Rosja tonie w taniej ropie
Imperium Putina trzęsie się w posadach, bo po kryzysie finansowym spadają ceny ropy naftowej, głównego "paliwa" napędzającego rosyjską gospodarkę.
W czwartek ceny ropy na świecie spadły poniżej psychologicznego progu 70 dol. za baryłkę, do poziomu z wiosny 2007 r. W ciągu zaledwie czterech miesięcy od rekordowych notowań z 11 lipca ropa staniała o ponad połowę. Na tę wiadomość 10-proc. spadkiej zareagowały giełdy w Moskwie.
Giełdowa wartość Gazpromu spadła w czwartek do 98,5 mld dol., a wczoraj - o kolejne 10 proc. Największy gazowy koncern świata był na giełdzie wart poniżej 100 mld dol. pierwszy raz od 2006 r., kiedy władze Rosji zezwoliły cudzoziemcom bez ograniczeń kupować jego akcje. A jeszcze w połowie roku bossowie Gazpromu wywoływali euforię na konferencjach prasowych dla zachodnich dziennikarzy, zapowiadając, że na początku przyszłej dekady ich firma będzie najcenniejszą spółką świata wartą bilion dolarów.
Inwestorzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że obecny spadek cen ropy odbije się na dochodach Gazpromu, bo horrendalnie wysokie teraz ceny gazu z Rosji w przyszłym roku także spadną.
Trudno też inwestorom dobrze oceniać bogate naftowe kompanie, które ustawiają się w kolejce do państwowej kasy niczym o zapomogę z pomocy społecznej. Już we wrześniu budżet Rosji wsparł swoich nafciarzy, wprowadzając ekstra obniżkę podatków od eksportu ropy. Dzięki temu zaoszczędzą oni jesienią 5,5 mld dol. Ale to nie starczyło.
Według dziennika "Kommiersant" premier Władimir Putin obiecał ostatnio największym rosyjskim koncernom naftowym 9 mld dol. gotówką z państwowych rezerw. Gazprom, który dopiero co zapewniał, że nie potrzebuje pomocy od państwa, z tej puli ma dostać aż miliard.
Od Gruzji do Jukosu
Kryzys finansowy pogrążył w zamęcie cały świat, ale Rosja faktycznie spija teraz piwo warzone przez ekipę Putina. Sytuacja nie byłaby pewnie tak dramatyczna, gdyby nie wojna w Gruzji, po której zagraniczni inwestorzy zaczęli uciekać z Rosji. Tylko przez ostatnie dwa tygodnie rezerwy walutowe kraju stopniały o 32 mld dol., a od początku sierpnia, kiedy wybuchł konflikt na Kaukazie - już o 67 mld dol., ponad jedną dziesiątą. Tymczasem w sierpniu i wrześniu Moskwa narzucała rekordowo wysokie cła od eksportu ropy, co powinno sprzyjać zwiększaniu rezerw waluty.
Wysokość tych rezerw może się wahać z powodu zmian kursów walut czy przeceny papierów, w które inwestuje centralny bank Rosji. Jednak nikt nie ma wątpliwości, że nie byłoby takiego spadku bez panicznej ucieczki zagranicznego kapitału.
Teraz z tych rezerw rząd Rosji chce wykorzystać 86 mld dol. na wsparcie swoich koncernów i rynku finansowego. Dlaczego?
W ostatnich latach Moskwa prowadziła sprytną politykę. Fiskus nakładał haracze na nafciarzy i firmy eksportujące surowce. Rosyjskie rezerwy walut rosły jak na drożdżach, a w budżecie były nadwyżki. Pieniądze na swój rozwój i przejmowanie zagranicznych firm rosyjskie koncerny pożyczały zaś w zagranicznych bankach, często pod zastaw akcji przejmowanych firm. Kłopot zaczął się, kiedy z powodu kryzysu na świecie zaczęły spadać kursy akcji kupowanych na kredyt. Swoim rosyjskim klientom zachodni bankowcy składają teraz propozycję nie do odrzucenia - albo wyłożą dodatkowe zabezpieczenia, albo muszą zwrócić akcje.
