Górnicy zatrudnieni w Kompanii Węglowej są zdeterminowani do tego, by walczyć o swoje miejsca pracy. Kłopot w tym, że to nie jest walka o miejsce pracy, tylko pieniądze z budżetu. Rządowa propozycja dla górników nie jest może tak hojna, jak oczekiwaliby tego strajkujący, ale żadna inna grupa zawodowa nie mogłaby liczyć na podobne przywileje.



O tym, że część kopalń jest nierentowna, wiadomo było od dawna. Brak decyzji o ich wcześniejszej restrukturyzacji doprowadził spółkę do bankructwa. Tym niemniej, nie demonizujmy górników – oni mają stałe żądania od zawsze, które niejako wpisały się już w polski folklor polityczny.
Pomimo tego, zarząd KW przez lata nie zrobił nic, co pozwoliłoby uniknąć dramatycznej sytuacji w której znajduje się obecnie. Ryba psuje się od głowy. Pensje rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie może dostawać menedżer, który osiąga sukcesy w zarządzaniu. Tutaj mamy do czynienia z jedną wielką porażką i nie tylko górnicy powinni ponieść jej konsekwencje.
Nie trzeba chyba powtarzać, że praca w górnictwie jest ciężka i niebezpieczna. Z danych GUS-u wynika, że w 2012 roku w górnictwie i wydobywaniu odnotowano 2687 wypadków, w tym 26 śmiertelnych (15 przy wydobyciu). W tym sektorze pracuje 155 tys. ludzi. Współczynnik wypadków śmiertelnych w pracy stanowi 1,6 na 10 tys. zatrudnionych. Otwarte pozostaje pytanie, czy w związku z tym tej grupie zawodowej należą się specjalne przywileje finansowane dodatkowo z budżetu państwa?
Znowu zapłacimy za górników?
Od lat rząd nie robi nic z tym, by w końcu skończyć z przerzucaniem części kosztów płacowych firmy na podatników. Za wysokie uposażenia górników płacimy trzy razy – jest ona zawarta w cenie węgla, w składkach do ZUS-u oraz w tej części podatków, która przeznaczana jest na dofinansowywanie nierentownych kopalń.
Przeciętne wynagrodzenie brutto w górnictwie i wydobywaniu to blisko 7 tys. zł brutto. Z analizy Bankier.pl wynika, że mediana zarobków w tym zawodzie wynosi 5,2 tys. zł brutto, czyli 3,7 tys. zł netto (górnicy dostają łącznie 14-pensji, których mediana to 2,7 tys. zł netto). Przeciętna pensja w sektorze przedsiębiorstw w Polsce w grudniu wyniosła 4 tys. zł brutto, czyli 2,8 tys. zł netto. Innymi słowy, mediana płac w górnictwie jest o 30% wyższa od średniej krajowej!
Wyższe zarobki w tym sektorze są zachętą do pracy w niebezpiecznych i ciężkich warunkach. Kłopot w tym, że dodatkowo do emerytur górniczych (średnio ok. 3,3 tys. zł brutto) musimy dopłacać ok. 8 mld zł rocznie – jest to koszt podatnika. Nawet jeżeli przyjmiemy, że podatek od kopalin (dochód do budżetu – 1,4 mld zł w 2015 roku) ustanowiono w celu pokrycia części tych kosztów, to mimo wszystko wciąż mamy ponad 6 mld zł deficytu.
Gdyby KW przynosiła 1 mld zł rocznie zysku to naprawdę nikt by nie miał nic przeciwko podniesieniu płac dla górników zatrudnionych w tej spółce. Niestety, firma jest na stracie.
Przywileje emerytalne i zarobki górników nigdy nie powinny być przedmiotem ustawy, tylko kontraktów pomiędzy pracownikami a właścicielami lub zarządcami kopalń (złóż). Wówczas w przedmiocie umowy można by ustalić, że kontrakt podpisywany jest na 20 lat, po przepracowaniu których kopalnia zobowiązuje się do wypłacenia wysokiej odprawy i czegoś na kształt emerytury. W Polsce młody górnik, któremu uda się dostać pracę w kopalni (to wcale nie jest takie łatwe), w zasadzie nie musi martwić się o finansową przyszłość. Górnicy tak naprawdę walczą głównie o to, by nie zastanawiać się, gdzie będą pracować za 10 lat. Większość z nas nie ma tego komfortu.
