Dokładnie tak.
Po pierwsze. Na tym to polega, że jedni ktosie dostrzegają potencjał inni nie. Jeśli się okaże, że faktycznie potencjał był, to ci ktosie, co byli pierwsi najlepiej zarobią, a inni ktosie będą żałować. I ewentualnie odwrotnie. A ci ktosie, co sądzą, że warto być pierwszym, to właśnie dokupują, ale niekoniecznie mają duży kapitał, żeby mieć duży wpływ na kurs.
Po drugie. Niekoniecznie musi się znaleźć ktoś z wolnymi milionami, bo tacy, to głównie fundusze. A fundusze poz tym, że ich celem jest kupować to, co rokuje dobrze na przyszłość i sprzedawać to co nie rokuje, mają też masę reguł prawnych, do których muszą się stosować i mają też swoją politykę inwestycyjną. Np. Mogą mieć zasadę, że nie przekraczają pewnego poziomu zaangażowania w jedną spółkę - dywersyfikacja. Dlatego czasami zamiast kupować to co warto, po prostu nie sprzedają tego co warto mieć. A nie kupują, bo już mają dość.
Po trzecie. Wreszcie trzeba pamiętać, czym jest kurs akcji. To przecież nic innego, jak cena zawieranych transakcji, a dokładnie ostatniej transakcji. Aby kurs wzrósł, nie wystarczą chętni do kupna. Muszą się też znaleźć chętni do sprzedaży. Może dla ktosia z milionami tych chętnych do sprzedaży jest za mało. Przecież taki ktoś nie rzuci się jak głupi, żeby wyczyścić cały arkusz, bo to nie ma sensu. W miarę stopniowego kupowanie będzie czekał na pojawianie się nowych ofert sprzedaży, a te może się właśnie nie pojawiają, bo niewielu ktosiów chce sprzedać.