Sąd uniewinnił właściciela klubu z Rybnika, który w czasie sanitarnej histerii kręconej przez rząd Morawieckiego odważył się pracować. Morawiecki i Kamiński wysłali do niego ponad 200 policjantów, jakby chodziło o terrorystę – tylko dlatego, że nie zgodził się z bezprawnymi zakazami. Dziś okazało się, że miał rację. To on zachował się jak obywatel. To oni byli bezprawiem.Marcin Koza (wyraził zgodę na podawanie nazwiska i wizerunku) został uniewinniony z zarzutu sprowadzenia zagrożenia dla życia i zdrowia dla wielu osób, poprzez otwarcie klubu Face2Face w Rybniku w trakcie Wielkiej Histerii, nazywanej „pandemią”.Sąd Okręgowy w Rybniku uniewinnił Kozę. Ten otworzył klub Face2Face w Rybniku, mimo życzeń ówczesnego rządu, który pod pretekstem rzekomej pandemii koronawirusa próbował zakazywać ludziom normalnie żyć. Koza stwierdził, że ówczesne prawo „było niezgodne z konstytucją i stosowano je wybiórczo, jako przykład podając m.in. imprezę sylwestrową z TVP, w której miało uczestniczyć 2,5 tysiąca osób”. Groziło mu do ośmiu lat pozbawienia wolności.Sąd uznał Kozę za niewinnego. Zgromadzona na sali publiczność biła wówczas brawa. Wyrok nie jest prawomocny.Marcin Koza powiedział po wyjściu z sali sądowej, że wygrało prawo, a nie chaos, który – jak podkreślał – panował w Polsce podczas pandemii koronawirusa. Stwierdził, że klub otworzył zgodnie z prawem i nie miał innego wyjścia – klub był jego jedynym źródłem utrzymania.Stwierdził też, że na ławie oskarżonych „powinien usiąść były premier Mateusz Morawiecki, który – jak mówi – był twarzą tamtego chaosu prawnego, który doprowadzał przedsiębiorców do ruiny”.– Obroniłem swój biznes zgodnie z prawem. Choć muszę przyznać, że to nie tylko biznes, ale mój dom i sposób na życie – powiedział Marcin Koza.Przez lata wmawiali nam, że „troska o zdrowie” usprawiedliwia wszystko: łamanie prawa, zamykanie ludzi w domach, niszczenie firm, nękanie dzieci, bicie demonstrantów. Pamiętacie te puste ulice, policyjne kontrole, absurdalne rozporządzenia? To nie była „walka z wirusem”. To była walka z wolnością. I była zorganizowana przez państwo.Ten wyrok to dopiero początek. Ci, którzy urządzili sanitarne państwo policyjne, muszą odpowiedzieć. Przed obywatelami. Przed sądem. Przed historią. Bo to nie przedsiębiorcy mają siedzieć – to oni powinni siedzieć. I będą.W ustnym uzasadnieniu sędzia Barbara Wajerowska-Oniszczuk stwierdziła, że „prokurator nie przełamał zasady domniemania niewinności w trakcie całego toczącego się postępowania”.– Ta sprawia jest nietypowa i wymaga szczegółowej analizy jej okoliczności – mówiła sędzia.Podkreśliła, że „nie uszła uwadze sądu, podnoszona przez obronę i oskarżonego wadliwość i niekonstytucyjność stosowanego w czasie stanu epidemii prawa związanego z nakazami i zakazami”. Jednak zaznaczyła, że „ta kwestia nie jest pierwszorzędna w świetle kwalifikacji prawnej zarzutu”, dlatego sąd nie odniósł się do niej w uzasadnieniu.– Sąd zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji w okresie pandemii i roli, jaką w tym okresie odgrywała dyscyplina społeczna związana z koniecznością przestrzegania zasad i obostrzeń celem unikania rozszerzania się pandemii. Nie zwalnia to jednak sądu z obowiązku badania, czy działania oskarżonego, niestety niestosującego się do tych zasad, wypełniły przesłanki artykułu 165 kodeksu karnego – mówiła sędzia Barbara Wajerowska-Oniszczuk.Zaznaczyła, że w sprawie trzeba było ustalić nie tylko, czy oskarżony naruszył zakazy, ale czy doprowadził do tego, że koronka realnie dotarła do kolejnej grupy osób. Tego zaś prokurator – którego na ogłoszeniu wyroku nie było – nie udowodnił.– Aby uznać, że doszło do zarzucanego oskarżonemu przestępstwa, oskarżyciel publiczny musiałby wykazać, że w okresie objętym zarzutem, a więc od 23 stycznia 2021 do 5 lutego 2021 na terenie jego dyskoteki Face2Face, wskutek zorganizowanej przez niego wbrew zakazowi imprezy znajduje się osoba z aktywnym wirusem. Bo tylko takie ustalenia mogły prowadzić do badania dalszej odpowiedzialności karnej Marcina Kozy. Istotne jest bowiem, czy w tym czasie był na terenie dyskoteki ktoś, kto zarażał tym wirusem, czy też miał, chociaż potencjalną możliwość w tym kierunku. A co za tym idzie, ustalenie, czy niestosowanie się oskarżonego jako przedsiębiorcy organizującego imprezę do istniejących w owym czasie obostrzeń i zakazów zniweczyła możliwość ochrony przed szerzeniem się istniejącej w tym czasie pandemii. Tylko taka sytuacja mogła w ocenie sądu sprowadzić niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia wielu osób – mówiła sędzia Barbara Wajerowska-Oniszczuk.Tymczasem nie stwierdzono, by ktokolwiek z ponad 220 osób na imprezie był zakażony koronką. I choć nikt nie zasłaniał twarzy, to każdy podpisał deklarację, że jest zdrowy.Zwrócono też uwagę, że by wystąpiło szerzenie się choroby zakaźnej, niezbędne są: Źródło zakażenia, aktywne drogi i mechanizmy szerzenia się zakażenia pomiędzy źródłem zakażenia a osobami podatnymi na zakażenie.– Te trzy elementy muszą występować łącznie. Wyeliminowanie chociaż jednego z wymierzonych wyżej elementów procesu epidemiologicznego prowadzi do przerwania transmisji zakażenia i uniemożliwia szerzenie się danej choroby zakaźnej – zauważyła sędzia.