REKLAMA
TYDZIEŃ Z KRYPTO

Brokuły mecenasa Fogelmana

2010-02-24 12:55
publikacja
2010-02-24 12:55

Lejb Fogelman jest stałym elementem pejzażu najdroższych warszawskich restauracji. W jego towarzystwie lubią pokazywać się aktorzy, pisarze, muzycy, a także politycy i to z różnych stron sceny politycznej. Lejb Fogelman to Senior Partner Międzynarodowej Firmy Prawniczej Dewey Ballantine, która doradzała przy największych transakcjach w naszym kraju.

Marzena Rowicka: Niektórzy uważają cię za prawdziwego kosmopolitę. Z jakimi krajami czujesz się najbardziej związany?

Lejb Fogelman: To zależy od tego, czy z powodów osobistych, czy też ze względu na wykształcenie i zdobyte doświadczenie. Dzieciństwo spędziłem w Polsce. Najbardziej jestem emocjonalnie związany z Legnicą, gdzie po wojnie się urodziłem. Legnica była wtedy miejscem zderzenia różnych kultur. Byli tam Grecy, Cyganie, Niemcy oraz Żydzi. I, oczywiście, mnóstwo przybyszy z rosyjskiego imperium: Kałmuków, Rosjan, Kazachów, Gruzinów. Z tych też czasów pochodzi mój przydomek Lonia. Dzieci tak na mnie wołały na podwórku, no i tak jakoś zostało do dzisiaj. Młodość spędziłem w Nowym Jorku i Bostonie. Tam zdobyłem wykształcenie. W Polsce skończyłem tylko pierwszy rok prawa na Uniwersytecie Warszawskim i w 1969 r. na fali emigracji marcowej wyjechałem do USA. W Nowym Jorku skończyłem college. Robiłem doktorat z historii myśli na Uniwersytecie Columbia, a potem prawo na Uniwersytecie Harvarda. Przez 10 lat praktykowałem prawo w Bostonie, a w 1990 r. zostałem partnerem zarządzającym biurami zagranicznymi w jednej z największych międzynarodowych firm prawniczych. Wtedy też wróciłem do Warszawy i założyłem tu biuro. Cztery lata temu przyłączyło się ono do firmy Dewey Ballantine, jednej z czołowych w Nowym Jorku. Zatem wygląda na to, że czas przekwitania przeżyję w Polsce. (śmiech).



A epizod paryski?

Tak. Był taki. Studiowałem na Sorbonie, ale tylko rok w college’u. W Rosji też byłem rok, na specjalnym stypendium ufundowanym przez kongres amerykański i fundację Fulbrighta. Pojechałem tam, żeby dokończyć badania do pracy doktorskiej. Nie byłem pewien, czy Rosjanie mnie wpuszczą, bo wcześniej dwa, trzy razy wystąpiłem o wizę i nie chcieli mi jej dać. Jednak w końcu w Rosji byłem. Spędziłem tam rok, co było dla mnie niesłychanie ciekawym przeżyciem. W tym czasie Rosja przeżywała apogeum autorytaryzmu. Było to przerażające, bo wtedy wydawało się, że imperium nigdy nie upadnie. Przypominało Bizancjum.

Z jednej strony, lubisz metropolie i klimat takiego city life, z drugiej strony spędzasz dużo czasu na mazurskiej wsi. Czy taki ekstremalny jesteś też w życiu zawodowym?

Lubię metropolie. Bardzo często jestem w Nowym Jorku i Bostonie, które uważam za mój drugi dom. Mam tam nawet swojego lekarza i dentystę. Bardzo często bywam też w Tel Awiwie. Odwiedzam również Sztokholm, gdzie mieszka duża część mojej rodziny oraz Paryż i Londyn, gdzie po prostu lubię być. Jednak to, co dzieje się w moim życiu prywatnym, zupełnie odstaje od sfery zawodowej. To są jakby dwa światy. W pracy jestem pedantem. Wymagam od moich współpracowników, żeby wszystko było perfekcyjnie wykonane. Wiem, że to może być męczące dla ludzi wokół mnie.

