Wysokie bezrobocie i kiepska sytuacja ekonomiczna kraju jest powodem wielu dramatów społecznych. W Hiszpanii na skutek wysokiego bezrobocia wśród młodych ludzi oraz postępującego ubóstwa liczba samobójstw bije rekordy. Czy Polsce grozi podobny scenariusz?
Hiszpańskie media obiegła informacja, że na skutek pogorszenia sytuacji ekonomicznej w tym kraju w 2012 roku wzrosła m.in. liczba samobójstw do 3539 – to najgorszy wynik od 2005 roku. Blisko 2 mln mieszkańców tego kraju poniżej 30. roku życia nie może znaleźć pracy. Stopa bezrobocia wśród osób w tym wieku przekracza 40%, a poniżej 25 roku życia – 56%
Dawniej niezależni młodzi ludzie zmuszeni są do powrotu pod opiekę rodziców. Nie stać ich na opłacenie mieszkań, utrzymanie samochodów, itp. Brak perspektyw na poprawienie swojej sytuacji finansowej niektórych prowadzi do samobójstwa. Zauważono blisko 30% wzrost liczby wykonanych telefonów na tzw. gorące linie dla samobójców. Najczęstsze przyczyny pchające ludzi do odebrania sobie życia to zawód miłosny, ale mogą one być łączone np. zawód miłosny spowodowany niemożliwością utrzymania rodziny (76% samobójców to mężczyźni).
Działający również w Hiszpanii eksperci Samaritans, czyli organizacji obsługującej linie telefoniczne dla osób z problemami emocjonalnymi stwierdzili, że na razie trudno szukać korelacji pomiędzy kryzysem gospodarczym, a zwiększoną liczbą samobójstw, jednak nie da się tego wykluczyć. 74% dzwoniących to tzw. single, dla których zawód miłosny lub inny powód często łączy się z fatalną sytuacją finansową.
Polska to kraj depresji i samobójców
W Hiszpanii biją na alarm tymczasem w Polsce w 2013 roku na 384 tysiące zgonów samobójstwa stanowiły 1,69%, czyli ponad 6,5 tysięcy przypadków – tak wynika z danych GUS-u. W 2012 roku samobójców było o 400 mniej. W Polsce więcej ludzi odbiera sobie życie niż ginie w wypadkach komunikacyjnych – już w 2000 roku samobójstwa „prześcignęły” wypadki drogowe. Obecnie odsetek zgonów na skutek odebrania sobie życia stanowi 1,69% ogółu, a wypadki komunikacyjne 1,07%.
Niemniej statystyki są rozbieżne – z danych udostępnionych przez Komendę Głównej Policji wynika, iż w 2012 r. 4177 osób odebrało sobie życie (na 5791 podejmowanych prób samobójczych), natomiast w wypadkach drogowych zginęło 3571 osób (85% stanowią mężczyźni). Wydajemy miliardy złotych na patrolowanie dróg, wdraża się specjalne programy przeciw nietrzeźwym kierowcom, itp. Dlaczego nie pomagamy ludziom, którzy wedle ich mniemania nie mają już nic do stracenia?
Polacy najczęściej zabijają się w mieszkaniu lub pomieszczeniu gospodarczym – ponad połowa przypadków. Blisko 1/5 odbiera sobie życie w następstwie choroby psychicznej. Ponad 1/3 robi to pod wpływem alkoholu. Ok. 85% wiesza się. Aż 40% to osoby w wieku 25-49 lat, a blisko połowa z nich to ludzie bez stałego źródła dochodu, bezrobotni lub będący na utrzymaniu innej osoby. Słowem – w Polsce sytuacja od dawna jest o wiele bardziej dramatyczna niż w słonecznej Hiszpanii i jakoś nikogo specjalnie to nie obchodzi.
Zarobki nie napawają optymizmem
Trudno powiedzieć czy duża liczba samobójstw w Polsce jest mocno skorelowana z sytuacją gospodarczą kraju, ale nie można tego wykluczyć. Na ponad 2 mln wszystkich zarejestrowanych w Polsce bezrobotnych aż 1 mln stanowią osoby, które nie przekroczyły 30. roku życia. Modalne wynagrodzenie wynosi 1,7 tys. zł netto. 70% zarabia mniej niż 2,7 tys. zł netto. Żeby kupić przeciętnej wielkości mieszkanie trzeba mieć ok. 30 tys. zł oszczędności i zadłużyć się na ok. 30 lat. Te dane nie napawają optymizmem.
Wiele osób ratuje się emigracją, ale nie każdego na to stać, nie każdy ma takie same zobowiązania (np. niemożliwy do spłaty kredyt) i odporność na stres. Problem dużej liczby osób decydujących się na odebranie sobie życia jest faktem i państwo jako jedna z przyczyn tego stanu rzeczy musi brać za to odpowiedzialność. W większej ludnościowo Hiszpanii, gdzie rekordowa liczba samobójstw jest dużo niższa od polskiej – trąbią o tym wszystkie media.
U nas ważniejsze są pomniki, bzdety o gender i politykowanie niż rzeczywiste problemy ludzi, których decyzje o odebraniu sobie życia to nie tylko strata dla rodziny i najbliższego otoczenia, ale rzeczywisty koszt dla całej gospodarki - ok. 16 mln zł w ramach zasiłków pogrzebowych i kilkunastu dodatkowych milionów złotych z tytułu rent dla wdów i sierot, a także wydatki poniesione na edukację danej osoby i koszt alternatywny wynikający z potencjału pracy jaki w niej tkwi. Jak możemy pozwolić sobie na takie marnotrawstwo?
Łukasz PiechowiakGłówny ekonomista Bankier.pl


















































