Gdy samochód ulegnie uszkodzeniu w wypadku, zakład ubezpieczeń wypłaca najczęściej odszkodowanie pokrywające koszty jego naprawy. Problem jednak w tym, że za samochód powypadkowy nie otrzymamy już takiej samej ceny, jak za ten sam pojazd, który nie był nigdy uszkodzony. Wskutek wypadku pojazd traci na wartości. Jest to również szkoda, którą powinien nam naprawić zakład ubezpieczeń. Czy w takim razie, występując o odszkodowanie do zakładu ubezpieczeń, możemy skutecznie domagać się również wyrównania szkód w tym zakresie? Teoretycznie tak, ale za sprawą zakładów ubezpieczeń i biegłych z dziedziny motoryzacji w praktyce bywa różnie, często na niekorzyść dla poszkodowanych.
Teoria sobie, a praktyka sobie
Zakres należnego odszkodowania określa art. 361 § 2 Kodeksu cywilnego. Zgodnie z tym przepisem naprawienie szkody obejmuje straty, które poszkodowany poniósł, oraz korzyści, które mógłby osiągnąć, gdyby mu szkody nie wyrządzono. Zatem odszkodowanie powinno wyrównać poszkodowanemu wszelki uszczerbek majątkowy, jakiego on doznał albo może doznać w przyszłości w wyniku wypadku. Wystarczy więc wycenić dokładnie o ile zmniejszyła się wartość pojazdu w wyniku wypadku, zgłosić szkodę zakładowi ubezpieczeń i spokojnie czekać na wypłatę pieniędzy.
Niestety, wszystko to nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Zakłady ubezpieczeń nad wyraz niechętnie płacą odszkodowania z tytułu utraty wartości rynkowej pojazdu. W takim przypadku nie pozostaje nic innego, jak tylko skierować sprawę do sądu. W pozwie przeciwko ubezpieczycielowi należy wykazać wysokość szkody. Sąd jednak nie uwierzy poszkodowanemu na słowo, zwłaszcza że zupełnie inną (niższą) szkodę wykazuje zakład ubezpieczeń. Powołany zostanie biegły sądowy z dziedziny motoryzacji. W tym momencie zaczynają się prawdziwe problemy. Biegły, wydając opinię, będzie opierał się na instrukcjach i wytycznych wydawanych przez Prezydium Rady Naczelnej Stowarzyszenia Rzeczoznawców Samochodowych. W naszym przypadku będzie to "Instrukcja określania rynkowego ubytku wartości pojazdów" nr 1/2002 z dnia 17 stycznia 2002 r. Czytamy w niej, że: "Rynkowy ubytek wartości pojazdu jest to utrata wartości pojazdu z tytułu wystąpienia pierwszego uszkodzenia o charakterze kolizyjnym. Określa go różnica pomiędzy wartością rynkową pojazdu przed uszkodzeniem, a jego wartością ustaloną w tym samym stanie warunków rynkowych bezpośrednio po naprawie powypadkowej...".
Jakie pojazdy zdaniem biegłych tracą na wartości?
Widzimy więc, że o utracie wartości rynkowej pojazdów można mówić jedynie w odniesieniu do pojazdów, które zostały uszkodzone po raz pierwszy. W związku z tym np. w sytuacji znacznego uszkodzenia samochodu (np. dachowania), jeżeli wcześniej doszło już do jego uszkodzenia (np. wgniecenie drzwi), biegły stwierdzi, że utrata wartości pojazdu nie wystąpiła. Warunków, które pojazd musi spełnić, aby można było mówić o utracie jego wartości rynkowej jest niestety zgodnie z tą instrukcją znacznie więcej.
Jednym z nich jest to, że ubytek wartości dotyczyć może jedynie przypadków uszkodzeń blacharskich nośnych elementów nadwozia, ewentualnie nadwozia i ramy, przy czym koszt naprawy pojazdu nie może być mniejszy niż 10 procent jego wartości przed szkodą.
Kolejny warunek jest dość oczywisty, a mianowicie naprawa danego pojazdu musi być technicznie i ekonomicznie uzasadniona. Nie ma bowiem większego sensu naprawa pojazdu, który nadaje się jedynie na złom i w takim przypadku nie ma mowy o dochodzeniu odszkodowania z tytułu utraty jego wartości rynkowej.
Niestety, tej samej oceny nie sposób wystawić następnemu warunkowi, zgodnie z którym okres eksploatacji danego pojazdu nie może przekraczać trzech lat. Oznacza to, że według omawianej instrukcji dla biegłych, której przestrzegają oni przy wydawaniu opinii, pojazdy starsze niż trzy lata nigdy nie tracą na wartości w wyniku wypadku! Powyższy warunek nie znajduje żadnego logicznego uzasadnienia. Co gorsza, w praktyce jest on wysoce krzywdzący dla właścicieli uszkodzonych pojazdów, którzy prędzej czy później będą chcieli je sprzedać. Przecież czteroletni samochód znanej marki potrafi jeszcze osiągnąć dobrą cenę na rynku, zwłaszcza jeżeli był dobrze utrzymany. Nie ulega wątpliwości, iż wartość tego pojazdu po wypadku drastycznie spada. Zgodnie jednak z analizowaną instrukcją, właściciel nie może dochodzić odszkodowania za utratę wartości takiego pojazdu, bowiem zdaniem Rady Naczelnej Stowarzyszenia Rzeczoznawców Samochodowych w takim przypadku żadna utrata wartości nie następuje.
Ostatni warunek stwierdza, że wartość rynkowa danego pojazdu przed szkodą, w stosunku do wartości takiego samego pojazdu w stanie nowym, nie może być mniejsza niż 60%. Tutaj nie powinno być większych zastrzeżeń, chociaż może to stwarzać pole do pewnych nadużyć, gdyż nieraz skutecznie prowokuje niektóre zakłady ubezpieczeń do zaniżania rzeczywistej wartości pojazdu w stosunku do tej wskazanej w polisie (od której notabene oblicza się składki).
Opinię można zwalczać
Sądy nie posiadając fachowej, specjalistycznej wiedzy, często całkowicie bezkrytycznie odnoszą się do wydawanych przez biegłych opinii. Ci z kolei wydając opinię kierują się instrukcją uchwaloną przez Prezydium Naczelnej Rady Stowarzyszenia, którego są członkami. W ten sposób uchwały tego Prezydium, będące przepisami wewnątrzorganizacyjnymi, zaczynają w naszym kraju pełnić rolę przepisów powszechnie obowiązujących, gdyż wpływają bezpośrednio na prawa i obowiązki osób niebędących członkami samego stowarzyszenia. Sytuacja taka wydaje się nie do pogodzenia z obowiązującą Konstytucją, a konkretnie z art. 87, który wymienia wszystkie źródła prawa powszechnie obowiązującego w Polsce. Oczywiście nie ma wśród nich uchwał stowarzyszeń.
Każdą opinię, z którą się nie zgadzamy, należy kwestionować, wykazując powstanie określonych szkód (w tym wypadku utraty wartości rynkowej pojazdu), których biegły nie ujął lub źle naszym zdaniem wyliczył. Sąd zawsze da nam taką możliwość, doręczając opinię i wzywając jednocześnie do ustosunkowania się do niej w określonym terminie, pod rygorem uznania, że nie zgłaszamy zastrzeżeń. Brak reakcji oznacza więc przyznanie racji biegłemu, a stąd już niedaleko droga do niekorzystnego dla nas wyroku.
Gazeta Podatkowa Nr 85 z dnia 2004-11-02