Czy Polsce grozi agresja ze strony Ukrainy?
Lach - słowo, które wzbudza w Ukraińcu nie tylko agresję i nienawiść, które to odczucia można by przypisać ludziom, ale polaryzuje w nim coś, co nie ma określenia w słownikach, leksykonach, czy glosariach cywilizowanych nacji, a to coś emanowało z Ukraińców w okresie od lutego 1943 roku do lutego roku następnego na Wołyniu.
Bestialstwo i wynaturzenie powodowały śmierć naszych rodaków, powodem której było tylko to, że ofiary były Polakami.
Jeżeli eksterminacja naszego narodu przez Rosjan, czy Niemców w tamtym okresie miała podłoże ideologiczne, to w przypadku Ukraińców działał bliżej nieokreślony instynkt, który nakazywał im mordować Polaków w sposób nie mający precedensu w historii świata.
Po II WŚ Ukraina istniała jako republika Związku Radzieckiego i śledząc historię, można dostrzec, że w tamtej dobie słuch po Ukrainie zaginął, a za jedyny fakt z tamtego okresu godny odnotowania można uznać, że analfabeta Chruszczow powiększył terytorium Ukraińskiej Republiki Związku Radzieckiego o Półwysep Krymski w roku 1954, czego dokonał w głębokim przekonaniu, iż ZSRR będzie trwał do końca świata, a być może, że i dłużej.
Związek Radziecki jednak nie dotrwał do końca świata i rozpadł się, pozostawiając takie państwa jak Ukraina samym sobie, co liczni komentują to w ten sposób, że Ukraina odzyskała wolność.
Do tej wolności Ukraińcy dążyli poprzez rewolucje, które malowano różnymi kolorami i zdaje się, że ta pomarańczowa była w skutkach decydującą, choć ta ostatnia, majdanowska utrwaliła w znaczący sposób oligarchiczną władzę w tym kraju i jakąś ironią jest fakt, że niby to Ukraińcy walczą z oligarchią.
Po tym jak “wieczne” imperium Nikity Chruszczowa i jego następców upadło i po tym jak nastała era rosyjskiej “wolności” w dobie rządów Jelcyna, na scenie politycznej pojawił się Putin, który potrafił pozbierać do kupy to, co zostało po Związku Radzieckim i wykorzystując zasoby ropy naftowej i gazu, uczynił on z Rosji państwo, które odzyskało status mocarstwa na światowej arenie politycznej.
Putin poszedł z rozmachem, chcąc nadać swojemu krajowi wizerunek nowoczesnego i ze wszech miar cywilizowanego państwa - gracza na międzynarodowej arenie,
a dzisiejsze moskiewskie city, które jest urbanizacyjną orgietką na wzór z bogatych stolic Azji, czy nawet Emiratów arabskich, może wzbudzać zazdrość Londyńczyków, czy mieszkańców Nowego Yorku.
Aby wypromować Rosję, Putin postanowił zorganizować Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi, podczas otwarcia których, rosyjski niedźwiadek puścił słynne “oczko” do chłopaków zza biurek w Langley, bo to wszak czerwone kółeczko się nie otworzyło, a jaki kontynent symbolizuje kółeczko w kolorze czerwonym na fladze olimpijskiej, to wielu zapewne wie, a z pewnością wiedzą to w Langley.
Misiu w swoim przekazie miał powiedzieć do panów już wówczas kombinujących na Majdanie, że od Krymu wara.
Gdyby pan Brennan złożył swoją wizytę na Ukrainie nieco wcześniej, to kwestia Półwyspu Krymskiego wyglądałaby nieco inaczej, ale wiedzieć należy, iż do aneksji i tak by doszło.
Putin po prostu wyprzedził Amerykanów, którzy ze swoim “wsparciem” dla Ukraińców nieco się spóźnili.
