Jak we wszystkich regatach sam start to tylko efekt lat przygotowań. Dopłynęliśmy do momentu w którym rozpoczniemy ten największy jak do tej pory w dotychczasowej historii bieg regatowy. Wbrew temu co tu ludzie i boty pisali nie rozbiliśmy się na treningach, wchodząc do portu co najwyżej lekko przycierały się burty ale z perspektywy czasu tylko po to by na następny trening wyjść jeszcze okazałej po drobnych uzupełnieniach. Jak wiele osób tutaj pisało, lata mijały, opowieści lądowe się tworzyły rozmaite, fantasmagorie i ogólne zakresy tras które mogą nas spotkać. Ktoś na treningach zrobił kilka okrążeń, nabrał wprawy może lepiej pływa. Zdradzę Wam znany przecież sekret moim założeniem było dopłynięcie do tego momentu. Po prostu stawienie się na starcie. Z kompletem żagli, zapasem prowiantu i wody. Czy mogłem trenować lepiej? Mogłem lecz czy stabilnym się wtedy na starcie? Nie wiem. Natomiast wszyscy akcjonariusze już podskórnie czujemy że zaczyna się od pierwszego dzwona, trąby odliczanie. Czy pozycja na starcie ma znaczenie przy tak długim rejsie jak nas czeka? Wydaje się że niewielkie, w końcu niektórzy do regat wkroczą i większymi jednostkami długo po tym jak najdłuższy dźwięk zakończy dudnić w pokładzie. Nie jest jednak prawda, że tutaj kierunek biegu jest znany. Tego nie wie nikt. Może morze nigdy nie wzburzy się tak by sprawdzić kto pływa w łodzi a kto bez kąpielówek. Może morze się cofnie i nie jeden zawiśnie na balaście wziętym ponad miarę. Zobaczymy. Ale wiatr na policzkach rozwiewa się coraz mocniej. Nie wiem jak wy lecz ja powoli wpinam się do lifeliny by później... Na tej linii startu zajmować się już tylko trymowaniem żagli. Do kursu! No i do zdjęć... Bo przecież tylko na starcie i finiszu fotoreporterzy trzymać teleobiektywy będą. Współzawodnikom powodzenia, kibicom wrażeń... Życzy z serca...