Nie pasuje mi to do ciebie. Pedant?

Chodzi o to, że czymkolwiek człowiek się zajmuje, powinien to robić jak najlepiej i dać z siebie wszystko. Prawnicy mają to do siebie, że zbyt często myślą o problemach, a nie o rozwiązaniach. Amerykańskie prawo, które stosuję w mojej praktyce, jest pragmatyczne, nastawione właśnie na rozwiązania. Wyrasta ponadto, w przeciwieństwie do polskiego, z tradycji kapitalizmu i Starego Testamentu. To jest prawo, które kładzie większy nacisk na autonomię i odpowiedzialność jednostki. W każdej spornej sprawie można dojść do racjonalnego rozwiązania. Liczą się rezultaty, mniej estetyka czy forma.

Jesteś chyba jednym z nielicznych prawników, który ot tak po prostu, dla przyjemności zagrał w filmie.

Zagrałem epizodyczną rolę handlarza złotymi monetami w filmie „Pianista”, który reżyserował mój przyjaciel Roman Polański. Żałuję, że nie mam talentu aktorskiego, bo gdybym miał, to prawdopodobnie z moimi zdolnościami przekonywania ludzi i charyzmą, dostawałbym same główne role do zagrania. Ale ponieważ jestem narcyzem, to pewnie interesowałyby mnie postaci, w których mógłbym pokazać siebie. W pewnym sensie traktuję życie publiczne jak scenę, chociażby dlatego, że kiedy inni mnie widzą, to chcąc nie chcąc, jestem aktorem.

Co sądzisz o polskim filmie?

Nie znam go dobrze, lepiej znam polski teatr. Złoty okres dla polskiego filmu już chyba dawno minął. Nawet filmy tzw. ambitne nie są dobrze zrobione, rażą amatorszczyzną, zgrzebnością. Za to teatr jest na poziomie światowym.
Np. Teatr Pieśni Kozła z Wrocławia, który, nie rozumiem, dlaczego nie jest znany w całej Polsce. Nie wspomnę o Gardzienicach, które co prawda są znane, ale ciągle niedoceniane i zupełnie niezrozumiane. A Teatr Pieśni Kozła jest naprawdę wybitny. Teatr Rozmaitości potrafi też być wybitny, chociaż uważam, że jest nierówny.

Jesteś melomanem. Zdarzają ci się spontaniczne wyjazdy np. na operę do La Scali?

Zdarzają mi się i to często. Ale nie jestem melomanem. Fascynuje mnie natomiast, że muzyka jest matematyką życia, bo opiera się na paradygmatach matematycznych, które idealnie odzwierciedlają nasz intelekt i sferę uczuciową. W rzeczach jest niesłychana głębia. Nie każdy może wszystkie spenetrować, ale najważniejsze, żeby ludzie dzielili się swoją wiedzą.



Sztuką jest też dobrze się ubrać, więc może porozmawiamy o modzie. Jakie są twoje ulubione marki?

Nie mam ulubionych marek, raczej projektantów. Moda to część jakiegoś teatru, w pracy jestem ubrany w garnitur, wieczorem w stylu casual. To nawet nie styliści, tylko zaprzyjaźnione ekspedientki ulubionych sklepów decydują za mnie, w co się mam ubrać. One znają doskonale mój gust, sposób bycia i pod tym kątem kompletują moją garderobę. Mam swoje ulubione sklepy w Paryżu, Londynie, Bostonie i Nowym Jorku. Na Boulevard Saint Germain w Paryżu jest unikalny sklep. Jego właścicielka ma dar nakłaniania mnie do kupowania tysięcy, często niepotrzebnych, rzeczy. Zostawiam u niej zawsze fortunę. Lubię robić zakupy w towarzystwie, bo w trakcie przymierzania możesz się podzielić spostrzeżeniami, zobaczyć jak reagują na twój nowy wygląd żona czy koledzy.