Wszyscy pamiętamy jak “bohaterski” naród ukraiński dzielnie walczył o Krym, podczas gdy tam pojawili się Marsjanie w swoich zielonych mundurkach, co mogło nieco zirytować amerykańskich doradców, którzy uznali, że na Ukrainę należy wysłać doradców, po wizycie których w Ukraińców wstąpił duch walki, bo to właśnie tuż po odwiedzinach pana Brennan'a Ukraińcy dokonali masakry w Odessie, w gmachu związków zawodowych, przypominając światu o swoich humanitarnych manierach rodem z okresu rzezi Polaków na Wołyniu.
Dodam tu, że gdyby owa wizyta odbyła się wcześniej, to anektowanie Krymu przez Rosjan miałoby charakter aneksji krwawej, a nie referendum. Zapewne zginęłoby wiele ludzi, ale Krym i tak pozostałby pod jurysdykcja Moskwy.
Świat jest jednak nie tylko głuchy, ale i ślepy i ten sam świat nie dopuszcza do siebie prawdy o tym, co w istocie dzieje się na Ukrainie.
Już wczoraj na Onecie można było zapoznać się z opinią politologa uniwersytetu w Ottawie - doktora Iwana Kaczanowskiego, który jednoznacznie stwierdza, że masakry na Majdanie dokonał nikt inny, jak sami Majdanowcy, czyli ci, którzy powszechnie nazywani są opozycją.
Komuś widać dopiero dzisiaj zaczęło zależeć na zachwianiu stereotypem, iż berkutowcy dokonali masakry, a co już dawno okazało się mitem, po tym, jak lekarze zaczęli potwierdzać, że z ciał ofiar z obu stron wyjmowane są takie same pociski, na których grawerowane były ręcznie identyczne inskrypcje.
Dzisiaj ta sama informacja widniała jako główny nius na portalu Onet, a gdy dodam, że Wirtualna Polska przytacza opinię Wiernikowskiej, iż na Ukrainie nie chodzi o walkę o wolność, a jedynie o kasę, to można nabrać przekonania, że mamy tu do czynienia z jakimś resetem tego, co dotychczas pompowano w umysły nie tylko Polaków.
Co może być przyczyną takich zmian w poglądach dziennikarzy naszych mediów?
Ukraina jako państwo na arenie międzynarodowej nie znaczyła nic, a po tym jak została okrojona terytorialnie - aneksja Krymu i wschodnia część tego państwa - znaczy jeszcze mniej. Ten kraj jest rozgrywany przez globalne siły, a uściślając, to przez Rosję i USA, nie wyłączając z tej gry pomniejszych graczy o niemałych ambicjach, takich jak np. Niemcy, czy jak kto woli - Unia Europejska.
To państwo nikomu, do niczego nie jest potrzebne.
Opinia, że w całej historii z Majdanem chodzi o wolność dla mieszkańców Ukrainy, to bajka dla naiwnych, których niestety, ale w naszym kraju nie brakuje.
Putin już od dłuższego czasu forsuje teorię, że sama Ukraina jest tworem sztucznym, nieposiadającym statusu państwa, przytaczając przy tym szereg swoich argumentów.
Jego działanie jest wyliczone na rozbiór Ukrainy i przygotowanie do tego faktu światowej opinii publicznej. W zasadzie to do tego rozbioru już doszło, ale media nie chcą tego potwierdzić, trzymając się standardu, że na pierwszym miejscu stoi poprawność polityczna.
Ukraina o ile dla Zachodu nie znaczy nic, to dla Putina w realizacji jego wizji Eurazji znaczy bardzo wiele.
Idea powstania Eurazji zrodziła się w latach dwudziestych ubiegłego stulecia w umysłach rosyjskich intelektualistów przebywających na emigracji i miała być alternatywą dla bolszewizmu wówczas panującego w Rosji, gdzie niestety ten drugi wygrał.
Eurazja już w pierwotnych rozważaniach na jej temat stałaby w opozycji do atlantyzmu.
