Wszystko zaczęło się półtora roku temu, gdy znany z podstępnego zagrabiania majątków Wiśniewicz wszedł do dobrze prosperującego sklepu remontowo-elektrycznego, w którym kierownikiem był niejaki Hołdakowski. Ta dobrze się rozwijała i miała dobre perspektywy, bo dookoła wszyscy potrzebowali nowej elektyki lub remontowali stare urządzenia, które posiadali. Przed oczami Hołdakowskiego namalował niezłe perspektywy. Miał dostarczać coraz więcej nowych klientów lub tych, których on sam nie zdołał obsłużyć. Ale coś za coś. W zamian za pieniądze na rozwój chciał ćwierć z całego wpływu na sklep. Inną pokaźną część miał uzyskać kierownik. Problem był tylko jeden. Hołdakowski miał przekonać Gasinowskich, współwłaścicieli tego sklepu, aby wyrazili zgodę na taki układ. Za to z namalowanej perspektywy miały płynąć między innymi do ich kieszeni kilkukrotnie większe pieniądze od nowych klientów. Co mówił Hołdakowski Gasinowskim tego nie wiadomo, być może nawet Wiśniewicz ich przekonywał. Ale ku zdziwieniu wszystkich i zanim ktokolwiek mógł coś dobrego podpowiedzieć Łasinowskim, doszło do realizacji umowy. Wiśniewicz wyłożył pieniądze i dostał ćwierć z całego wpływu na firmę. Część wpływu kupił też Hołdakowski. Współpraca zaczęła się dobrze. Duże zamówienie podobno załatwił Wiśniewicz, ale okazało się ono na tyle skomplikowane, że za dużego zysku z tego nie było. I tyle… zamówień i nowych klientów załatwił Wiśniewicz. Ani więcej pieniędzy z tego układu nie mieli Gasinowscy, ani spokoju nie miał Hołdakowski. No i po roku przyszedł znów Wiśniewicz do Hołdakowskiego. Tym razem powiedział, że tak czy siak przejmie firmę, a że znany był z podstępów, to można było śmiało powiedzieć, że co rzekł Wiśniewicz tak się działo. I dopiero teraz i Gasinowscy i Hołdyński przejrzeli na oczy. I zaczęli się zastanawiać co zrobić. Ale było już za późno. Zewsząd płynęły wątpliwości kto tu i z kim trzyma. Firma niby miała się dobrze, ale z tego co roztoczył Wiśniewicz nic nie wyszło. Mało tego. Był głównym właścicielem firmy i mógł robić co mu się rzewnie podobało. A co z częścią którą miał Hołdyński, bo nasuwa się pytanie: co obiecał Wiśniewicz Hołdakowskiemu ? Po jakimś czasie w jakiejś rozmowie z pismakami przyznał się, że chcąc wzmocnić firmę sprzedał komuś swoje udziały. Nikt tego co powiedział nie rozumiał. I tu by można historię zakończyć gdyby nie jeden fakt, który potem nieoczekiwanie nastąpił…