"Żaden podatek nie zasługuje na to, by ryzykować jedność narodu" - powiedział Edouard Philippe w telewizyjnym przemówieniu, w którym przedstawił planowane kroki. Premier wstrzymał na sześć miesięcy wprowadzenie akcyzy na paliwo. "Trzeba być głuchym, by nie usłyszeć gniewu" Francuzów - dodał Philippe.
Żółte kamizelki to element obowiązkowego wyposażenia samochodów we Francji. I to one stały się symbolem walki z rządami Emmanuela Macrona, a w szczególności – dążenia do wycofania decyzji o podniesieniu akcyzy na paliwa. Przyjrzeliśmy się coraz głośniejszej w Europie grupie protestujących.
„Żółte kamizelki” to też niesformalizowany ruch, który narodził się z gwałtownego sprzeciwu wobec wyższych cen paliw oraz z rosnącego niezadowolenia opinii publicznej z powodu rządów Emmanuela Macrona. „Yellow vests” nie tylko protestują wobec wzrostowi akcyzy, ale także z uwagi na pogłębiającą się dysproporcję między „Francją góry” a „Francją dołu”.
Kim są osoby w żółtych kamizelkach? Socjolog Christophe Guilluy cytowany przez „Le Figaro” podał, że ostatnia mobilizacja była potwierdzeniem konfrontacji między peryferyjną Francją a Francją metropolii. Mieszkańcy stolicy i wielkich miast "stracili kontakt" z osobami żyjącymi właśnie na peryferiach i w mniejszych miejscowościach. I to właśnie te osoby są głównymi uczestnikami manifestacji. Sama organizacja nie jest sformalizowana, co znacznie utrudnia negocjacje z rządem Francji. Francuskie media podają jednak, że w poniedziałek podjęto pierwszą próbę utworzenia delegacji ośmiu rzeczników (w tym dwóch inicjatorów ruchu Eric Drouet i Priscillia Ludosky). Nie udało się jednak wyłonić przedstawicieli.
„Za dużo podatków zabija naród”
Przypomnijmy przebieg najważniejszych wydarzeń. Protesty „żółtych kamizelek” rozpoczęły się 17 listopada, niedługo po ogłoszeniu planu rządu, który polega na podniesieniu akcyzy na benzynę o 15 proc., a na diesla o 23 proc.
Wstępem do protestów były akcje zorganizowane na początku listopada, dziennik „Le Figaro” podał, że 2 listopada przeprowadzono blokadę przy użyciu 500 samochodów, a motywacją do tego okazał się post zamieszczony na portalu społecznościowym. To kierowcy z Dole z organizatorem Fabrice Schleger postanowili wcześniej pokazać swój sprzeciw wobec rosnących cen paliw.
Od października również została uruchomiona petycja przez Priscillie Ludosky, inicjatorkę ruchu „żółtych kamizelek”, na portalu change.org. Przez pierwszy miesiąc zebrała 12 tysięcy podpisów - obecnie apel jest podpisany już przez ponad milion użytkowników. W petycji czytamy „Od stycznia 2018 obserwujemy gwałtowny wzrost cen paliwa. To wzrost o 7,6 centa / litr dla oleju napędowego i 3,8 centa / litr dla benzyny. W 2021 r. benzyna i olej napędowy będą w tej samej cenie. Według Francuskiego Związku Przemysłu Naftowego (UFIP), olej napędowy powinien wzrosnąć o 34 centy podczas mandatu Emmanuela Macrona. Do 2021 r. powinien być droższa niż bezołowiowa (…)Myślę, że mogę mówić za wszystkich ludzi, którzy mają dość płacenia za błędy rządzących!”
17 listopada osoby biorące udział w akcji blokowały dostęp do trzech rafinerii we Francji. Jak podaje Polska Agencja Prasowa, protesty odbyły się w około 2 tys. miejsc. W trakcie pierwszego dnia manifestacji udział wzięło około 124 tys. osób według danych tamtejszego ministerstwa spraw wewnętrznych. Zaangażowani w sprzeciw blokowali drogi na obrzeżach stolicy czy dojazdy do supermarketów. Podczas pierwszego dnia protestów zginęła jego uczestniczka, która została potrącona przez samochód na drodze zablokowanej podczas akcji żółtych kamizelek. Tego dnia 47 osób zostało rannych, w tym trzy poważnie, a policja aresztowała 24 działaczy.
Jak podaje Reuters, 19 listopada około 20 tys. demonstrantów odzianych w odblaskowe kurtki blokowało autostradę we Francji wraz z płonącymi barykadami i konwojami wolno poruszających się ciężarówek. Organizatorzy potwierdzili, że nie wstrzymają manifestacji do momentu, kiedy Macron nie obniży podatków.
Według PAP w poniedziałek 19 listopada, manifestacje trwały we wszystkich regionach Francji za wyjątkiem okolic stolicy. Demonstranci ostrzegali, że w przypadku braku negocjacji, protestujący rozpoczną akcję w stolicy. Padła wówczas data – 24 listopada. Edouard Philippe powiedział w telewizji, ze rząd rozumie problemy protestujących, ale nie zmieni wybranego kierunku i nie cofnie podwyżki podatków.
We wtorek 20 listopada francuskie MSW podało, że ruch „żółtych kamizelek” się zradykalizował i nie ma spójnych żądań - minister Christophe Castaner zapowiedział użycie sił porządkowych. Do ostrzejszych zamieszek doszło na wyspie Reunion, gdzie w nocy z poniedziałku na wtorek, jak podaje PAP, podpalano i rabowano sklepy, a w kilku gminach doszło do starć ze służbami, czego efektem stało się wprowadzenie godziny policyjnej. Na Twitterze zaczęły pojawiać się wpisy „Nie jestem faszystą, nie jestem populistą, nie jestem rasistą. Jestem wściekły i dlatego dołączyłem do żółtych kamizelek”, które wyrażały poparcie dla ruchu.
Żółte kamizelki na Polach Elizejskich
24 listopada protest eskalował. Demonstranci doprowadzili do zamieszek na Polach Elizejskich, gdzie kilka tysięcy protestujących wzniosło hasła „Macron rezygnacja” i „Macron złodziej”. Około południa, jak podaje Reuters, prezydent Macron napisał na Twitterze „Wstydźcie się ci, którzy zaatakowaliście.. Nie ma miejsca na przemoc w Republice”.
Merci à nos forces de l’ordre pour leur courage et leur professionnalisme. Honte à ceux qui les ont agressées. Honte à ceux qui ont violenté d’autres citoyens et des journalistes. Honte à ceux qui ont tenté d’intimider des élus. Pas de place pour ces violences dans la République.
— Emmanuel Macron (@EmmanuelMacron) 24 listopada 2018
Głowa państwa podziękowała również policji za odwagę i profesjonalizm w radzeniu sobie z demonstrantami.
Około osiem tysięcy demonstrantów zebrało się na Polach Elizejskich, gdzie policja starała się uniemożliwić im dotarcie do Pałacu Elizejskiego, czyli siedziby prezydenta. Podczas akcji służby zatrzymały 130 osób w Paryżu. W sobotę 24 listopada tamtejsze MSW podało, że w protestach poniosły śmierć dwie osoby, a ponad 600 zostało rannych. Podczas akcji służby użyły gazu łzawiącego i armatek wodnych. W całej Francji tego dnia protestowało około 106 tysięcy ludzi, według informacji PAP.
Skąd tyle frustracji? Jak informuje PAP, powołując się na dane AFP, w ciągu ostatnich 12 miesięcy cena oleju napędowego we Francji wzrosła o 23 proc., do ok. 1,51 euro za litr, co jest najwyższym poziomem od początku XXI wieku. – Po części przyczyną tego wzrostu jest podniesienie podatków - w tym roku zwiększyły się one o 3,9 eurocentów za litr benzyny i 7,6 eurocentów za litr paliwa typu diesel, zaś od 1 stycznia mają one zostać podniesione odpowiednio o 2,9 oraz 6,5 eurocentów za litr – podała Polska Agencja Prasowa.
27 listopada Macron wyraził chęć dostosowania opodatkowania paliw do wahań cen i zorganizowania „poważnych konsultacji” na terytoriach, bez rezygnacji ze strategu dotyczącej środowiska i energii jądrowe, poinformowała PAP.
Żółte kamizelki w Brukseli
W czwartek 29 listopada belgijska policja użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego w centrum Brukseli, aby odeprzeć protestujących popierających ruch „żółtych kamizelek”, którzy rzucali kamieniami w gabinet premiera Charlesa Michela. Według Reutera policja dokonała kilkudziesięciu aresztowań protestujących, którzy zniszczyli co najmniej dwa wozy policyjne.
Michel napisał na Twitterze „Nie będzie bezkarności za niedopuszczalną przemoc w Brukseli. Ci, którzy przyszli rabować, muszą zostać ukarani”. Michel, sojusznik Macrona, wyraził jednak współczucie dla sytuacji protestujących, ale dodał, że "Pieniądze nie spadają z nieba".
Kolejna fala protestu
W piątek 30 listopada, według informacji Reuters, robotnicy wznieśli barierki metalowe i płyty ze sklejki na szklanych fasadach restauracji i butików na Polach Elizejskich przed drugą demonstracją planowana w stolicy Francji.
Przed szczytem G20 w Buenos Aires prezydent Macron powiedział, że rozumie uzasadnioną złość, niecierpliwość i cierpienie ludzi, którzy chcą żyć lepiej. „Spadnie na mnie podjęcie dodatkowych kroków w nadchodzących tygodniach i miesiącach, ale nigdy nie będą one krokiem wstecz” – powiedział Macron w relacji agencji Reuters.
W sobotę 1 grudnia doszło do kolejnych protestów w stolicy Francji. Rannych zostało 95 osób, w tym 14 policjantów, a 287 osób zatrzymano, podała Polska Agencja Prasowa, powołując się na dane rzeczniczki paryskiej policji. Miejscem manifestacji stał się Łuk Triumfalny, premier Philippe powiedział, że zaskoczyło go takie kwestionowanie symboli Francji i nie podobają mu się „takie obrazki”.
Pierwsze incydenty miały miejsce na Polach Elizejskich około godziny 9:00 rano, manifestanci chcieli sforsować kordon policji, śpiewali francuski hymn narodowy i wzywali do dymisji prezydenta. Na cokołach Łuku Triumfalnego pojawił się napis „żółte kamizelki zatriumfują”. Jak podają zagraniczne media, funkcjonariusze już w nocy z soboty na niedzielę z Łuku Triumfalnego pobrali próbki DNA, aby sprawniej mogła przebiec identyfikacja wandali. Część manifestantów w całej stolicy Francji tłukła szyby, podpalała samochody, doszło również do starć na placu Bastylii. Zamieszki spowodowały wstrzymanie 19 stacji metra, zamknięto wielkie domy towarowe zlokalizowane w dziewiątej dzielnicy Paryża. Macron, który przebywał wówczas na szczycie G20, potępił wieczorem uczestników protestu.
„To, co wydarzyło się w Paryżu, nie ma nic wspólnego z wyrazem pokojowego gniewu. (…) Nie ma powodu, dla którego policja powinna zostać zaatakowana (…) przechodnie lub dziennikarze są zagrożeni, Łuk Triumfalny zbezczeszczony. Sprawcy tej przemocy nie chcą zmian, chcą chaosu (…). Zostaną zidentyfikowani i zatrzymani i odpowiedzą za swoje działania w sądzie. (…) Będę zawsze szanować opozycję, (…) ale nigdy nie zaakceptuję przemocy”- oświadczył prezydent (cytat za PAP), który jednocześnie zapowiedział zwołanie na niedzielę spotkania, w którym weźmie udział po powrocie z Buenos Aires.
Opozycja zaapelowała albo o moratorium na podatki energetyczne, albo o referendum, albo o rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego – podaje agencja. Premier Philippe potwierdził jednak tego samego dnia wzrost podatku węglowego na paliwa z dniem 1 stycznia 2019 roku.
W tym samym czasie, według relacji Polskiej Agencji Prasowej, odbyły się protesty w Hadze w Holandii, gdzie pod budynkiem parlamentu zgromadziło się około stu osób, policjanci jednak skutecznie zablokowali bramę, która do niego prowadziła.
Od poniedziałku 3 grudnia do protestu dołączyli francuscy licealiści, którzy zablokowali około 100 szkół w całym kraju. Młodzi ludzie protestują wobec reform systemu edukacji, w tym wobec nowego systemu rekrutacji na studia. „Nice Matin” podał, że ruch w centrum Nicei został zakłócony, gdy uczniowie przemaszerowali promenadą des Anglais. Natomiast serwis Standard.co.uk podał, że uczniowie szkół średnich w Bordeaux musieli uciekać przed gazem łzawiącym podczas blokowania drogi w poniedziałek rano.
Będzie stan wyjątkowy?
Według ostatnich informacji paryskiej policji 412 osób zostało aresztowanych w sobotę, a 378 pozostało w areszcie. Szef policji w Paryżu Michel Delpuech powiedział, że przemoc była „na poziomie niespotykanym od dziesięcioleci”.
– Musimy myśleć o środkach, które można podjąć, aby takie incydenty nie zdarzyły się ponownie – powiedział rzecznik rządu Benjamin Griveaux w radiu Europe1, podaje PAP. Wśród rozważanych opcji jest również wprowadzenie stanu wyjątkowego.
– Wykonanie drobnego gestu, a następnie zamiatanie problemu pod dywan, tak jak zawsze robiono to przez ostatnie 30 lat, nie pomoże w rozwiązaniu głębszych, złożonych problemów – powiedział rzecznik rządu w internetowym radiu France Inter, o którym pisze Business Today.
Według źródła, na jakie powołuje się Reuters, na spotkaniu w Pałacu Elizejskim po sobotnich protestach nie dyskutowano na temat wprowadzenia stanu wyjątkowego, a jedynie o przystosowaniu sił bezpieczeństwa do przyszłych protestów.
Francuski „The Local” napisał, że premier Eduard Philippe prowadził w poniedziałek rozmowy z liderami partii, aby podjąć działania wobec przemocy ze strony antyrządowych demonstrantów. Został on również poproszony o spotkanie z organizatorami protestów.
Według Business Today, wychodząc z gabinetu premiera Edouarda Philippe'a przywódca opozycji Laurent Wauquiez z centroprawicy Les Republicains powiedział, że rząd nie zrozumiał głębi gniewu publicznego. „Jedynym wynikiem tego spotkania było słowo z debaty w parlamencie” - powiedział dziennikarzom Wauquiez. „Potrzebujemy gestów uspokojenia, a te muszą powstać z jednej decyzji, na którą czeka każdy Francuz: zniszczenie podatku za paliwo”.
Minister finansów Bruno Le Maire powiedział, że skutki zamieszek były "poważne" i opuścił spotkanie ministrów finansów w Brukseli, aby powrócić do Paryża w celu rozmów o kryzysie.
Francuska społeczność biznesowa wyraziła głębokie zaniepokojenie twierdząc, że straciła już miliardy euro. "Nasze najgorsze obawy zostały potwierdzone: jest to trzeci z rzędu weekend blokad (protestów), który stanowi poważną stratę dla całej społeczności biznesowej", powiedział dla „The Local” Jacques Creyssel, przedstawiciel federacji handlu detalicznego.
Serwis Accounting Today podsumował, że przez manifestacje przeprowadzone w ostatni weekend przychody w dużych supermarketach spadły o 25 proc., po kieszeniach dostały też hotele oraz drobni sprzedawcy detaliczni. W poniedziałek spadły akcje operatora supermarketu Carrefour SA, sprzedawcy mebli Maisons Du Monde SA, operatorów hotelowych Accor SA i Pierre & Vacances SA, a także linii lotniczych Air France-KLM. .Federacja transportu drogowego FNTR podała, że sektor stracił ponad 400 milionów euro.
Według ostatnich doniesień, premier Philippe ogłosił we wtorek memorandum na planowaną na 1 stycznia podwyżkę akcyzy na paliwo w celu uspokojenia ruchu protestacyjnego "żółtych kamizelek" - poinformowały agencję AFP źródła rządowe.
Premier wyszczególnił kroki podjęte przez rząd: "Sześciomiesięczne zawieszenie wzrostu podatku od emisji dwutlenku węgla, konwergencji oleju napędowego i wyższych stawek podatku od paliw innych niż drogowe (GNR) nie będzie obowiązywało, dopóki nie zostaną omówione wszystkie środki towarzyszące, a jeśli ich nie znajdziemy, wyciągniemy konsekwencje. Rząd tymczasowo rezygnuje z podwyższenia warunków technicznych kontroli samochodów, co planowano w przyszłym roku na okres sześciu miesięcy. Zgadza się również, że do maja 2019 r. Nie nastąpi wzrost stawki za energię elektryczną. "
🔴 EN DIRECT | Déclaration du Premier ministre @EPhilippePM. https://t.co/iiSmFb51NF
— Gouvernement (@gouvernementFR) 4 grudnia 2018




























































