Generałowie Putina malują mu „tęczowy” obraz z frontu, przekonując go o zwycięstwie.
Putinowi regularnie przedstawiane są raporty, które zawyżają liczbę ofiar na Ukrainie, podkreślają przewagę surowcową kraju i umniejszają błędy taktyczne.
Rosyjski dyktator putin kontynuuje kampanię wojskową, pomimo pozornie korzystnych warunków pokojowych zaproponowanych przez Donalda Trumpa. Jak twierdzą przedstawiciele władz zachodnich, decyzja ta jest podyktowana dezinformacją docierającą do Kremla, donosi Financial Times.
„Rosyjskie wojsko i służby bezpieczeństwa regularnie dostarczają Putinowi raporty, które zawyżają liczbę ofiar na Ukrainie, podkreślają przewagę surowcową kraju i bagatelizują błędy taktyczne, jak twierdzi dwóch urzędników. Chociaż Putin regularnie spotyka się z zaufanymi osobami, które tłumaczą mu, że wojna staje się coraz większym obciążeniem dla gospodarki Moskwy, optymistyczny obraz malowany na odprawach wojskowych utwierdza go w przekonaniu, że może wygrać wojnę” – pisze FT.
Jednakże rosyjska kampania dezinformacyjna „bardzo dobrze sobie poradziła”, przekonując „większość osób z otoczenia Trump, że ona szybko wygrywa” – powiedział Keir Giles, ekspert ds. Rosji w Chatham House.
Główny dezinformator Putina
Główną osobą odpowiedzialną za informowanie Putina o wojnie jest Walerij Gierasimow, szef rosyjskiego Sztabu Generalnego i dowódca generalny inwazji. W miarę jak wojna się przedłużała, on i ówczesny minister obrony Siergiej Szojgu stali się celem gniewu ze strony radykalnych zwolenników wojny, którzy oskarżyli ich o ukrywanie prawdy przed Putinem i stosowanie taktyki „maszynistki”, która doprowadziła do dużych ofiar:
„Różnica między triumfalistycznymi przekazami, w tym wielokrotnymi twierdzeniami o przejmowaniu tych samych osiedli, a rzeczywistością na miejscu pomaga wyjaśnić, dlaczego Rosja nadal ponosi ogromne straty, zamiast czerpać korzyści płynące z porozumień o zawieszeniu broni”.
Jednocześnie Putin próbował poradzić sobie z niezadowoleniem społecznym, odwołując Szojgu na stanowisku ministra obrony w 2024 roku. Gierasimow jednak pozostał na swoim stanowisku i najwyraźniej umocnił swoją pozycję.
„Gierasimow zapewnia przewidywalność, nawet jeśli ceną za jego utrzymanie są niezwykle wysokie straty w ludziach i powolny postęp” – powiedziała Dara Massico, starszy pracownik naukowy w Carnegie Endowment for International Peace. „Gierasimow powinien pozostać u władzy, gdy polityka wewnętrzna i kwestie stabilności są ważniejsze niż ryzykowne, ale potencjalnie decydujące operacje”.
Putin jednak najwyraźniej doszedł do wniosku, że życie tych ludzi jest ceną, którą warto zapłacić za realizację jego celów na Ukrainie.
„Przedłużył termin osiągnięcia swojego ostatecznego celu, jakim jest podporządkowanie Ukrainy Rosji środkami politycznymi lub militarnymi. Jest przekonany, że to zrobią… Straty niezbędne do zajęcia reszty Doniecka, który pozostał – a będą one bardzo wysokie – zdają się go zbytnio nie martwić” – mówi Masiko.
Co człowiek jest wart dla putina , tylko nie on , on ma żyć wiecznie
https://gdb.rferl.org/64e2cc52-510e-4fb6-a332-0609ba0811c6_w1023_r1_s.jpgUpokarzaj wszystkich, stawiaj na swoimOd samego początku swoich rządów Putin grał zarówno na stereotypach i uprzedzeniach masowych kategorii Rosjan (imperialna wielkość, radzieckie osiągnięcia, rzeczywista i w większości wyimaginowana, nieporównywalna kultura rosyjska itd.), jak i na różnych formach rusofilii (aż do ukłonu przed rosyjskim komunizmem) znacznej części zachodniej inteligencji i polityków. Nie wymagało to specjalnych wysiłków; były to kwestie od dawna znane i analizowane w ośrodkach badawczych KGB ZSRR. Jednocześnie, jak się wydaje, naczelny „kremlowski czekista” znajdował szczególną przyjemność w ośmieszaniu każdego, kogo napotkał. Jednym z jego pierwszych demonstracyjnych kroków w tym zakresie było przywrócenie hymnu ZSRR z nieznacznie zmodyfikowanymi słowami. „W dzieciństwie” hymn ten nosił tytuł „Pieśń o partii bolszewickiej” i, oprócz tego, że miał trafić do wpływowego rosyjskiego plebsu, ta reinkarnacja hymnu Stalina miała najwyraźniej na celu zdenerwowanie byłego prezydenta Jelcyna, który był przeciwny temu posunięciu. Cóż, zmuszanie zachodnich przywódców do stanięcia z godnością przy hymnie stalinowskim – czyż to nie ekscytujące?
