Przemówienie prez. Putina do narodu, 21.02.2022
Obywatele Rosji, przyjaciele,
Moje wystąpienie dotyczy wydarzeń na Ukrainie oraz dlaczego jest tak to ważne dla nas, dla Rosji. Oczywiście, moje przesłanie kieruję również do naszych rodaków na Ukrainie.
Sprawa jest bardzo poważna i wymaga dogłębnego omówienia.
Sytuacja w Donbasie osiągnęła krytyczny, dramatyczny etap. Zwracam się dziś bezpośrednio do Państwa nie tylko po to, by wyjaśnić, co się dzieje, ale także po to, by poinformować Państwa o podejmowanych decyzjach jak i ewentualnych dalszych krokach.
Pragnę podkreślić, że Ukraina nie jest dla nas tylko krajem sąsiednim. Ona jest niezbywalną częścią naszej własnej historii, kultury i przestrzeni duchowej. To są nasi towarzysze, ci, którzy są nam najdrożsi - nie tylko koledzy, przyjaciele i ludzie, którzy kiedyś razem służyli, ale także krewni, ludzie związani więzami krwi, więzami rodzinnymi.
Od niepamiętnych czasów mieszkańcy południowo-zachodniej części historycznej Rosji nazywali siebie Rosjanami i chrześcijanami prawosławnymi. Tak było przed XVII wiekiem, kiedy to część tego terytorium przyłączyła się do państwa rosyjskiego, jak i później.
Wydaje nam się, że - ogólnie rzecz biorąc - wszyscy znamy te fakty, że jest to wiedza powszechna. Niemniej jednak, aby zrozumieć to, co dzieje się dzisiaj, aby wyjaśnić motywy działań Rosji i to, co chcemy osiągnąć, trzeba powiedzieć przynajmniej kilka słów o historii tej problematyki.
Zacznę więc od tego, że współczesna Ukraina została w całości stworzona przez Rosję, a ściślej mówiąc, przez Rosję bolszewicką, komunistyczną. Proces ten rozpoczął się praktycznie zaraz po rewolucji 1917 r., a Lenin i jego współpracownicy zrobili to w sposób niezwykle dotkliwy dla Rosji - oddzielając, odcinając to, co historycznie jest ziemią rosyjską. Nikt nie pytał milionów ludzi tam mieszkających, co o tym sądzą.
Następnie, zarówno przed, jak i po Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, Stalin włączył do ZSRR i przekazał Ukrainie ziemie, które wcześniej należały do Polski, Rumunii i Węgier. W ramach rekompensaty przekazał Polsce część ziem, które tradycyjnie należały do Niemiec, a w 1954 roku Chruszczow z jakichś powodów odebrał Rosji Krym i również przekazał go Ukrainie. W ten sposób ukształtowało się terytorium współczesnej Ukrainy.
Teraz jednak chciałbym skupić uwagę na początkowym okresie tworzenia się ZSRR. Uważam, że jest on dla nas niezwykle ważny. Będę musiał podejść do tego, że tak powiem, z dystansem.
Przypomnę, że po rewolucji październikowej 1917 r. i po wojnie domowej bolszewicy zabrali się do tworzenia nowej państwowości. W tej kwestii mieli między sobą dość poważne spory. W 1922 roku Stalin pełnił funkcję zarówno sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Rosji (bolszewików), jak i komisarza ludowego do spraw etnicznych. Zaproponował budowę państwa na zasadach autonomizacji, dającym republikom - przyszłym jednostkom administracyjnym i terytorialnym - szerokie uprawnienia w ramach zjednoczonego państwa.
Lenin skrytykował ten plan i zaproponował ustępstwa na rzecz nacjonalistów, których w tym czasie nazywał "niepodległościowcami". Idee Lenina, które w istocie doprowadziły do konfederacyjnego układu państwowego, oraz hasło o prawie narodów do samostanowienia, nawet do secesji, stały się fundamentem radzieckiej państwowości. Początkowo zostały one potwierdzone w Deklaracji o utworzeniu ZSRR w 1922 r., a następnie, już po śmierci Lenina, zapisane w Konstytucji ZSRR w 1924 r.
Od razu nasuwa się wiele pytań. Pierwsze z nich jest naprawdę najważniejsze: dlaczego trzeba było udobruchać nacjonalistów, zaspokoić stale rosnące ambicje nacjonalistyczne na obrzeżach dawnego imperium? Jaki był sens przekazywania nowo powstałym, często arbitralnie utworzonym jednostkom administracyjnym - republikom związkowym - ogromnych terytoriów, które nie miały z nimi nic wspólnego? Powtórzę, że te terytoria wraz z ich ludnością zostały otworzone z tego, co historycznie było Rosją.
Co więcej, te jednostki administracyjne otrzymały de facto status i formę narodowych organizmów państwowych. Nasuwa się kolejne pytanie: dlaczego konieczne było dokonanie tak hojnych darowizn, przekraczających najśmielsze marzenia najbardziej zagorzałych nacjonalistów, a na dodatek danie republikom prawa do odłączenia się od zjednoczonego państwa bez żadnych warunków?
Na pierwszy rzut oka wydaje się to zupełnie niezrozumiałe, wręcz szalone. Ale tylko na pierwszy. Jest na to wytłumaczenie. Po rewolucji głównym celem bolszewików było utrzymanie się przy władzy za wszelką cenę, absolutnie za wszelką cenę. W tym celu zrobili wszystko: przyjęli upokarzający traktat brzesko-litewski, chociaż sytuacja militarna i gospodarcza w cesarskich Niemczech i ich sojusznikach była dramatyczna, a wynik I wojny światowej przesądzony, oraz spełniali wszelkie żądania i życzenia nacjonalistów w kraju.
Jeśli chodzi o historyczne losy Rosji i jej narodów, leninowskie zasady rozwoju państwa nie były po prostu błędem, ale - jak mówi przysłowie - czymś gorszym niż błąd. Stało się to całkowicie oczywiste po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku.
Oczywiście, nie możemy zmienić wydarzeń z przeszłości, ale musimy przynajmniej przyznać się do niego otwarcie i szczerze, bez żadnych zastrzeżeń czy politykierstwa. Mogę dodać, że żadne czynniki polityczne, bez względu na to, jak imponujące i korzystne mogą się wydawać w danym momencie, nie mogą być ani nie mogą być wykorzystywane jako podstawowe zasady państwowości.
Nie próbuję nikogo obarczać winą. Ówczesna sytuacja w kraju, zarówno przed wojną domową, jak i po niej, była niezwykle skomplikowana, nawet krytyczna. Jedyną rzeczą, którą chciałbym dziś powiedzieć, jest to, że tak właśnie było. Jest to fakt historyczny. Dokładnie, jak już mówiłem, Ukraina Radziecka jest wynikiem polityki bolszewików i słusznie można ją nazwać "Ukrainą Włodzimierza Lenina". On był jej twórcą i architektem. Potwierdzają to w pełni i wyczerpująco dokumenty archiwalne, w tym ostre instrukcje Lenina dotyczące Donbasu, który faktycznie został wepchnięty na terytorium Ukrainy. A dziś "wdzięczne potomstwo" obaliło pomniki Lenina na Ukrainie. Nazywają to dekomunizacją.
