Mew miała kredyt zaufania trwający tyle czasu, ile było zapowiadane do pierwszej dywidendy w 2012 r.. Ponieważ przedstawiciele spółki nabrali w tej sprawie wody w usta, to zniecierpliwieni inwestorzy wychodzą z tej inwestycji, jako nieopłacalnej. Kurs spada, innych profitów też nie ma, to po co komu takie akcje? Najbardziej irytujące jest to, że sprawy mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej. Płynność na akcjach Mew jest bardzo mała. Wystarczy niewiele sprzedać, żeby kurs spadł i niewiele kupić, żeby spółka poszła do góry. Obserwując zachowanie kursu Mew widać, jak bardzo podupadło zaufanie do Mew. To bardzo irytujące widzieć, jak Mew dołącza do grona tych firm, które wiele obiecywały, a potem okazywało się, że to wszystko były dyrdymały. Zamiast fajerwerków rumuńskich i innych tego typu inwestycji, lepiej wrócić do wcześniejszej strategii, czyli produkować energię, budować nowe elektrownie i dać zarobić inwestorom. Czy to takie trudne?