Zdumiewające, jak łatwo dajesz się sprowokować do agresji – i jak szybko przychodzi Ci dehumanizowanie rozmówcy, kiedy zabraknie argumentów. Nazywanie kogoś „amebą umysłową” to nie dowód siły, tylko klasyczny objaw braku kontroli emocjonalnej i potrzeby dominacji za wszelką cenę.
Wbrew pozorom, to właśnie ta reakcja najwięcej mówi – nie o mnie, tylko o Tobie. Gdybyś naprawdę czuł się pewny swojej wiedzy, nie potrzebowałbyś ataków personalnych, żeby podtrzymać obraz własnej wartości. Właśnie w tym miejscu kończy się merytoryka, a zaczyna projekcja – z całym bagażem frustracji, który z niej wypływa.
Możesz oczywiście dalej próbować zastraszać i dyskredytować, tylko warto zadać sobie pytanie: co to mówi o człowieku, który twierdzi, że nic nie musi nikomu udowadniać, a jednocześnie wkłada tyle energii w udowadnianie swojej wyższości?
Wbrew Twoim insynuacjom, nie chodzi mi o zbawianie kogokolwiek. Chodzi o to, że czasem warto nazwać rzeczy po imieniu – nawet jeśli prawda boli. A skoro zabolała, to znaczy, że trafiła tam, gdzie miała.
Tyle z mojej strony – już i tak poświęciłem tej wymianie więcej czasu, niż była tego warta. Nie zamierzam kontynuować tej rozmowy, bo pewne poziomy komunikacji mijają się z celem.
A w gabinecie rzeczywiście przyjmuję.