W ciągu trzech lat na polskie drogi ma powrócić legendarna WSK. Po długiej przerwie ze świdnickiej fabryki ma wyjechać nowa transza motocykli, do których ciągle wzdychają entuzjaści motoryzacji. Michał Piotrowicz, koordynator projektu, zdradza w rozmowie z Bankier.pl kilka szczegółów dotyczących wskrzeszenia tej marki na polskim rynku.
Motocykle marki WSK produkowano w Świdniku przez prawie trzydzieści lat. Ostatnie sztuki wyjechały na drogi w 1985 roku. Produkowane modele idealnie wpisują się w aktualną modę na 125-ki. Choć konkurencja jest duża, bo na rynek wrócił także Romet i Junak, WSK ma zawalczyć o klienta tym, czym walczyła przed laty. „Trzymać fason, a nie silić się na oryginalność” to domena, która przyświeca obecnym właścicielom marki.
Mateusz Gawin,
Bankier.pl: Projekt wskrzeszenia legendarnej wueski to raczej przedsięwzięcie
entuzjastów czy skrzętnie opracowany projekt biznesowy?
Michał Piotrowicz: Jedno i drugie.
Początkowo pomysł pojawił się w głowach pasjonatów marki czy niejednokrotnie
motocykli w ogóle. W zaciszu garaży i warsztatów wykonano sposobem gospodarczym
ogromną pracę konstruktorską, która spotkała się z uznaniem wielu osób spoza
pierwotnego grona entuzjastów. Dzięki temu, że jesteśmy specjalistami z różnych
branż, idea wskrzeszenia kultowej marki motocyklowej przerodziła się w projekt
biznesowy.
Trudno było pozyskać prawa do tak
legendarnej marki?
Choć o naszym projekcie zrobiło się głośno dopiero w ostatnim czasie, to
pracujemy nad nim od lat. Od początku w nasze działania zaangażowane jest wiele
osób związanych z WSK PZL Świdnik, w tym kibicujące nam kierownictwo zakładu,
którego przychylność i zaangażowanie rozwiązuje wiele kwestii, również
dotyczących spraw formalno-prawnych związanych z marką.
Każdy duży biznes poprzedzają analizy
rynku. Co pokazały Wasze? Dla kogo ma być nowa WSK?
Cieszę się, że od razu zostaliśmy zaliczeni do kategorii dużego biznesu. Kiedy
spojrzymy na rynek globalnie, możemy odnieść wrażenie, że wszystkie potrzeby
klientów zostały już zaspokojone. Niestety, ale przewrotnie na nasze szczęście,
rachunek ekonomiczny rządzący produkcją dóbr codziennego użytku determinuje
niejednokrotnie poziom jakości i geograficzne miejsce wytwarzania w krajach o
najniższych kosztach produkcji. Dostrzegamy, że nie każdemu to odpowiada.
Tęsknimy za rodzimym przemysłem i jego wyrobami, nawet za tymi wyprodukowanymi
przed laty. Wracają do łask dawne marki i oryginalne wyroby nimi sygnowane.
Rozwija się ruch restauratorski ludzi przywracających je do dawnej świetności.
Zapanowała moda na retro. Właśnie to w połączeniu z codziennym patriotyzmem
stwarza nam niepowtarzalną szansę, również w ujęciu biznesowym.
Czyli wueska będzie
produkowana wyłącznie w Polsce?
Od początku naszym zamierzeniem jest, aby motocykle były produkowane w Polsce, w
Świdniku. Chcemy bazować na naszym lokalnym potencjale rozwojowym w postaci
historii, zdolnych inżynierów, wykwalifikowanych pracowników i ogromnym
zapleczu technicznym.
Z takim zapleczem kadrowym zapewne praca wre. Na jakim jesteście obecnie
etapie?
