Na dzisiaj obie strony okopały się na swoich pozycjach. Żadna nie chce ulec na centymetr drugiej. Wydaje się, że to Włochom powinno zależeć bardziej i mają znacznie więcej do stracenia. Wchodzili do WSE z konkretnymi planami, włożyli 200 mln na różne ugody i restrukturyzację zadłużenia, a od dłuższego czasu dreptają w miejscu. Czas na zdominowanie polskiego rynku im ucieka i to w najlepszym okresie dla branży. Misiak wie, że nie ma szans na odzyskanie spółki i raczej nie o to mu chodzi. Chce udowodnić, że spółka, którą stworzył jest dużo więcej warta niż wyceniają ją Włosi. Robi to co może mając kilka procent akcji, blokuje wszystko i wszędzie. Na razie jest to dość skuteczne, ale powinien trzymać rękę na pulsie. Na dluższą metę taki decyzyjny paraliż może spółkę doprowadzic do agonii, a przynajmniej do długotrwałej ciężkiej choroby. Lekarstwo może okazac się gorsze od choroby. Misiak przeżyje, ale wielu drobnych akcjonariuszy już niekoniecznie. Konkluzja tego wywodu pozostaje bez zmian. Stalowe nerwy i duża cierpliwosć. Dla tych , którzy to akceptują pozostaje zakopać akcje, nie podniecać się każdym kolejnym komunikatem z walki na froncie i z utęsknieniem wyczekiwać sygnałów o możliwym rozejmie. Oby takie w końcu nadeszły. Grajacy na szybki zysk powinni zapomnieć, ze spółka jak WSE istnieje. Pozdr.