osoby na państwowych posadach. Nauczyciele już tracą pracę. Niebawem zaczną się zwolnienia w policji. Być może za kilka lat trzeba będzie zmniejszyć liczbę posłów w parlamencie. Tylko wtedy może być już za późno.
Łukasz Piechowiak
Bankier.pl























