Chcecie dekomunizacji? Bardzo dobrze, to nam odpowiada. Ale dlaczego zatrzymywać się w połowie drogi? Jesteśmy gotowi pokazać, co prawdziwa dekomunizacja będzie oznaczała dla Ukrainy.
Wracając do historii, chciałbym powtórzyć, że w 1922 roku na miejscu dawnego Imperium Rosyjskiego powstał Związek Radziecki. Praktyka jednak od razu pokazała, że nie da się zachować ani rządzić tak rozległym i złożonym terytorium na amorficznych zasadach, które doprowadziły do konfederacji. Były one dalekie od rzeczywistości i tradycji historycznej.
Logiczne jest, że Czerwony Terror i szybkie przejście do dyktatury Stalina, dominacja ideologii komunistycznej i monopol partii komunistycznej na władzę, nacjonalizacja i gospodarka planowa - wszystko to sprawiło, że formalnie ogłoszone, ale nieskuteczne zasady rządzenia okazały się jedynie deklaracją. W rzeczywistości republiki związkowe nie miały żadnych praw suwerennych, absolutnie żadnych. Praktycznym rezultatem było utworzenie ściśle scentralizowanego i absolutnie unitarnego państwa.
W rzeczywistości Stalin w pełni wprowadził w życie nie leninowskie, lecz własne zasady rządzenia. Nie wprowadził jednak odpowiednich poprawek do podstawowych dokumentów, zmian w konstytucji i nie dokonał formalnej rewizji leninowskich zasad, na których opierał się Związek Radziecki. Na pierwszy rzut oka nie było takiej potrzeby, ponieważ w ramach totalitarnego reżimu wszystko wydawało się dobrze funkcjonować, a na zewnątrz wyglądało wspaniale, atrakcyjnie i wręcz superdemokratycznie.
A jednak wielka szkoda, że fundamentalne i formalnoprawne podstawy naszego państwa nie zostały szybko oczyszczone z odrażających i utopijnych fantazji inspirowanych przez rewolucję, które są absolutnie destrukcyjne dla każdego normalnego państwa. Jak to już często bywało w naszym kraju, nikt nie zastanawiał się nad przyszłością.
Wygląda na to, że przywódcy partii komunistycznej byli przekonani, że stworzyli solidny system rządowy i że ich polityka na dobre rozwiązała kwestię etniczną. Jednak fałszowanie, wprowadzanie w błąd i manipulowanie opinią publiczną ma wysoką cenę. Wirus nacjonalistycznych ambicji wciąż jest obecny, a bomba podłożona na początkowym etapie w celu zniszczenia odporności państwa na chorobę nacjonalizmu tykała. Jak już wspomniałem, tą bombą było prawo do secesji z terytorium Związku Radzieckiego.
W połowie lat 80. narastające problemy społeczno-gospodarcze i widoczny kryzys gospodarki planowej zaostrzyły problem etniczny, który w gruncie rzeczy nie wynikał z żadnych oczekiwań czy niespełnionych marzeń narodów radzieckich, ale przede wszystkim z rosnących apetytów lokalnych elit.
Jednak zamiast analizować sytuację, podejmować odpowiednie działania, przede wszystkim w gospodarce i stopniowo przekształcać system polityczny i rząd w sposób przemyślany i wyważony, kierownictwo partii komunistycznej prowadziło jedynie otwartą dwuznaczną dyskusję na temat odrodzenia leninowskiej zasady samostanowienia narodów.
Co więcej, w trakcie walki o władzę w samej Partii Komunistycznej każda z przeciwnych stron, chcąc zwiększyć swoje poparcie, zaczęła bezmyślnie podsycać i stymulować nacjonalistyczne sentymenty, manipulując nimi i obiecując swoim potencjalnym zwolennikom, co tylko zechcą. Na tle powierzchownej i populistycznej retoryki o demokracji i świetlanej przyszłości opartej na gospodarce rynkowej lub planowej, ale w obliczu prawdziwego zubożenia ludzi i powszechnych niedoborów, nikt z rządzących nie myślał o nieuniknionych tragicznych konsekwencjach dla kraju.
Następnie w całości weszli na ścieżkę wytyczoną na początku istnienia ZSRR, ulegając ambicjom nacjonalistycznych elit wychodowanych we własnych szeregach partyjnych. Ale czyniąc to, zapomnieli, że KPZR nie miała już - dzięki Bogu - narzędzi do utrzymania władzy i samego kraju, takich jak terror państwowy lub dyktatura typu stalinowskiego, i że osławiona przewodnia rola partii znikała bez śladu, jak poranna mgła, dokładnie na ich oczach.
A potem, na posiedzeniu plenarnym Komitetu Centralnego KPZR we wrześniu 1989 roku, zatwierdzono naprawdę fatalny dokument, tak zwaną politykę etniczną partii w nowoczesnych warunkach, platformę KPZR. Zawierał on następujące zapisy, cytuję: "Republiki ZSRR posiadają wszystkie prawa zgodne z ich statusem jako suwerenne państwa socjalistyczne".
Kolejny punkt: "Najwyższe przedstawicielskie organy władz republik ZSRR mogą kwestionować i zawieszać działanie uchwał i dyrektyw Rządu ZSRR na swoim terytorium."
I wreszcie: "Każda republika ZSRR będzie miała własne obywatelstwo, które będzie obowiązywało wszystkich jej mieszkańców".
Czy nie było jasne, do czego doprowadzą te formuły i decyzje?
Nie czas i miejsce, by teraz zagłębiać się w kwestie związane z prawem państwowym i konstytucyjnym czy definiować pojęcie obywatelstwa. Można się jednak zastanawiać: dlaczego w tej i tak skomplikowanej sytuacji trzeba było jeszcze bardziej wstrząsnąć krajem? Fakty pozostają faktami.
Jeszcze dwa lata przed rozpadem ZSRR jego los był właściwie przesądzony. Teraz radykałowie i nacjonaliści, w tym i przede wszystkim na Ukrainie, przypisują sobie zasługi za uzyskanie niepodległości. Jak widzimy, jest to całkowicie błędne. Do rozpadu naszego zjednoczonego kraju doprowadziły historyczne, strategiczne błędy przywódców bolszewickich i kierownictwa KPZR, błędy popełnione w różnych okresach w budowie państwa oraz w polityce gospodarczej i etnicznej. Upadek historycznej Rosji, znanej jako ZSRR, jest na ich sumieniu.
Pomimo tych wszystkich niesprawiedliwości, kłamstw i jawnej grabieży dokonanej na Rosji, to właśnie nasz naród zaakceptował nową rzeczywistość geopolityczną, która ukształtowała się po rozpadzie ZSRR, i uznał nowe niepodległe państwa. Rosja nie tylko uznała te kraje, ale także pomogła swoim partnerom z WNP, mimo że sama znajdowała się w bardzo trudnej sytuacji. Dotyczyło to również naszych ukraińskich kolegów, którzy od momentu ogłoszenia niepodległości wielokrotnie zwracali się do nas o wsparcie finansowe. Nasz kraj udzielał tej pomocy, respektując godność i suwerenność Ukrainy.
Według ocen ekspertów, potwierdzonych prostą kalkulacją naszych cen energii, subsydiowanych kredytów udzielonych Ukrainie przez Rosję oraz preferencji gospodarczych i handlowych, łączna korzyść dla budżetu ukraińskiego w latach 1991-2013 wyniosła 250 mld USD.
Jednakże to nie wszystko. Do końca 1991 roku ZSRR był winien innym krajom i funduszom międzynarodowym około 100 miliardów dolarów. Początkowo istniała koncepcja, że wszystkie byłe republiki radzieckie będą spłacać te kredyty wspólnie, w duchu solidarności i proporcjonalnie do swojego potencjału gospodarczego. Rosja zobowiązała się jednak do spłaty wszystkich długów ZSRR i wywiązała się z tej obietnicy, kończąc ten proces w 2017 roku.
W zamian za to nowo niepodległe państwa miały przekazać Rosji część radzieckiego majątku zagranicznego. Porozumienie w tej sprawie zawarto z Ukrainą w grudniu 1994 roku. Kijów jednak nie ratyfikował tych porozumień, a później po prostu odmówił ich przestrzegania, wysuwając żądania dotyczące części Diamentowego Skarbu, rezerw złota, a także majątku byłego ZSRR i różnych aktywów zagranicznych.
Niemniej jednak, pomimo tych wszystkich wyzwań, Rosja zawsze współpracowała z Ukrainą w sposób otwarty i uczciwy oraz, jak już wspomniałem, z poszanowaniem jej interesów. Rozwijaliśmy nasze więzi w wielu dziedzinach. I tak, w 2011 r. nasze bilateralne obroty handlowe przekroczyły 50 mld USD. Pozwolę sobie zauważyć, że w 2019 roku, czyli przed pandemią, bilans handlowy Ukrainy ze wszystkimi krajami UE łącznie znajdował poniżej tego poziomu.
Jednocześnie uderzające było to, że władze ukraińskie zawsze wolały układać się z Rosją w sposób, który zapewniał im wszystkie prawa i przywileje, a jednocześnie uwalniał ich od jakichkolwiek zobowiązań.
Urzędnicy w Kijowie zastąpili partnerstwo pasożytniczą postawą, działając niekiedy w sposób niezwykle zuchwały. Wystarczy przypomnieć nieustanny szantaż w sprawie tranzytu energii i fakt, że dosłownie kradli nasz gaz.
Mogę dodać, że Kijów próbował wykorzystać dialog z Rosją jako kartę przetargową w swoich relacjach z Zachodem, używając groźby zacieśnienia więzów z Rosją do szantażowania Zachodu w celu zapewnienia sobie preferencji, twierdząc, że w przeciwnym razie Rosja będzie miała większe wpływy na Ukrainie.
Jednocześnie władze ukraińskie - chciałbym to podkreślić - zaczęły budować swoją państwowość na negacji wszystkiego, co nas łączyło, próbując wypaczyć mentalność i pamięć historyczną milionów ludzi, całych pokoleń żyjących na Ukrainie. Nic więc dziwnego, że w społeczeństwie ukraińskim narastał skrajnie prawicowy nacjonalizm, który szybko przerodził się w agresywną rusofobię i neonazizm. Zaowocowało to udziałem ukraińskich nacjonalistów i neonazistów w grupach terrorystycznych na Kaukazie Północnym oraz coraz głośniejszymi roszczeniami terytorialnymi wobec Rosji.
Istotną rolę odegrały tu siły zewnętrzne, które wykorzystały rozbudowaną sieć organizacji pozarządowych i służb specjalnych do utrzymania swoich klientów na Ukrainie i wprowadzenia ich przedstawicieli na szczyty władzy.
Należy zauważyć, że Ukraina właściwie nigdy nie miała stabilnych tradycji prawdziwej państwowości. Dlatego też w 1991 roku zdecydowała się na bezmyślne naśladowanie zagranicznych wzorców, które nie mają żadnego związku z historią i ukraińską rzeczywistością. Polityczne instytucje państwowe były wielokrotnie dostosowywane do szybko rosnących w siłę klanów i ich egoistycznych interesów, które nie miały nic wspólnego z interesami narodu ukraińskiego.
Zasadniczo tak zwany prozachodni wybór cywilizacyjny dokonany przez oligarchiczne władze ukraińskie nie miał i nie ma na celu stworzenia lepszych warunków dla dobrobytu ludzi, lecz otrzymanie miliardów dolarów, które oligarchowie ukradli Ukraińcom i trzymają na swoich kontach w zachodnich bankach, przy jednoczesnym pełnym wspieraniu geopolitycznych rywali Rosji.
Niektóre grupy przemysłowe i finansowe, a także partie i politycy z ich listy płac, od samego początku opierały się na nacjonalistach i radykałach. Inni twierdzili, że są zwolennikami dobrych stosunków z Rosją oraz różnorodności kulturowej i językowej, dochodząc do władzy dzięki pomocy obywateli, którzy szczerze popierali ich deklarowane dążenia, w tym milionów mieszkańców regionów południowo-wschodnich. Jednak po zdobyciu upragnionych stanowisk ludzie ci natychmiast zdradzili swoich wyborców, wycofując się z obietnic wyborczych i kierując polityką podpowiadaną przez radykałów, a czasem nawet prześladując swoich dawnych sojuszników - organizacje społeczne, które popierały dwujęzyczność i współpracę z Rosją. Wykorzystywali oni fakt, że ich wyborcy to w większości praworządni obywatele o umiarkowanych poglądach, którzy ufali władzom, że w przeciwieństwie do radykałów nie będą działać agresywnie ani używać nielegalnych instrumentów.
Tymczasem radykałowie stawali się coraz bardziej bezczelni w swoich działaniach i z roku na rok wysuwali coraz większe żądania. Łatwo było im narzucić swoją wolę słabym władzom, które były zarażone wirusem nacjonalizmu i korupcji, i które sztucznie zastępowały rzeczywiste interesy kulturalne, ekonomiczne i społeczne narodu oraz prawdziwą suwerenność Ukrainy różnymi spekulacjami i formalnymi atrybutami etnicznymi.
Na Ukrainie nigdy nie powstała stabilna państwowość; różne procedury polityczne i wyborcze służą jedynie jako przykrywka, parawan dla redystrybucji władzy i własności między różnymi klanami oligarchicznymi.
Korupcja, która z pewnością jest wyzwaniem i problemem dla wielu krajów, w tym Rosji, na Ukrainie przekroczyła wszelką skalę. Dosłownie przeniknęła i skorodowała ukraińską państwowość, cały system i wszystkie gałęzie władzy.
Radykalni nacjonaliści wykorzystali uzasadnione niezadowolenie społeczne i osiodłali protesty na Majdanie, eskalując je do zamachu stanu w 2014 roku. Mieli też bezpośrednią pomoc od obcych państw. Według doniesień, ambasada USA przekazywała 1 mln dolarów dziennie na wsparcie tzw. obozu protestacyjnego na Placu Niepodległości w Kijowie. Ponadto duże kwoty były bezczelnie przelewane bezpośrednio na konta bankowe liderów opozycji - dziesiątki milionów dolarów. Ale ludzie, którzy rzeczywiście ucierpieli, rodziny tych, którzy zginęli w starciach sprowokowanych na ulicach i placach Kijowa i innych miast, ile oni dostali? Lepiej nie pytać.
Nacjonaliści, którzy przejęli władzę, rozpętali prześladowania, prawdziwą kampanię terroru wobec tych, którzy sprzeciwiali się ich antykonstytucyjnym działaniom. Politycy, dziennikarze i działacze publiczni byli szykanowani i publicznie poniżani. Przez ukraińskie miasta przetoczyła się fala przemocy, w tym seria głośnych i bezkarnych morderstw. Aż dreszcz przechodzi na wspomnienie straszliwej tragedii w Odessie, gdzie brutalnie zamordowano pokojowych demonstrantów, paląc ich żywcem w Domu Związków Zawodowych. Zbrodniarze, którzy dopuścili się tego okrucieństwa, nigdy nie zostali ukarani i nikt ich nawet nie szuka. Ale my znamy ich nazwiska i zrobimy wszystko, by ich ukarać, odnaleźć i postawić przed sądem.
Majdan nie przybliżył Ukrainy do demokracji i postępu. Dokonawszy zamachu stanu, nacjonaliści i wspierające ich siły polityczne ostatecznie doprowadziły Ukrainę do impasu, spychając kraj w otchłań wojny domowej. Osiem lat później kraj jest podzielony. Ukraina zmaga się z poważnym kryzysem społeczno-gospodarczym.
Według danych organizacji międzynarodowych w 2019 r. prawie 6 mln Ukraińców - podkreślam - około 15 procent, nie siły roboczej, ale całej ludności tego kraju, musiało wyjechać za granicę w poszukiwaniu pracy. Większość z nich wykonuje prace dorywcze. Znamienny jest również fakt, że od 2020 roku w związku z pandemią kraj opuściło ponad 60 tysięcy lekarzy i innych pracowników służby zdrowia.
Od 2014 r. rachunki za wodę wzrosły o prawie jedną trzecią, rachunki za energię wzrosły kilkakrotnie, a cena gazu dla gospodarstw domowych wzrosła kilkadziesiąt razy. Wiele osób po prostu nie ma pieniędzy na zapłatę rachunków. Dosłownie walczą o przetrwanie.
Co się stało? Dlaczego to wszystko się dzieje? Odpowiedź jest oczywista. Wydali i sprzeniewierzyli dziedzictwo odziedziczone nie tylko po epoce sowieckiej, ale także po Imperium Rosyjskim. Zlikwidowano dziesiątki, setki tysięcy miejsc pracy, które umożliwiały ludziom uzyskiwanie pewnego dochodu i generowały wpływy z podatków, między innymi dzięki ścisłej współpracy z Rosją. Sektory takie jak budowa maszyn, inżynieria mechaniczna, elektronika, budowa statków i samolotów zostały osłabione lub całkowicie zniszczone. Był jednak czas, kiedy nie tylko Ukraina, ale cały Związek Radziecki był dumny z tych przedsiębiorstw.
W 2021 r. zakończyła działalność Stocznia Czarnomorska w Nikołajewie. Jej pierwsze doki budowano w czasach Katarzyny Wielkiej. Antonow, słynny producent, od 2016 roku nie wyprodukował ani jednego samolotu komercyjnego, a Jużmasz, fabryka specjalizująca się w produkcji rakiet i sprzętu kosmicznego, jest bliska bankructwa. W podobnej sytuacji znajduje się Huta Krzemieńczuk. Ta smutna lista ciągnie się w nieskończoność.
Jeśli chodzi o system transportu gazu, został on w całości zbudowany przez Związek Radziecki, a obecnie jego stan pogorszył się do tego stopnia, że korzystanie z niego stwarza poważne zagrożenia i wiąże się z wysokimi kosztami dla środowiska.
W tej sytuacji nasuwa się pytanie: bieda, brak możliwości, utracony potencjał przemysłowy i technologiczny - czy to jest właśnie ten prozachodni wybór cywilizacyjny, którym od wielu lat mamiono miliony ludzi, obiecując im rajskie pastwiska?
Wszystko sprowadza się do tego, że gospodarka ukraińska jest w strzępach, a obywatele są bezlitośnie okradani, podczas gdy sama Ukraina znalazła się pod kontrolą zewnętrzną, kierowaną nie tylko z zachodnich stolic, ale także - jak to się mówi - poprzez całą sieć zagranicznych doradców, organizacji pozarządowych i innych instytucji obecnych na Ukrainie. Mają oni bezpośredni wpływ na wszystkie kluczowe nominacje i zwolnienia oraz na wszystkie gałęzie władzy na wszystkich szczeblach, od rządu centralnego po samorządy, a także na przedsiębiorstwa i korporacje państwowe, w tym Naftohaz, Ukrenergo, Kolej Ukraińska, Ukroboronprom, Ukrposzta i Zarząd Portów Morskich Ukrainy.
Na Ukrainie nie ma niezależnego sądownictwa. Władze w Kijowie, na żądanie Zachodu, przekazały organizacjom międzynarodowym prawo pierwszeństwa w wyborze członków najwyższych organów sądowniczych - Rady Sprawiedliwości i Wysokiej Komisji Kwalifikacyjnej Sędziów.
Ponadto Stany Zjednoczone bezpośrednio kontrolują Narodową Agencję Zapobiegania Korupcji, Narodowe Biuro Antykorupcyjne, Specjalistyczną Prokuraturę Antykorupcyjną oraz Najwyższy Sąd Antykorupcyjny. Wszystko to odbywa się pod szlachetnym pretekstem wzmożenia wysiłków na rzecz walki z korupcją. No dobrze, ale gdzie są rezultaty? Korupcja kwitnie jak nigdy dotąd.
Czy obywatele Ukrainy są świadomi, że w ten sposób zarządza się ich krajem? Czy zdają sobie sprawę, że ich kraj nie stał się nawet protektoratem politycznym czy gospodarczym, ale został zredukowany do kolonii z marionetkowym reżimem? Państwo zostało sprywatyzowane. W rezultacie rząd, który określa się jako "siła patriotów", nie działa już w charakterze narodowym i konsekwentnie popycha Ukrainę w kierunku utraty suwerenności.
Kontynuowana jest polityka wykorzeniania języka i kultury rosyjskiej oraz promowania asymilacji. Rada Najwyższa Ukrainy generuje stały strumień dyskryminacyjnych projektów ustaw, a ustawa o tzw. ludności autochtonicznej już weszła w życie. Ludzie, którzy identyfikują się jako Rosjanie i chcą zachować swoją tożsamość, język i kulturę, dostają sygnał, że nie są na Ukrainie pożądani.
Zgodnie z ustawami o edukacji i języku ukraińskim jako języku państwowym, dla języka rosyjskiego nie ma miejsca w szkołach ani w przestrzeni publicznej, nawet w zwykłych sklepach. Ustawa o tzw. lustracji urzędników i oczyszczaniu ich szeregów stworzyła ścieżkę postępowania z niechcianymi urzędnikami państwowymi.
Pojawia się coraz więcej aktów umożliwiających ukraińskiemu wojsku i organom ścigania rozprawianie się z wolnością słowa, sprzeciwem i zwalczaniem opozycji. Świat zna godną ubolewania praktykę nakładania jednostronnych, bezprawnych sankcji na inne kraje, osoby fizyczne i prawne z zagranicy. Ukraina prześcignęła swoich zachodnich mistrzów, wymyślając sankcje przeciwko własnym obywatelom, firmom, kanałom telewizyjnym, innym mediom, a nawet członkom parlamentu.
Kijów kontynuuje przygotowania do zniszczenia Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego. Nie jest to ocena emocjonalna; dowody na to można znaleźć w konkretnych decyzjach i dokumentach. Władze ukraińskie w cyniczny sposób uczyniły z tragedii schizmy instrument polityki państwowej. Obecne władze nie reagują na apele narodu ukraińskiego o zniesienie ustaw, które naruszają prawa wierzących. Co więcej, w ich Radzie Najwyższej zarejestrowano nowe projekty ustaw wymierzonych w duchowieństwo i miliony parafian Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego.
Kilka słów o Krymie. Mieszkańcy półwyspu w sposób wolny dokonali wyboru, aby być z Rosją. Władze w Kijowie nie mogą podważyć jasno wyrażonego wyboru ludzi, dlatego też zdecydowały się na agresywne działania, aktywizację komórek ekstremistycznych, w tym radykalnych organizacji islamskich, wysyłanie wywrotowców w celu przeprowadzenia ataków terrorystycznych na obiekty krytycznej infrastruktury oraz porywania obywateli rosyjskich. Mamy faktyczne dowody na to, że takie agresywne działania są podejmowane przy wsparciu zachodnich służb bezpieczeństwa.
W marcu 2021 roku na Ukrainie została przyjęta nowa Strategia Wojskowa. Dokument ten niemal w całości poświęcony jest konfrontacji z Rosją i stawia sobie za cel wciągnięcie obcych państw w konflikt z naszym krajem. Strategia przewiduje organizację czegoś, co można określić jako terrorystyczne podziemie na rosyjskim Krymie i w Donbasie. Wyznacza również kontury potencjalnej wojny, która według kijowskich strategów powinna zakończyć się "pomocą społeczności międzynarodowej na korzyść Ukrainy", a także - proszę słuchać uważnie - "zagranicznym wsparciem militarnym w geopolitycznej konfrontacji z Federacją Rosyjską". W rzeczywistości jest to nic innego, jak przygotowanie do działań wojennych przeciwko naszemu krajowi - Rosji.
Jak wiadomo, już dziś oświadczono, że Ukraina zamierza stworzyć własną broń atomową i nie są to tylko przechwałki. Ukraina dysponuje technologiami jądrowymi stworzonymi jeszcze w czasach sowieckich oraz środkami przenoszenia takiej broni, w tym samolotami, a także zaprojektowanymi w Związku Radzieckim precyzyjnymi pociskami taktycznymi Toczka-U o zasięgu ponad 100 kilometrów. Ale mogą zrobić więcej - to tylko kwestia czasu. Przygotowują się do tego już od czasów sowieckich.
Innymi słowy, zdobycie taktycznej broni nuklearnej będzie znacznie łatwiejsze dla Ukrainy niż dla niektórych państw, których nie będę tu wymieniał, a które prowadzą takie badania, zwłaszcza jeśli Kijów otrzyma zagraniczne wsparcie technologiczne. Tego też nie można wykluczyć.
Jeśli Ukraina zdobędzie broń masowego rażenia, sytuacja na świecie i w Europie drastycznie się zmieni, zwłaszcza dla nas, dla Rosji. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko reagować na to realne zagrożenie, tym bardziej że - powtórzę - zachodni patroni Ukrainy mogą pomóc jej w zdobyciu tej broni, aby stworzyć kolejne zagrożenie dla naszego kraju.
Widzimy, jak ciągle kijowski reżim jest napompowywany bronią. Od 2014 roku same Stany Zjednoczone wydały na ten cel miliardy dolarów, w tym na dostawy broni i sprzętu oraz szkolenia specjalistów. W ciągu ostatnich kilku miesięcy na Ukrainę nieustannie płynie zachodnia broń, ostentacyjnie, przygląda się temu cały świat. Zagraniczni doradcy nadzorują działania ukraińskich sił zbrojnych i służb specjalnych, o czym doskonale wiemy.
W ciągu ostatnich kilku lat kontyngenty wojskowe państw NATO były niemal stale obecne na terytorium Ukrainy pod pretekstem ćwiczeń. Ukraiński system kontroli wojsk został już zintegrowany z NATO. Oznacza to, że dowództwo NATO może wydawać bezpośrednie rozkazy ukraińskim siłom zbrojnym, a nawet ich konkretnym jednostkom i oddziałom.
Stany Zjednoczone i NATO rozpoczęły bezczelne wykorzystanie terytorium Ukrainy jako teatru potencjalnych operacji wojskowych. Ich regularne wspólne ćwiczenia mają wyraźnie antyrosyjski charakter. Tylko w zeszłym roku wzięło w nich udział ponad 23 tys. żołnierzy i ponad tysiąc jednostek sprzętu.
Przyjęto już ustawę, która zezwala na przyjazd obcych wojsk na Ukrainę w 2022 roku w celu wzięcia udziału w wielonarodowych ćwiczeniach. Zrozumiałe jest, że są to przede wszystkim wojska NATO. W tym roku zaplanowano co najmniej dziesięć takich wspólnych ćwiczeń.
Jest oczywiste, że takie przedsięwzięcia mają być przykrywką dla szybkiej rozbudowy grupy wojskowej NATO na terytorium Ukrainy. Tym bardziej, że sieć zmodernizowanych z pomocą USA lotnisk, m.in. w Boryspolu, Iwano-Frankiwsku, Czuhujewie i Odessie, żeby parę wymienić, jest w stanie w bardzo krótkim czasie przerzucić jednostki wojskowe. Przestrzeń powietrzna Ukrainy jest otwarta dla lotów amerykańskich samolotów strategicznych i zwiadowczych oraz dronów, które prowadzą obserwację nad terytorium Rosji.
Dodam, że zbudowane przez USA Centrum Operacji Morskich w Oczakowie umożliwia wspieranie działań okrętów wojennych NATO, w tym użycie broni precyzyjnej, przeciwko rosyjskiej Flocie Czarnomorskiej i naszej infrastrukturze na całym wybrzeżu Morza Czarnego.
Swego czasu Stany Zjednoczone zamierzały zbudować podobne obiekty również na Krymie, ale mieszkańcy Krymu i Sewastopola zniweczyli te plany. Zawsze będziemy o tym pamiętać.
Chciałbym powtórzyć, że dziś takie centrum już działa w Oczakowie. W XVIII wieku o to miasto walczyli żołnierze Aleksandra Suworowa. Dzięki ich odwadze stało się ono częścią Rosji. Również w XVIII wieku ziemie leżące nad Morzem Czarnym, włączone do Rosji w wyniku wojen z Imperium Osmańskim, otrzymały nazwę Noworosja (Nieworossija). Obecnie te historyczne symbole, a także nazwiska osobistości państwowych i wojskowych Imperium Rosyjskiego, bez których wysiłków współczesna Ukraina nie miałaby wielu dużych miast, a nawet dostępu do Morza Czarnego, próbuje się skazać na zapomnienie.
Niedawno w Połtawie zburzono pomnik Aleksandra Suworowa. Co tu jest do powiedzenia? Czy wyrzekacie się własnej przeszłości? Tak zwanego dziedzictwa kolonialnego Imperium Rosyjskiego? Cóż, w tym przypadku powinniście być konsekwentnym.
Dalej, w szczególności artykuł 17 Konstytucji Ukrainy stanowi, że rozmieszczanie obcych baz wojskowych na jej terytorium jest nielegalne. Jednak, jak się okazuje, jest to tylko umowność, którą można łatwo obejść.
Na Ukrainie znajdują się misje szkoleniowe NATO, które w rzeczywistości są zagranicznymi bazami wojskowymi. Bazę nazwano po prostu misją i na tym się skończyło.
Kijów od dawna głosi strategiczny kurs w sprawie przystąpienia do NATO. Rzeczywiście, każde państwo ma prawo do wyboru własnego systemu bezpieczeństwa i zawierania sojuszy wojskowych. Nie byłoby z tym problemu, gdyby nie jedno "ale". W dokumentach międzynarodowych wyraźnie zapisana jest zasada równego i niepodzielnego bezpieczeństwa, która obejmuje zobowiązania do niewzmacniania własnego bezpieczeństwa kosztem bezpieczeństwa innych państw. Mówi o tym Karta Bezpieczeństwa Europejskiego OBWE z 1999 roku przyjęta w Stambule oraz Deklaracja z Astany z 2010 roku.
Innymi słowy, wybór drogi do zapewnienia bezpieczeństwa nie powinien stanowić zagrożenia dla innych państw, podczas gdy przystąpienie Ukrainy do NATO jest bezpośrednim zagrożeniem dla bezpieczeństwa Rosji.
Pozwolę sobie przypomnieć, że na szczycie NATO w Bukareszcie w kwietniu 2008 roku Stany Zjednoczone przeforsowały decyzję, zgodnie z którą Ukraina, a przy okazji także Gruzja, będą mogły zostać członkami NATO. Wielu europejskich sojuszników Stanów Zjednoczonych już wtedy doskonale zdawało sobie sprawę z ryzyka związanego z tą perspektywą, ale zostali zmuszeni do podporządkowania się woli swojego partnera-seniora. Amerykanie po prostu wykorzystali ich do prowadzenia wyraźnie antyrosyjskiej polityki.
Wiele państw członkowskich NATO jest nadal bardzo sceptycznych wobec przystąpienia Ukrainy do NATO. Docierają do nas sygnały z niektórych stolic europejskich, że nie należy się martwić, ponieważ nie stanie się to dosłownie z dnia na dzień. W rzeczywistości nasi amerykańscy partnerzy również mówią to samo. "W takim razie" - odpowiadamy - "jeśli nie stanie się to jutro, to stanie się to pojutrze. Co to zmienia z perspektywy historycznej? Zupełnie nic."
Co więcej, znamy stanowisko i słowa przywódców USA, że aktywne działania wojenne na wschodzie Ukrainy nie wykluczają możliwości przystąpienia tego kraju do NATO, jeśli tylko spełni on kryteria NATO i pokona korupcję.
Cały czas próbują nas przekonać, że NATO jest miłującym pokój i czysto obronnym sojuszem, który nie stanowi zagrożenia dla Rosji. I znowu, chcą, abyśmy uwierzyli im na słowo. Ale my doskonale zdajemy sobie sprawę z prawdziwej wartości tych słów.
W 1990 roku, kiedy dyskutowano o zjednoczeniu Niemiec, Stany Zjednoczone obiecały przywódcom radzieckim, że jurysdykcja i obecność wojskowa NATO nie rozszerzy się ani o centymetr na wschód i że zjednoczenie Niemiec nie doprowadzi do rozszerzenia organizacji wojskowej NATO na wschód. To jest cytat.
Składali wiele ustnych zapewnień, z których wszystkie okazały się pustymi frazesami. Później zaczęli nas zapewniać, że przystąpienie do NATO krajów Europy Środkowej i Wschodniej tylko poprawi stosunki z Moskwą, uwolni te kraje od obaw przesiąkniętych gorzką spuścizną historyczną, a nawet stworzy pas państw przyjaznych Rosji.
Stało się jednak coś dokładnie odwrotnego. Rządy niektórych państw Europy Wschodniej, spekulując na rusofobii, przeniosły do Sojuszu swoje kompleksy i stereotypy na temat rosyjskiego zagrożenia i nalegały na budowanie potencjału obrony zbiorowej i wykorzystywanie go przede wszystkim przeciwko Rosji. Co gorsza, działo się to w latach 90. i na początku XXI wieku, kiedy dzięki naszej otwartości i dobrej woli stosunki między Rosją a Zachodem osiągnęły wysoki poziom.
Rosja wypełniła wszystkie swoje zobowiązania, w tym wycofała się z Niemiec, z Europy Środkowej i Wschodniej, wnosząc ogromny wkład w przezwyciężenie spuścizny zimnej wojny. Konsekwentnie proponowaliśmy różne opcje współpracy, w tym w ramach Rady NATO-Rosja i OBWE.
Co więcej, powiem coś, czego nigdy nie mówiłem publicznie, a teraz powiem to po raz pierwszy. Kiedy w 2000 r. odchodzący prezydent USA Bill Clinton odwiedził Moskwę, zapytałem go, co Ameryka sądzi o przyjęciu Rosji do NATO.
Nie chcę ujawniać wszystkich szczegółów tej rozmowy, ale reakcja na moje pytanie była, powiedzmy, dość powściągliwa, a prawdziwy stosunek Amerykanów do tej możliwości można poznać po ich późniejszych krokach w stosunku do naszego kraju. Mam tu na myśli jawne wspieranie terrorystów na Północnym Kaukazie, lekceważenie naszych żądań i obaw dotyczących bezpieczeństwa, dalszą ekspansję NATO, wycofanie się z układu ABM itd. Nasuwa się pytanie: dlaczego? O co w tym wszystkim chodzi, jaki jest cel? W porządku, nie chcecie widzieć w nas przyjaciół ani sojuszników, ale po co robić z nas wrogów?
Odpowiedź może być tylko jedna - nie chodzi tu o nasz reżim polityczny ani o nic podobnego. Oni po prostu nie potrzebują wokół siebie tak dużego i niezależnego kraju jak Rosja. To jest odpowiedź na wszystkie pytania. Takie jest źródło tradycyjnej polityki Ameryki wobec Rosji. Stąd też bierze się stosunek do wszystkich naszych propozycji dotyczących bezpieczeństwa.
Dziś wystarczy jeden rzut oka na mapę, by przekonać się, w jakim stopniu państwa zachodnie dotrzymały obietnicy powstrzymania się od rozszerzania NATO na wschód. Po prostu nas oszukali. Byliśmy świadkami pięciu fal rozszerzenia NATO, jedna po drugiej - Polska, Czechy i Węgry zostały przyjęte w 1999 roku; Bułgaria, Estonia, Łotwa, Litwa, Rumunia, Słowacja i Słowenia w 2004 roku; Albania i Chorwacja w 2009 roku; Czarnogóra w 2017 roku; a Macedonia Północna w 2020 roku.
W rezultacie Sojusz i jego infrastruktura wojskowa dotarły do granic Rosji. Jest to jedna z kluczowych przyczyn kryzysu bezpieczeństwa europejskiego; wywarła ona najbardziej negatywny wpływ na cały system stosunków międzynarodowych i doprowadziła do utraty wzajemnego zaufania.
Sytuacja nadal się pogarsza, także w obszarze strategicznym. W ramach amerykańskiego projektu stworzenia globalnego systemu obrony przeciwrakietowej w Rumunii i Polsce powstają strefy pozycjonowania pocisków przechwytujących. Powszechnie wiadomo, że rozmieszczone tam wyrzutnie mogą zostać wykorzystane do wystrzeliwania pocisków Tomahawk - systemów uderzenia ofensywnego.
Ponadto Stany Zjednoczone rozwijają uniwersalny standardowy pocisk rakietowy Missile-6, który może zapewnić obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową, ale także uderzać w cele naziemne i nawodne. Innymi słowy, rzekomo defensywny amerykański system obrony przeciwrakietowej rozwija i poszerza swoje nowe zdolności ofensywne.
Informacje, którymi dysponujemy, dają nam powody, by sądzić, że decyzja o przystąpieniu Ukrainy do NATO, a następnie o rozmieszczeniu obiektów NATO, została już podjęta i jest tylko kwestią czasu. Rozumiemy, że przy takim scenariuszu poziom zagrożenia militarnego dla Rosji wzrośnie dramatycznie, kilkakrotnie. I chciałbym w tym miejscu podkreślić, że ryzyko nagłego uderzenia na nasz kraj będzie zwielokrotnione.
Wyjaśnię, że amerykańskie dokumenty planowania strategicznego potwierdzają możliwość tzw. uderzenia wyprzedzającego na wrogie systemy rakietowe. Znamy też głównego przeciwnika Stanów Zjednoczonych i NATO. Jest nim Rosja. Dokumenty NATO oficjalnie uznają nasz kraj za główne zagrożenie dla bezpieczeństwa euroatlantyckiego. Ukraina będzie służyć jako wysunięty przyczółek dla takiego uderzenia. Gdyby nasi przodkowie o tym usłyszeli, pewnie by w to po prostu nie uwierzyli. My dzisiaj też nie chcemy w to wierzyć, ale jest, jak jest. Chciałbym, aby ludzie w Rosji i na Ukrainie to zrozumieli.
Wiele ukraińskich lotnisk znajduje się w niewielkiej odległości od naszych granic. Rozmieszczone tam lotnictwo taktyczne NATO, w tym transportery broni precyzyjnej, będą w stanie zaatakować nasze terytorium na głębokość linii Wołgograd-Kazań-Samara-Astrachań. Rozmieszczenie radarów zwiadowczych na terytorium Ukrainy pozwoli NATO na ścisłą kontrolę przestrzeni powietrznej Rosji aż po Ural.
Wreszcie, po zerwaniu przez USA traktatu INF, Pentagon otwarcie rozwija wiele lądowych broni uderzeniowych, w tym rakiety balistyczne zdolne do rażenia celów na odległość do 5500 km. Jeśli takie systemy zostaną rozmieszczone na Ukrainie, będą w stanie uderzać w cele w całej europejskiej części Rosji. Czas przelotu pocisków Tomahawk do Moskwy wyniesie mniej niż 35 minut, pocisków balistycznych z Charkowa - 7-8 minut, a hipersonicznej broni szturmowej - 4-5 minut. To jest jak nóż na gardle. Nie mam wątpliwości, że mają oni nadzieję zrealizować te plany, tak jak czynili to wielokrotnie w przeszłości, rozszerzając NATO na wschód, przenosząc swoją infrastrukturę wojskową na granice Rosji i całkowicie ignorując nasze obawy, protesty i ostrzeżenia. Proszę wybaczyć, ale oni po prostu w ogóle nie przejeli się takimi rzeczami i zrobili wszystko, co uznali sobie za niezbędne.
Oczywiście będą się tak samo zachowywać w przyszłości, kierując się znanym przysłowiem: "Psy szczekają, ale karawana jedzie dalej". Od razu powiem - nie akceptujemy takiego zachowania i nigdy nie będziemy go akceptować. Mimo to Rosja zawsze opowiadała się za rozwiązywaniem najbardziej skomplikowanych problemów na drodze politycznej i dyplomatycznej, przy stole negocjacyjnym.
Doskonale zdajemy sobie sprawę z naszej ogromnej odpowiedzialności, jeśli chodzi o stabilność regionalną i globalną. W 2008 roku Rosja wystąpiła z inicjatywą zawarcia Europejskiego Traktatu o Bezpieczeństwie, na mocy którego żadne państwo euroatlantyckie ani organizacja międzynarodowa nie mogłyby wzmacniać swojego bezpieczeństwa kosztem bezpieczeństwa innych. Nasza propozycja została jednak od razu odrzucona pod pretekstem, że nie można pozwolić Rosji na ograniczanie działań NATO.
