Fundusz chce, by KNF prześwietliła wyskok obrotów i mocny spadek kursu przed ogłoszeniem wezwania oraz sprawdziła, czy wzywający nie naruszyli obowiązków informacyjnych.
14 czerwca ruszyły zapisy w wezwaniu na akcje Yawalu ogłoszonym przez działających w porozumieniu: Daniela Mzyka, Karolinę Mzyk, Edmunda Mzyka, spółkę Werder i Yawal. Główni akcjonariusze dostawcy systemów profili aluminiowych chcą skupić nieco ponad 29 proc. akcji i uzyskać 100 proc. (obecnie mają nieco ponad 70 proc.). Powodzenie wezwania zależy od postawy Pioneer Pekao Investment Management, które kontroluje 25,31 proc. akcji. Szanse na to, że się powiedzie, są znikome. Pioneer Pekao i rodzina Mzyków od kilku lat są w otwartym konflikcie. Wezwanie jest kolejną bitwą.
— Mamy zastrzeżenia do tego, co dzieje się w Yawalu. Cena w wezwaniu jest najniższa z możliwych, bez premii i nie oddaje wartości spółki. Niepokoi nas też to, co się działo tuż przed ogłoszeniem wezwania — w ciągu dwóch dni wolumen obrotu znacząco wzrósł, do 140 tys. akcji, podczas gdy wcześniej średnio dziennie wynosił ok. 7 tys. Nagłemu wzrostowi obrotów towarzyszył znaczący spadek kursu, co mogło mieć wpływ na średnią cenę akcji, która była podstawą do ustalenia ceny w wezwaniu. Chcemy, aby Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) sprawdziła, kto stał za transakcjami, czy nie doszło do manipulacji — sztucznego zaniżenia kursu i być może nawet wykorzystania informacji poufnej — mówi Agata Bartosik, dyrektor ds. kontroli inwestycji w Pioneer Pekao Investment Management.