Część Norwegów narzekała na zbyt niskie podatki, więc rząd zaproponował wprowadzenie dobrowolnej daniny. O dziwo nie spotkała się ona z gorącym przyjęciem społeczeństwa. W miesiąc zebrano równowartość raptem 5000 złotych.


Podatki w Norwegi należą do najwyższych na świecie - w 2015 r. stosunek wpływów podatkowych do PKB wynosił 38 proc., co plasowało kraj na ósmym miejscu wśród członków najbardziej rozwiniętych państw świata zrzeszonych w OECD.
A to sytuacja i tak po największych od lat obniżkach obciążeń - jeszcze w 2011 r. wskaźnik przekraczał 42 proc. Taniejąca ropa uderzyła w gospodarkę kraju i spowodowała zmniejszenie wpływów podatkowych. Wybrany w 2013 r. rząd wsparł gospodarkę, obniżając podatki, m.in. CIT, co również wpłynęło na obniżenie wpływów z tego tytułu.
Obniżka podatków nie spodobała się lewicowej opozycji. Szczególnie że za tą decyzją centroprawicowego rządu nie poszła inna - o zmniejszeniu publicznych wydatków. Było wręcz przeciwnie - wydatki wzrosły z blisko 43 proc. w 2012 r. do prawie 49 proc. 3 lata później. Rząd sięgnął m.in. po środki zgromadzone w państwowym funduszu emerytalnym, który inwestuje nadwyżki powstałe w wyniku sprzedaży ropy naftowej. Norwegia jest dziesiątym eksporterem surowca na świecie - w ubiegłym roku wpływy ze sprzedaży "czarnego złota" za granicą wyniosły 22,6 mld dolarów.
W odpowiedzi na krytykę opozycji rządzący zaproponowali w czerwcu "dobrowolny podatek". Do tej pory z tego tytułu wpłynęła równowartość ok. 5000 zł. Niewiele jak na kraj liczący ponad 5 mln obywateli.
- Rozwiązanie zostało wprowadzone, by osoby, które chcą płacić wyższe podatki, mogły to robić w prosty sposób - tłumaczy minister finansów Siv Jensen w przesłanym Bloombergowi komentarzu. - Jeśli ktoś myśli, ze podatki są zbyt niskie, ma teraz szansę, by płacić więcej.
Lider opozycyjnej Partii Pracy, Jonas Gahr Store, jeszcze nie skorzystał z możliwości dobrowolnej wpłaty. 11 września w Norwegii odbędą się wybory parlamentarne.
Maciej Kalwasiński