100 dni premier Kopacz – sukces czy porażka?
Bez górników nie ma prądu – tego argumentu używają związkowcy. Równie dobrze można powiedzieć, że bez lekarzy nie ma ochrony zdrowia, bez nauczycieli nie ma wykształcenia, bez policjantów nie ma porządku publicznego, a bez piekarzy nie ma chleba. Każdy zawód jest potrzebny do zaspokojenia różnych potrzeb społecznych. Z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego państwa górnicy pełnią ważną rolę społeczną, ale szantaż jednej grupy zawodowej wobec pozostałych jest zaprzeczeniem idei dialogu społecznego, o którą – jak na ironię – górnicy cały czas walczą.
Złoty pakiet osłonowy – kto zyskuje, kto traci?
Tutaj dochodzimy do kwestii pakietu osłonowego zaproponowanego pracownikom kopalń, które mają zostać zrestrukturyzowane (zamknięte). Ok. 400 górników otrzyma dwuletnie odprawy, które wyniosą co najmniej 120 tysięcy złotych na głowę. Pracownicy przeróbki mechanicznej (ok. 1100 osób) mogą liczyć na odprawy w wysokości 10-miesięcznej pensji. Pozostali zatrudnieni (1600 osób) za odejście dostaną 3,6-krotność miesięcznej pensji. Do tego dochodzą 4-letnie urlopy górnicze (dla 2100 osób) z gwarancją miesięcznej wypłaty wynoszącą 75% uposażenia i prawem do podjęcia pracy do momentu osiągnięcia wieku emerytalnego, czyli możliwości uzyskania emerytury z ZUS w średniej wysokości 3,3 tys. zł brutto.
Pakiet osłonowy ma chronić górników przed następstwem bezrobocia i pauperyzacji w regionie. W mojej opinii tak szczodra oferta to rozwiązanie zniechęcające do podjęcia działań przez samych zainteresowanych. Na Śląsku mamy poważny problem niedowartościowania wynagrodzeń w branżach niezwiązanych z górnictwem właśnie z powodu przywilejów emerytalnych i podobnych „osłon socjalnych”.
Stosunkowo młody były górnik z gwarantowanym świadczeniem rzędu 2,5 tys. zł miesięcznie też chce dorobić i nie ma w tym nic dziwnego. Kłopot w tym, że nie chce on tracić swoich uprawnień, dlatego zwykle dorabia w szarej strefie. Jeśli podejmuje pracę legalnie, to często za stawkę niższą od rynkowej, bo nie ma potrzeby zarabiać więcej – w końcu chodzi tylko o dodatkowy zarobek, gdyż jego podstawowym źródłem dochodu jest świadczenie z tytułu pracy w kopalni.
Pracodawcy są tego świadomi. Tracą na tym głównie młodzi i pracownicy o niskich kwalifikacjach, którzy praktycznie nie mają szansy na znalezienie legalnego zatrudnienia z godną płacą. W efekcie młodzież emigruje do bogatszych rejonów lub za granicę. W konsekwencji za osłony górników płacimy dodatkowo w postaci zwiększonych nakładów na przeciwdziałanie bezrobociu, zasiłki, a także zmniejszone dochody do budżetu z tytułu niezapłaconych podatków i składek.
Stopa bezrobocia na Śląsku wynosi tylko 9,6%, a średnia płaca ponad 4,2 tys. zł brutto (zawyżana przez sektor górniczy). Wysokie pensje i świadczenia górnicze zwiększają konsumpcję w regionie i maskują część problemów, ale w dłuższym okresie poważne zaniedbania strukturalne dadzą o sobie znać.
Oferta rządu jest bardzo szczodra. Dla części górników to mało. Zapewne część z nich protestuje dlatego, że czuje możliwość ugrania czegoś więcej – w końcu rząd jeszcze z nimi nie negocjował. Dla większości Polaków to niewyobrażalne pieniądze i idę o zakład, że więcej niż połowa zatrudnionych w sektorze prywatnym z przyjemnością zrezygnowałaby z obecnej pracy, gdyby pracodawca za odejście wypłacił im równowartość dwuletniego wynagrodzenia.
Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl