Cenie Pana wypowiedzi, ale nie zawsze są one - jak dla mnie - do końca krytyczne. Dlatego poruszę trzy problematyczne kwestie:
1. Uzyskanie certyfikacji wcale nie jest tak oczywiste , zwłaszcza na niektórych rynkach, które dbają o rzetelność wprowadzanych tam produktów. W Polsce proces ten obsługuje Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych oraz dodatkowo PZH. Ta "niby" formalność zajmuje w przypadku pierwszej instytucji 2 tygodnie, w przypadku PZH dłużej, ponieważ tam w grę wchodzi walidacja. Owszem są rynki gdzie standardy są niższym poziomie, więc jeśli w grę wchodzi tylko kasa a nie bezpieczeństwo ludzi i jakość produktu, to droga jest tam otwarta jeśli są zamówienia.
2. Walidacja na 500 próbkach - w mojej ocenie-jest mało wiarygodna, ponieważ nie odpowiada standardom naukowym w tej dziedzinie, zwłaszcza w tak trudnej materii. Dlatego tutaj potrzebne jest zwiększenie próby losowej.
3. No i ostatnia kwestia na ile deklaracja o obecnym potencjale produkcyjnym jest wiarygodna, w dobie zapotrzebowania na chemię do produkcji testów. To jest tylko pytanie, które skłania do refleksji na ile Prezes ING blefuje ( mając jakieś asy w rękawie), a na ile mówi prawdę.
W pozostałych kwestiach zasadniczo się zgadzamy, dlatego dziękuję za merytoryczne wpisy.