

W warunkach globalnego kryzysu zadłużenia władze wielu krajów wciąż nieprzychylnie odnoszą się do pomysłu cięć wydatków publicznych. Najlepiej wychodzą na tym najważniejsi urzędnicy państwowi. Polscy biurokraci również nie mają na co narzekać.
Urzędnik wysokiej rangi we Włoszech zarabia ponad 12 razy więcej niż wynosi średnia płaca w tym kraju - wynika z obliczeń profesora Steve'a H. Hanke'a z Uniwersytetu Johna Hopkinsa z Baltimore na podstawie danych OECD. Spośród kilkunastu analizowanych krajów UE i kilku państw rozwiniętych, Polska zajmuje w zestawieniu niechlubne, drugie miejsce.

Źródło: "The EU's Anti-Austerity Hypocrites", S.H. Hanke, Cato Institute
W Polsce wynagrodzenie najwyższych urzędników cywilnych - znajdujących się w hierarchii tuż poniżej ministra lub sekretarza stanu - ponad 6-krotnie przekracza pensję przeciętnego Kowalskiego. Na przeciwległym biegunie znajdują się bogata Norwegia, gdzie stosunek zarobków wynosi 2,5:1, i kraje naszego regionu - Słowacja i Słowenia, gdzie jest bliski proporcji 3:1.
Trudno sobie wyobrazić, by kompetentne osoby zajmujące ważne i odpowiedzialne stanowiska były kiepsko wynagradzane. Wysokie pensje urzędników nie oburzałyby tak bardzo, gdyby szła za nimi równie wysoka jakość pracy.
O ile w przypadku średnich zarobków Polska wciąż pozostaje lata świetlne za krajami Starej Europy, to najwyższa klasa urzędnicza zbliża się do europejskiego peletonu. Pytanie, czy efektywność urzędnika z Warszawy tak bardzo różni się od jego kolegi z Bratysławy? I co mają powiedzieć narzekający na plany unijnych cięć Włosi?
/MKa























