Kim jest pewien londyńczyk – Paul Smith?

Paul Smith to londyński projektant, który ma taki zwariowany sklep. Myślę, że Anglicy są strasznie ekscentryczni, ponieważ wielu z nich żyło w koloniach. Stąd ich zamiłowanie do kolorów, wzorów, cekinów, korali. Daje to wrażenie wygodnego i ciepłego przepychu. Taki niby hinduski, ale prawie bizantyjski. Ja zawsze tam, gdzie mieszkam, mam pokój w takim stylu.

W jednej z warszawskich restauracji w menu są brokuły mecenasa Fogelmana. Skąd ta miłość do brokułów?

W dwóch restauracjach jest taka pozycja. Można powiedzieć, że stworzyłem autorskie danie przez zwyczajny przypadek podczas lunchu. Kilka lat temu zamówiłem gnocchi z brokułami. Spróbowałem i stwierdziłem, że coś tu jest nie tak. Zawołałem kelnera i zapytałem, czy mogę dostać więcej brokułów, a do sosu więcej mascarpone i czosnku. Kelner posłuchał i tak powstało nowe danie. Z boku siedział Dawid Woliński i zapytał: ,,Co ty tam jesz?”. Dałem mu spróbować, a on na to: „O, genialne!” I wtedy ludzie zaczęli to zamawiać. Potem chyba przez 2 miesiące jadłem to danie codziennie, tak mi smakowało. Restauratorzy zapytali, czy zgadzam się, żeby nową potrawę polecać jako danie „a la ja”. Powiedziałem: proszę bardzo! Tak. Uwielbiam brokuły. Oddałbym wszystko również za bakłażany. Jak są dobrze zrobione, to po prostu królestwo warzyw. Chadzam bardzo często do specyficznych miejsc. Często jednak zmieniam lokale. Żałuję, bo bym z chęcią 20 lat w jednym miejscu siedział, ale niestety żaden jeszcze lokal nie utrzymał dobrego poziomu przez tyle lat. Jadam prawie codziennie w restauracjach i chyba dlatego tam, gdzie bywam, na ogół specjalnie mnie traktują.

Czy próbowałeś sam przyrządzić takie brokuły w domu?

Nawet nie próbowałem, nie umiem gotować. Doceniam za to ludzi, którzy to potrafią. To jest coś w rodzaju gry na pianinie. Znam osoby, które umieją komponować smaki. Ja nie mam tego daru, podobnie zresztą jak nie posiadam dobrego słuchu muzycznego. Ale lubię słuchać muzyki i lubię jeść. A dla tych wszystkich z państwa, którzy nie jesteście obdarzeni zdolnościami, powiem, że i tak można doświadczać joie de vivre! Mówię wam to ja, człowiek pozbawiony pewnych właściwości. To jest jak z książki Musila „Człowiek bez właściwości”, którą uważam za jedną z najlepszych w XX w. Powieść jest na miarę Prousta, ale bardziej przystępna i może dlatego cieszy się mniejszą sławą.

Jakie jest twoje ulubione wino?

Mam dwa takie. Pierwsze to Amarone, niesłychanie boskie i smaczne. Amarone, rocznik 1997 wykupuję wszędzie, gdzie się da, bo moje zapasy szybko się kończą. Podczas pewnego wieczoru w moim domu, kiedy przyszedł Jeff Butcher, Andrzej Chyra, Borys Szyc, goście wypili mi całe Amarone. Całe sześć butelek, które przywiozłem ze Sieny! Rocznik 97 jest dzisiaj rzadkością, bo to był najlepszy rok dla wina. W tym roku, w Montepulciano nigdzie nie mogłem kupić Nobile z 1997 r. Za to znalazłem na wystawie butelkę 5-litrową, która nie była na sprzedaż, ale mój wdzięk osobisty sprawił, iż po kilku minutach należała już do mnie. Nie wiem, czy to wino jest dobre. Otworzę je na urodziny mojej żony Uli. A te młode wilki, te szyce i chyry już się czają i wpraszają na wspomniane urodziny, bo są miłośnikami wina.

