Miniony rok – jak słusznie pisze prezes Jerzy Pruski we wstępie do sprawozdania z działalności banku – był najgorszym w jego historii. Ale ten, który się zaczął cztery miesiące temu, może być jeszcze trudniejszy. Jeśli bank nie znajdzie inwestora i nie przekona go, że znów może zarabiać pieniądze, albo nie przyłączy się do Getin Banku (będąc mu na początku kulą u nogi)…
Póki co, niewesoło przedstawia się jakość portfela kredytowego Idea Banku. Nie wiem na ile pogorszyła się nagle, a na ile nastąpiło urealnienie tych wskaźników po wejściu do banku Jerzego Pruskiego, eksperta w zakresie kontroli ryzyka (z raportu wynika, że zidentyfikowano błędy w modelu oceny ryzyka), ale faktem jest, że w 2017 r. wskaźnik złych kredytów wynosił w grupie kapitałowej Idea Banku 9,6%, teraz jest to… 17%.
Niemal co piąty kredyt w banku jest zagrożony! To wartości zdarzające się czasem w firmach oferujących chwilówki, ale nie w dużych bankach, nawet jeśli prowadzą obsługę małych firm. Na koniec 2018 r. wartość odpisów na straty kredytowe wzrosła z 1,3 mld zł do 2,2 mld zł. I to uderzyło w wyniki finansowe banku.
A podstawowa działalność? Zamieszanie powstałe po jesiennej publikacji „taśm Czarneckiego” spowodowało przejściowy odpływ depozytów i konieczność ograniczenia akcji kredytowej (portfel kredytów spadł o pół miliarda złotych, do 8,2 mld zł). W efekcie w banku spadły o 115 mln zł przychody z odsetek, a jednocześnie wzrosły o ponad 60 mln zł koszty odsetek, które bank musiał zapłacić m.in. klientom depozytowym.
To bank wymaga leczenia, a nie ja...