Czepianie się o semantykę w tym wypadku to odwracanie uwagi od problemu. A problem nie dotyczy 'jednostki', jak erystycznie to Pani ujęła, tylko znacznej części zatrudnionych (przypuszczam, ze większości, bazując na sytuacji, którą zapamiętałem z okresu, kiedy sam tam pracowałem). W domyśle 'my wszyscy' - 'my wszyscy oszukani',a było nas wielu i zwracaliśmy na ten problem niejednokrotnie uwagę. Nie spodziewam się, że mając z jakiegoś powodu uprzywilejowaną pozycję osoby, która nie miała w tej firmie problemów z pieniędzmi i niesłownoscią, walczyłaby Pani o poprawę sytuacji swoich kolegów i kolezanek. Puentą mojej wypowiedzi jest to, że w wypadku, kiedy pojawiają się problemy, nie ma sensu odwoływanie się do ludzkich odruchów pana prezesa, bo tych po prostu nie ma. Jedyną drogą dochodzenia swojego jest odwoływanie się do organów państwowych, bo to człowiek, który z zachowań, które u normalnego człowieka wywołują wstyd, robi swoje atuty.