Wrzawa przy nabrzeżu, na plaży wielka feta. Z pozoru wszyscy akcjonariusze są jak wolne elektrony. Mieszają się z motorówkami pełnymi wszelkiej maści gapiów. Kobiety w wielkich okularach, opaleni otyli mężczyźni bez koszulek za sterami białych i srebrnych jednostek motorowych. Pośród nich z pozoru może czasem zaniedbane, czasem piękne przywodzace na myśl lata minione, przeszłe wcielenia - zagłówki. Wszystko to pomieszane i nieskładne. Kibice nie potrafią rzucić kotwicy zawodnicy ukrywają taktykę startu. Lecz to tylko pozory, gra, match race. Gdy tylko otworzy się bramka, gdy tylko rozdzwoni się dzwon... Wtedy ta linia dziobów, nakreśli kat natarcia na wiatr. Zawsze tak było. I zawsze tak będzie. A teraz. Ul.