Latem. Patrząc na sytuację 11bit, trudno dziś mówić o jakiejkolwiek realnej szansie na wzrosty. Spółka ma wciąż relatywnie wysoką kapitalizację względem tego, co faktycznie jest w stanie dowieźć. Koszty produkcji są wysokie, a i tak mają problem ze skutecznym dowożeniem projektów. Niedawne odpisy to był cios nie tylko finansowy, ale też wizerunkowy. Shortujące fundusze rozgrywają kurs praktycznie bez oporu – z 700 zł zjechali na 200 i niewiele wskazuje, żeby to już było dno. Sentyment wokół spółki jest fatalny. Dla porównania – sytuacja wygląda zupełnie inaczej na CDR, gdzie przy rosnącym wolumenie i dużym zaangażowaniu shortów możliwy jest short squeeze. Rynek nie reaguje nawet na zapowiedzi tych dwóch premier – co w normalnych warunkach mogłoby być paliwem do odbicia. Tutaj? Kompletny brak reakcji, co jasno pokazuje, że kapitał już dawno odpłynął. Na ten moment 11bit to bardziej przestroga niż okazja. Może warto się przyjrzeć, jeśli kurs zjedzie poniżej 150 zł – wtedy można ostrożnie myśleć o wejściu pod jakąś dłuższą perspektywę. Ale przy obecnych poziomach to raczej spółka do trzymania się z daleka niż do wrzucania do portfela.