Wyszliśmy z założenia, że na początku trzeba uporządkować to wszystko, co do tej pory powstało w obszarze motocykli w murach naszej rodzimej wytwórni. Dzięki zaangażowaniu wielu oddanych osób i silnemu wsparciu ze strony władz miasta udało się stworzyć w ramach Miejskiego Ośrodka Kultury Strefę Historii z wydzieloną Moto Strefą WSK, w której zgromadzono wiele ciekawych eksponatów dokumentujących historię produkcji motocykla. Powstały pierwsze publikacje, które są źródłem rzetelnych informacji na temat poszczególnych wyrobów motocyklowych fabryki. Trwają prace nad kolejnymi.
W toku tych prac wyłuskaliśmy kilka ciekawych prototypów zarówno całych motocykli, podzespołów, jak i rozwiązań, które nie wyszły poza deskę inżyniera, który je opracowywał. To one właśnie były przez lata inspiracją dla pasjonatów, którzy starali się je urzeczywistnić w prywatnych garażach czy warsztatach. Dokonana systematyka oraz wyłonione grono wartościowych ludzi z ich wiedzą i umiejętnościami stanowią silne podstawy naszego przedsięwzięcia. Obecnie opracowujemy strukturę formalno-prawną projektu oraz pracujemy nad stabilnym źródłem finansowania.
W toku produkcji będą brali udział
ludzie, którzy już pracowali przy WSK-ach w czasach ich świetności?
Zdecydowanie tak. Wielu z nich jest zaangażowanych w projekt od samego
początku. Tak, jak wspomniałem, ich wiedza i umiejętności są dla nas kluczowe i
stanowią doskonały punkt wyjścia dla całego przedsięwzięcia. Najbardziej
aktywne osoby są zrzeszone w Świdnickim Klubie Miłośników Techniki, Strefie
AK1, który jest zapleczem technicznym naszych dotychczasowych działań.
Sama konstrukcja będzie nawiązywała do
tradycyjnego designu czy będzie to coś zupełnie nowego?
Mamy kilka koncepcji, które są obecnie weryfikowane od strony biznesowej i
marketingowej. Na pewno chcemy nawiązywać do naszego kultowego motocykla
również designem, ale całość musi być wykonana w technologii XXI wieku i
odpowiadać na obecne oczekiwania potencjalnych klientów.
Sentyment sentymentem, ale dla klientów na pewno ważna będzie cena.
Ostateczna cena poszczególnych modeli będzie związana z rozwiązaniem, które
przyjmiemy i zakończonymi sukcesem pracami badawczo-rozwojowymi. Wszystko
zależy od tego, czy wybierzemy sprawdzony model z przeszłości i dostosujemy go
do obecnych czasów, czy będziemy bazowali na rozwiązaniu prototypowym, które
nigdy nie weszło do produkcji, czy stworzymy zupełnie nowy motocykl, oczywiście
w klimacie modeli sprzed lat. Bez względu na przyjęte rozwiązanie planujemy
również wprowadzenie na rynek wersji rozwojowych, nieco droższych, ale wciąż w
przystępnej cenie.
Duża część tego motocyklowego tortu jest
już zagarnięta przez Rometa i Junaka. Czym chcecie z nimi konkurować?
Kuriozalnie poprzez bycie sobą. WSK ma swoich wiernych użytkowników i
pasjonatów, to kultowy motocykl i właśnie na tym powinniśmy bazować. Trzymać
fason, a nie silić się na oryginalność. To zupełnie inny klimat, przerwana
historia, którą zamierzamy dokończyć zgodnie z oczekiwaniami rzeszy ludzi,
fanów marki.
I kiedy Polacy mogą spodziewać się jej dokończenia?
Cały projekt składa się z kilku etapów. Do komercjalizacji i wprowadzenia
pierwszych motocykli na rynek dojdzie w ciągu trzech lat.
W pierwszej turze produkcji dużo takich
pojazdów wyjedzie z fabryki?
Za wcześnie na zdradzanie szczegółów. Powiem tylko, że pierwsza seria będzie
liczyła kilkadziesiąt maszyn.
Rozmawiał Mateusz Gawin, Bankier.pl

























































