Kamil Kliniewski przecina ulice Warszawy swoim bentleyem. Czerwone światło. Staje. Rozgląda się. Cyk. Robi komórką zdjęcie wymarzonej lokalizacji na kolejną drogerię Dayli. Chce ich mieć osiemdziesiąt w samej stolicy. Szybko przesyła namiary swoim współpracownikom, żeby sprawdzili dostępność i warunki najmu. Na razie nie przeszkadza mu takie ręczne sterowanie. Ma młody zespół, własną firmę, o której zawsze marzył, i mnóstwo energii, by ją zmieniać.