Kto wie, czy ojcowie tej idei nie zaczerpnęli z genialnego pomysłu Józefa Piłsudskiego, jakim można uznać ideę stworzenia Międzymorza, która zakładała utworzenie unii państw mogących wspólnie powstrzymać hegemonię Rosji i Niemiec w Europie. Niestety pomysłu nie dało się wcielić w życie, a II Wojna Światowa i komunizm w Związku Radzieckim i jego satelitach, nich będą dowodem na to, jak bardzo przewidywania Piłsudskiego były uzasadnione.
Proszę spojrzeć na to, co dzisiaj dzieje się w Europie. Otóż wydarzenia na Ukrainie skutecznie zdołały przykryć działania Putina, który konsekwentnie realizuje swój plan stworzenia geopolitycznego tworu, który skutecznie przeciwstawi się polityce USA i ich sojuszników, czyli Atlantyzmowi.
Podczas utrwalania teorii, że cały cywilizowany świat walczy o wolność Ukrainy, Putin w najlepsze układa się z państwami byłego bloku wschodniego i mam tu na myśli kraje bałkańskie, Węgry, Czechy i Słowację, a wiedząc kto piastuje urząd prezydenta w naszym kraju, to także Polskę, choć w tym przypadku trochę ciszej.
Na czym Putin planuje zakończenie działań Rosji w kwestii samej Ukrainy, to ciężko jest określić, ale należy przypuszczać, że on Ukrainy nie odpuści i zrobi wszystko, aby ten kraj wciągnąć w struktury Eurazji, co zapewne będzie procesem dość wydłużonym w czasie, o czym doskonale wiedzą także USA, gotowiąc się na tę okoliczność.
Kto wygra batalię o Ukrainę, to czas pokaże, choć nieśmiało sugeruję, że zwycięzcą będzie Rosja, ale najbardziej istotną i tragiczną cechą tej walki jest to, że największym przegranym w owej batalii będzie sama Ukraina.
"Bronią, kosami, widłami i siekierami bij swoich odwiecznych wrogów – polskich panów!" - takimi słowami apelował do swoich żołnierzy dowódca Frontu Ukraińskiego Armii Czerwonej.
Wiemy, że sowieci stosowali się do nawoływań swoich dowódców, ale wiemy również, że aż nadto do serc wzięli sobie ów apel Ukraińcy, którzy działali na Wołyniu nie tylko poprzez inspirację Rosjan, ale także niemieckiej formacji SS. W dzisiejszej rzeczywistości dość trudno byłoby zastosować podobne “złote myśli”, co jednak nie wyklucza zupełnie zastosowania podobnych metod.
Polska żyje sobie swoim własnym życiem w naiwnym przekonaniu, że jest europejskim państwem, którego bezpieczeństwo jest zagwarantowane przez jej udział w strukturach UE i NATO. Największym osiągnięciem i jedynym chyba w Polsce po roku 1989 są dwie nitki metra w Warszawie. Dziadowska służba zdrowia, dziadowskie szkolnictwo i taka sama armia, to tylko niektóre dowody na to, że tak naprawdę, to Polska jest zaściankowym krajem, jadącym na dotacjach z UE, które to dotacje są również obiektem wielu malwersacji i oszustw.
Brak jakiejkolwiek polityki zagranicznej decyduje o tym, że wokoło mamy tylko wrogów nie wykluczając z ich grona najbliższych sąsiadów.
O polityce decydują politycy, a nie społeczeństwo, a że tych Polska nie posiada w ogóle, tak więc i nie posiada żadnej polityki nie tylko zagranicznej, ale i wewnętrznej.
Jeżeli już jakakolwiek polityka w Polsce istnieje, to jest ona podporządkowana polityce UE, Niemiec, Rosji, czy USA, ale zapewne finalnie o naszym losie zadecydują Rosja i Niemcy.