Czy są hotele na świecie, które cię uwiodły?

To nie hotele uwodzą, tylko w hotelach się uwodzi. W Paryżu zatrzymuję się w małym hoteliku, w pobliżu Saint Sulpice. Pierwszy raz mieszkałem tam jako student. Teraz biorę większy pokój. Nie powiem nazwy, bo nie chcę, żeby zwaliła się tam grupa rodaków, a w hotelu jest bardzo mało pokoi. I zawsze są zajęte. Również w Londynie mam swoje ulubione miejsce na nocleg. To zabytkowy, pamiętający czasy Tudorów hotel na Halfmoon Street. Uwielbiam też mały hotel w Ipswich pod Bostonem, bo jest tam najładniejsza plaża na świecie.

Słyszałam, że jesteś miłośnikiem plaż.

O, plaża to dla mnie najcudowniejsze miejsce na świecie! Gdybym umiał surfować, byłbym prawdziwy beach boy. Ale ponieważ straciłem włosy, to niestety nie wypada, bo uważam, że łysy beach boy źle wygląda. Beach boy powinien mieć długie loki związane do tyłu. Szkoda, że nie mogę serfować.

rozmawiała Marzena Rowicka

Źródło:
Tematy
Światłowód z usługami bezpiecznego internetu
Światłowód z usługami bezpiecznego internetu
Advertisement

Komentarze (8)

dodaj komentarz
~Zenon
Brawo, elita za państwowe na lewo przewalane pieniądze! Też by sobie śmigał po świecie, jak ktos by mi dal 2000 za godzinę roboty..
"Najwyżej wycenili swoją pracę trzej zagraniczni prawnicy: Paul Maher, Andrew Caunt i Stephen Gare – 900 euro (około 3,6 tys. zł) za godzinę. Po rabacie wynikającym z umowy było to 545 euro (około
Brawo, elita za państwowe na lewo przewalane pieniądze! Też by sobie śmigał po świecie, jak ktos by mi dal 2000 za godzinę roboty..
"Najwyżej wycenili swoją pracę trzej zagraniczni prawnicy: Paul Maher, Andrew Caunt i Stephen Gare – 900 euro (około 3,6 tys. zł) za godzinę. Po rabacie wynikającym z umowy było to 545 euro (około 2,4 tys. zł). Z kolei najdrożsi warszawscy prawnicy to właśnie Fogelman, liczący sobie 550 euro (około 2,4 tys. zł) za godzinę, po rabacie inkasujący od Orlenu 470 euro (około 2 tys. zł), oraz Jarosław Grzesiak ze stawką godzinną 500 euro (około 2,2 tys. zł), ale po rabacie liczący sobie 425 euro (około 1,8 tys. zł). "
http://niezalezna.pl/80932-sponsor-petru-zarabial-miliony-za-platformy-1800-zl-za-godzine
~Toffi
Zdolny człowiek, który potrafi korzystać z życia i cieszyć się nim! Trochę mu zazdroszczę, ale bez przesady!
~Buddysta
Witam,

Jestem zaznajomiony w Torze i ich kulturze. Ogólnie pan Fogelman to duży kaliber. A krytycy którzy tutaj odszczekali w komentarzach to smutne kundelki. Gość szanuje innych i jest sobą - i tak powinien każdy postępować: szanować innych i być sobą.
~Baca
polska bedzie normalnym krajem jak bedzie tu milion Zydow i milion Niemcow - tragedia polakow jest to ze niczego sie od tych dwoch nacji nie nauczyli .... a nienawisc czyni idiota
~ABC
Od jednych kraść na przemysłową skalę, a od drugich mordować na przemysłowa skalę.
~pol
okropny narcyz i utracjusz z tego Pana

Powiązane:

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki