Dostać mandat – „ludzka to rzecz”, z pewnością wielu kierowców zna to nieciekawe uczucie, gdy na horyzoncie pojawia się policjant, zapraszający jednoznacznym gestem lizaka na poufną rozmowę. Przekroczenie prędkości, złe parkowanie, brak pasów – nie powinno się zdarzać, ale „zdarza się”. Mandaty z tego tytułu to, można powiedzieć, codzienność. Jednak wnikliwe przeczytanie taryfikatora uświadamia, że prawo drogowe jest nader rygorystyczne i obejmuje sytuacje drogowe, o których na co dzień nie mamy pojęcia.
Zgubiony kołpak
Wyobraźmy sobie hipotetyczną (aczkolwiek, biorąc pod uwagę stan dróg, wielce prawdopodobną) sytuację: dziura grożąca urwaniem koła zmusza nas do gwałtownego hamowania i zjechania na przeciwległy pas. Manewr jednak udał się nie do końca i po kontakcie koła z wyrwą, tracimy kołpak. No cóż, trzeba się zatrzymać i poszukać zguby.
Palenie tytoniu przez kierowcę i spożywanie pokarmów w czasie jazdy mogą być przyczyną mandatu w wysokości 50 zł. Zaśmiecanie drogi może kosztować kierowcę od 50 do 200 zł kary. |
Hałas, brud, spaliny
Nie ograniczajmy jednak wyobraźni i poteoretyzujmy dalej. A co jeśli nasz sprowadzony z trudem i ogromnym zachodem „ropniak” dodatkowo trochę dymi lub ma dziurawy tłumik? Bądźmy gotowi na dalsze 300 zł mandatu za używanie pojazdu na obszarze zabudowanym w sposób powodujący uciążliwości związane z nadmierną emisją spalin do środowiska lub nadmiernym hałasem. Zapomnieliśmy po niedawnej rejestracji auta odkleić dumny znaczek „D”? Umieszczenie na pojeździe znaku określającego inne państwo niż to, w którym pojazd został zarejestrowany, kosztuje 100 zł...
A jeśli na przykład jadąca przed nami dama zablokuje nam nieświadomie drogę, nie popędzajmy jej klaksonem – w mieście zapłacimy za to 100 zł.
Gwałtowne hamowanie, które stanowi zagrożenie bezpieczeństwa ruchu lub jego utrudnienie, karane jest mandatem w wysokości 100-300 zł. |
„Drobne” przewinienia?
Ile razy zdarza się, że trzeba podjechać nagle z żoną do pobliskiego supermarketu? Zapinać pasy na te parę minut... Pomijając kwestie bezpieczeństwa (corocznie taka niefrasobliwość – „kilka ulic dalej, jadę wolno...” – kończy się tysiącami uszkodzonych kręgów szyjnych i poważnych urazów głowy), to może być spore uszczuplenie domowego budżetu. Za jazdę bez zapiętych pasów kierowcy grozi bowiem 100 zł kary, ale mandat płaci każdy w aucie, kto także nie zapiął pasów. Pasażer otrzymuje 100 zł mandatu, a kierowca – za to, że nie dopilnował zapięcia pasów – płaci dodatkowe 50 lub 100 zł (nie wspominając o punktach karnych). A podczas takiej krótkiej wycieczki do sklepu, ile w dużym mieście mijamy przystanków? I ile razy przejeżdżamy ostentacyjnie obok usiłującego się włączyć do ruchu autobusu (którego kierowca bezskutecznie sygnalizuje zamiar zmiany pasa ruchu lub wjechania na jezdnię z oznaczonego przystanku)? Takie niegrzeczne, ale i niezgodne z prawem lekceważenie pojazdów komunikacji miejskiej, kosztuje 200 zł.
Prędzej czy później jednak spotkanie z policjantem staje się faktem. Ot, choćby nie zauważyliśmy, że kierowcy jadący z naprzeciwka dają sygnały światłami (co bardzo altruistyczne z ich strony, bo narażają się tym samym na dwustuzłotowy mandat za korzystanie ze świateł drogowych w sposób niezgodny z przepisami). Zatem, kiedy to spotkanie dojdzie do skutku i stoimy z nim oko w oko, to nawet przekonani o naszej racji, niewinności i święcie oburzeni nie podnośmy na niego głosu i nie używajmy pochopnie nawet najbardziej delikatnych inwektyw. W najlepszym wypadku rachunek podskoczy o parędziesiąt/paręset złotych za obrazę funkcjonariusza, w najgorszym – możemy mieć nawet rok na studiowanie kodeksu drogowego i nowego taryfikatora w więziennej celi.
Sebastian Kanikuła