Kontynuując realizację duginowskiej wizji Eurazji od Lizbony po Władywostok, Putin ściśle współpracuje z Niemcami.
Niemcom po ich zjednoczeniu po upadku Muru Berlińskiego brakuje do pełni szczęścia ziem, które w Jałcie zostały włączone do terytorium Polski i Niemcy nie spoczną dopóty, dopóki nie odzyskają swojej własności.
Putin pomimo tego, że nieoficjalnie jest największym sprzymierzeńcem Niemiec, będzie chciał jednak odgrywać dominującą rolę w regionie, a pisząc “w regionie” mam na myśli Europę.
Kwestią czasu pozostają plebiscyty, które zadecydują o przynależności poszczególnych regionów Polski do Niemiec. Może to być Śląsk, mogą to być tzw. "ziemie odzyskane" i może to być Pomorze. Nie będą to natomiast Prusy Wschodnie, które pewnikiem zostaną pod jurysdykcją nie tyle Polski, co Rosji.
Pan Bernd Fabritius, który przejął pałeczkę od pani Steinbach w Związku Wypędzonych (BdV), tuż po objęciu stanowiska oświadcza, że tzw. Dekrety Bieruta, na mocy których już po wojnie Niemcy musieli opuszczać swoje miejsca zamieszkania, są bezprawne i że w Polsce na takie rzeczy miejsca być nie może, tym bardziej, że Polska należy do “części europejskiego systemu wartości” - jak sam raczył był się wyrazić pan Fabritius.
Co mogą oznaczać takie słowa?
Czas pokaże i to chyba niebawem.
Z drugiej strony pan Ławrow oświadcza dla norweskiej gazety “Verdes Gang”, ze Rosja nigdy nie kwestionowała prawa do partnerstwa Ukrainy z Unią Europejską, choć stwierdza przy tym, że to nie jest to korzystne dla Rosji ze względu na możliwość napływu do Rosji nieoclonych towarów z Ukrainy, pochodzących de facto z UE.
Pan Ławrow jako wytrawny polityk, wykazuje się tu cierpliwością, bowiem polityka Rosji jest polityką długofalową, określoną na dekadę, dwie i więcej.
Dla Rosji partnerstwo Ukrainy z Unią Europejska będzie zjawiskiem bardzo korzystnym, przy realizacji jej celów, a uścislając, to przy realizacji planu dotyczącego Eurazji.
Jeżeli Ukraina uzyska status partnera, czy nawet członka UE i kiedy ta sama Ukraina wyśle swoje czołgi, aby oderwać od Polski ziemie, które wg Ukraińców należą do Ukrainy, to co wówczas będzie? Wszak Polska i Ukraina należeć będą do tych samych struktur.
Wytworzy się dość skomplikowana sytuacja, która jednak będzie bardzo korzystną dla Rosji.
Wiedzieć tu należy, że to właśnie Rosja będzie inicjatorem poczynań chyba nie tylko skrajnie prawicowych organizacji na Ukrainie.
Gdyby doszło do ukraińskiej agresji na nasz kraj, to co zrobi wówczas Polska? Da sobie radę z Ukraińcami, tym bardziej, że za prowokacją będą stały służby Rosji?
W takich okolicznościach może się okazać, że arbitrem w rozstrzygnięciu problemu może stać się właśnie Rosja, do której polskie władze zwrócą się o pomoc, a której to pomocy Rosja wówczas nam chętnie udzieli, logując się tym samym na stałe w polskim aparacie władzy, choć wiadomo jest, że i dzisiaj w tej władzy Rosja ma niemały udział.
W ten sposób Rosja stanie się niejako zarządcą Prus Wschodnich, które na najbliższe dekady staną się kartą przetargową w stosunkach rosyjsko - niemieckich.
Jeżeli wszyscy dzisiaj mówią o możliwości rozbioru Ukrainy, to dlaczego nikt nie wspomina o możliwości rozbioru Polski?