Ponadto wyraźnie dano nam do zrozumienia, że tylko członkowie NATO mogą mieć prawnie wiążące gwarancje bezpieczeństwa.
W grudniu ubiegłego roku przekazaliśmy naszym zachodnim partnerom projekt traktatu między Federacją Rosyjską a Stanami Zjednoczonymi Ameryki o gwarancjach bezpieczeństwa oraz projekt porozumienia o środkach zapewniających bezpieczeństwo Federacji Rosyjskiej i państw członkowskich NATO.
Stany Zjednoczone i NATO odpowiedziały ogólnymi oświadczeniami. Były w nich także ziarna racjonalności, ale dotyczyły one spraw drugorzędnych i wyglądało to na próbę przeciągania sprawy i sprowadzenia dyskusji na manowce.
Odpowiedzieliśmy na to i zaznaczyliśmy, że jesteśmy gotowi podążać ścieżką negocjacji, jednak pod warunkiem, że wszystkie kwestie zostaną rozpatrzone jako pakiet, który będzie zawierał główne propozycje Rosji, obejmujące trzy kluczowe punkty. Po pierwsze, zapobieżenie dalszemu rozszerzaniu NATO. Po drugie, aby Sojusz powstrzymał się od rozmieszczania systemów broni szturmowej na granicach Rosji. I wreszcie, cofnięcie potencjału wojskowego i infrastruktury bloku w Europie do poziomu z 1997 roku, kiedy podpisano Akt Założycielski NATO-Rosja.
Te nasze pryncypialne propozycje zostały zignorowane. Powtarzając, nasi zachodni partnerzy po raz kolejny powtórzyli aż nazbyt dobrze znaną formułkę, że każde państwo ma prawo do swobodnego wyboru sposobu zapewnienia sobie bezpieczeństwa lub przystąpienia do jakiejkolwiek unii czy sojuszu wojskowego. W ich stanowisku nic się nie zmieniło, a my wciąż słyszymy te same stare odniesienia do osławionej polityki "otwartych drzwi" NATO.
Co więcej, ponownie próbują nas szantażować i grożą nam sankcjami, które, nawiasem mówiąc, wprowadzą bez względu na wszystko, ponieważ Rosja nadal umacnia swoją suwerenność i siły zbrojne. Nie ma wątpliwości, że bez względu na rozwój sytuacji na Ukrainie nie będą się zastanawiać, czy wymyślić, czy po prostu sfabrykować pretekst do kolejnego ataku sankcjami. Ich jedynym celem jest zahamowanie rozwoju Rosji. I będą to robić, tak jak wcześniej, nawet bez żadnego formalnego pretekstu, tylko dlatego, że istniejemy i nigdy nie naruszymy naszej suwerenności, interesów narodowych czy wartości.
Chciałbym powiedzieć jasno i wyraźnie: w obecnych okolicznościach, gdy nasze propozycje dotyczące równoprawnego dialogu w podstawowych kwestiach pozostały właściwie bez odpowiedzi ze strony Stanów Zjednoczonych i NATO, gdy poziom zagrożeń dla naszego kraju znacznie wzrósł, Rosja ma pełne prawo zareagować, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo. I dokładnie to zrobimy.
Jeśli chodzi o sytuację w Donbasie, widzimy, że elity rządzące w Kijowie nigdy nie przestają publicznie dawać wyrazu swojej niechęci do przestrzegania postanowień pakietu mińskiego w sprawie uregulowania konfliktu i nie są zainteresowane pokojowymi rozwiązaniami. Wręcz przeciwnie, próbują zorganizować blitzkrieg w Donbasie, tak jak to miało miejsce w 2014 i 2015 roku. Wszyscy wiemy, jak zakończyły się te lekkomyślne plany.
Nie ma dnia, w którym społeczności Donbasu nie byłyby ostrzeliwane. Niedawno utworzone duże siły wojskowe wykorzystują drony szturmowe, ciężki sprzęt, rakiety, artylerię i wiele wyrzutni rakietowych. Zabijanie cywilów, blokady, znęcanie się nad ludźmi, w tym nad dziećmi, kobietami i osobami starszymi, trwają bez przerwy. Jak mówimy, nie widać końca tych działań.
Tymczasem tak zwany cywilizowany świat, którego jedynymi przedstawicielami ogłosili się nasi zachodni koledzy, woli tego nie widzieć, tak jakby ten horror i ludobójstwo, z którymi boryka się prawie 4 miliony ludzi, nie istniały. Ale one istnieją i tylko dlatego, że ci ludzie nie zgodzili się na wspierany przez Zachód pucz na Ukrainie w 2014 roku i sprzeciwili się przejściu do neandertalskiego i agresywnego nacjonalizmu i neonazizmu, które zostały wyniesione na Ukrainie do rangi polityki narodowej. Walczą o swoje elementarne prawo do życia na własnej ziemi, do mówienia własnym językiem, do zachowania swojej kultury i tradycji.
Jak długo może trwać ta tragedia? Jak długo jeszcze można to znosić? Rosja zrobiła wszystko, aby zachować integralność terytorialną Ukrainy.
Przez wszystkie te lata wytrwale i cierpliwie dążyła do wdrożenia rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 2202 z 17 lutego 2015 r., która skonsolidowała miński pakiet rozwiązań z 12 lutego 2015 r. w celu uregulowania sytuacji w Donbasie.
Wszystko poszło na marne. Prezydenci i deputowani Rady przychodzą i odchodzą, ale w głębi duszy agresywny i nacjonalistyczny reżim, który przejął władzę w Kijowie, pozostaje niezmienny. Jest on w całości wytworem zamachu stanu z 2014 roku, a ci, którzy wtedy weszli na drogę przemocy, rozlewu krwi i bezprawia, nie uznawali wtedy i nie uznają teraz żadnego innego rozwiązania kwestii Donbasu jak militarne.
W związku z tym uważam, że konieczne jest podjęcie długo oczekiwanej decyzji i natychmiastowe uznanie niepodległości i suwerenności Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej.
Zwracam się do Zgromadzenia Federalnego Federacji Rosyjskiej o poparcie tej decyzji, a następnie o ratyfikację Traktatu o przyjaźni i wzajemnej pomocy z obiema republikami. Te dwa dokumenty zostaną przygotowane i podpisane w najbliższym czasie.
Chcemy, aby ci, którzy przejęli i nadal sprawują władzę w Kijowie, natychmiast zaprzestali działań wojennych. W przeciwnym razie odpowiedzialność za ewentualny dalszy rozlew krwi będzie spoczywała wyłącznie na sumieniu rządzących Ukrainą.
Ogłaszając podjęte dziś decyzje, ufam w poparcie obywateli Rosji i sił patriotycznych naszego kraju.
Dziękuję.
https://www.youtube.com/watch?v=X5-ZdTGLmZo