Ponadto, w pierwszej dekadzie swoich rządów Putin otwarcie naśladował Mussoliniego. Uwielbiał też jeździć konno, śmigać na motocyklu, stać za sterami okrętu wojennego, pilotować nowe samoloty i jeździć na nartach w Alpach. A Duce nieustannie afiszował się ze swoim nagim torsem. Tylko włoski dyktator „pompował” go nie na siłowni, a w młodości, pracując jako kamieniarz przy budowie dróg. I nie jeździł samochodem tylko po to, ale wręcz testował nowe modele. Ale nie latał dźwigami, nie nurkował za amforami i nie wypatrywał tygrysów – to już „amatorskie” zajęcie Putina, który ewidentnie nudził się w roli „samca alfa”. Co jednak ciekawe: cały świat, poza szeptami intelektualistów, po cichu łyknął ten styl, podczas gdy prezydent Rosji był przez wysoko postawionych politologów nazywany albo „uosobieniem nowej fali socjaldemokracji”, albo „ewolucyjnym reformatorem”, albo „przywódcą nowej, otwartej na świat Rosji”. Oczywiście wśród tych analityków nie brakowało dobrze sytych postaci, ale zdarzali się też „pożyteczni idioci”.
Kolejnym niezwykłym sukcesem w kpieniu z demokratycznego świata był 9 maja 2005 roku, kiedy to w rocznicę zakończenia II wojny światowej w Europie wielu zachodnich przywódców przybyło do Moskwy – miejsca, gdzie planowano i podżegano do tej wojny. Z powodu konfliktu między dwoma dyktatorami spod czerwonej flagi ZSRR opowiedział się po stronie koalicji antyhitlerowskiej, ale wcześniej nazistowska okupacja dużej części Europy była bezpośrednią konsekwencją sojuszu Hitlera i Stalina. Wydaje się, że jedynie chciwość Stalina, który chciał zgody Hitlera na ustanowienie sowieckiej kontroli nad Bałkanami, Cieśninami Czarnomorskimi, Iranem i Irakiem (czyli ropą naftową), powstrzymała ZSRR przed dołączeniem do osi Berlin-Rzym-Tokio, wynegocjowanej jesienią 1940 roku. Putinowi udało się jednak sprawić, by Zachód o tym zapomniał, jednocześnie uruchamiając potężną propagandową „machinę pogardy”, według której ZSRR rzekomo jednoosobowo „złamał kręgosłup faszystowskiej bestii”, podczas gdy zachodni sojusznicy jedynie udawali walkę z nazistami.
Przypomnijmy sobie szczyt NATO w Bukareszcie w 2008 r., gdzie Putin opowiadał najróżniejsze bzdury na temat Ukrainy, twierdząc, że taki kraj nie istnieje i istnieć nie może, i po prostu promieniał szczęściem, gdy zachodni przywódcy nie wiedzieli, co powiedzieć.
Próżność i niebezpieczeństwoNa początku trzeciej kadencji prezydenckiej Putin zaspokoił niemal wszystkie swoje dawne kompleksy i wypróbował wszystkie uroki, jakie dawał mu status „narodowego przywódcy”. Co dalej? Problemy gospodarcze nigdy go nie interesowały; margines bezpieczeństwa stworzony na początku XXI wieku przez wysiłki takich reformatorów jak Kasjanow i Kudrin pozwolił mu na chwilę zignorować niezdolność gospodarki do innowacji. Rosja była w istocie zdana na kaprysy postaci z bliskich Putinowi grup czekistowsko-oligarchicznych, a kosmiczne ceny ropy i gazu na świecie zdawały się gwarantować wygodną przyszłość. Cóż innego mógł zrobić, jak inaczej wstrząsnąć światem i przepędzić nudę? A Putin zmienia styl – staje się, jak trafnie opisuje moskiewski historyk Borys Sokołow, „Hitlerem i Stalinem w jednej butelce”.
„Hitlerem i Stalinem w jednej butelce”.
A to oznaczało wojnę (znacznie większą niż ta gruzińska z 2000 r.), oznaczało bezpośrednie aneksje terytorialne, oznaczało jawny podział Europy.
Nieprzypadkowo Putin demonstracyjnie rozpoczął aneksję Krymu i Sewastopola właśnie podczas igrzysk olimpijskich w Soczi – by po raz kolejny upokorzyć Zachód, który „najwyższy dźwig” Rosji najwyraźniej uznał za zgromadzenie bezwartościowych i bezużytecznych politycznie ludzi. Ale mylił się. I mylił się od samego początku.
Zachód jest daleki od bycia tak jednorodnym, jak wyobrażali sobie Putin i jego ekipa. Nie wszyscy byli zachwyceni rządami Putina od samego początku, niezależnie od tego, ile miliardów Kreml i Łubianka wydały na przekupstwo zachodnich polityków i dziennikarzy. Obecnie politycznymi sojusznikami Putina w Europie są jedynie neonaziści i neostalinowcy (całkowicie logiczny sojusz zwolenników ideologii totalitarnych, którzy postrzegają Putina niemal jako mesjasza). A poważni badacze, zleceni przez struktury rządowe krajów zachodnich, w końcu zaczęli prowadzić badania nad stanem psychicznym głowy państwa rosyjskiego, ujawniając, że cierpi on na „formę autyzmu”, „zespół Aspergera”, „opóźnienie rozwoju dziecięcego”, a nawet paranoję (jak Stalin).