Dla Kremla to sprawa gardłowa. Do końca roku rosyjskie koncerny muszą spłacić 40 mld dol. w zagranicznych bankach, a w przyszłym roku - jeszcze co najmniej 80 mld dol. - Bardzo się staramy, aby zastawy, jakie dawały rosyjskie firmy zagranicznym bankom, nie zostały spisane na rzecz tych banków. Bo wtedy wielka część rosyjskiej gospodarki zostałaby wywieziona za granicę - mówił niedawno Andriej Kostin, szef państwowego banku Wnieszekonombank.
W takiej sytuacji znalazł się rosyjski oligarcha Aliszer Usmanow, który za kredyt z niemieckiego Dresdner Banku kupił 1,5 proc. akcji Gazpromu wartych w czasie transakcji ponad 3,5 mld dol. Teraz wartość tych akcji zmalała do 1,5 mld dol. i aby nie przejął ich niemiecki bank, Usmanow musiał je odkupić. Tym razem za pożyczkę z rosyjskich banków.
Zachodnich analityków niepokoi, że rząd Rosji nie ustalił jasnych zasad przyznawania pomocy firmom z państwowych rezerw. - Najbardziej obawiamy się, aby część tych pieniędzy nie trafiła na konta w rajach podatkowych - stwierdził Frank Gill, analityk agencji ratingowej Standard and Poor's.
Wyśrubowane podatki od eksportu ropy Kreml wprowadził cztery lata temu, walcząc o przejęcie majątku prywatnego koncernu Jukos. Firma nie miała pieniędzy na zapłatę nagle podniesionych opłat, a bez dochodów z eksportu nie była w stanie spłacać gigantycznych zaległości podatkowych, które zarzucał jej fiskus. Jukos zbankrutował, ale Kreml nie przestał drenować nafciarzy.
Teraz Rosja znalazła się w ślepym zaułku. Przy spadających cenach ropy naftowej na świecie fiskus nie będzie już mógł drenować nafciarzy i rosyjskie rezerwy waluty przestaną rosnąć. O awaryjną pomoc z tych rezerw zabiegają nie tylko nafciarze. Koncern AwtoWAZ, który produkuje auta Łada, chce od państwa 1 mld dol. pożyczki na podtrzymanie sieci dilerów. Energetycy na modernizację elektrowni chcą od państwa 50 mld dol. wsparcia. Ręce do państwowej kasy wyciągają rolnicy, deweloperzy, sieci handlu detalicznego.
Banki nie wypłacają
Pogarsza się też sytuacja rosyjskich banków. Regionalne banki na Uralu już w zeszłym tygodniu wpadły w tarapaty, kiedy rozeszły się plotki o ich rychłym bankructwie, i klienci na wszelki wypadek zaczęli wycofywać lokaty. Panika wybuchła, kiedy banki wstrzymały wypłaty, bo zabrakło im gotówki. Aby ratować uralskie banki, 1,5 mld dol. pożyczył im wczoraj Sbierbank, największy rosyjski bank detaliczny.
Wypłaty wkładów wstrzymał także prywatny bank Globeks. Uniknął plajty, bo wczoraj kupił go za... 200 dol. Wnieszekonombank. Interes był opłacalny, bo na sanację Globeksu państwowy bank dostał 2 mld dol. pożyczki z Centralnego Banku Rosji.
Za 200 dol. Wnieszekonombank kupił też inny upadający bank Swjaz-bank. Dziennik "Wiedomosti" zauważył, że na tej sanacji skorzystał Aliszer Usmanow, który w Swjaz-banku ulokował 700 mln dol. i mógł utracić tę fortunę, gdyby bank splajtował.
Wielki prywatny bank KIT Finance zarządzający funduszem emerytalnym Gazpromu przed plajtą uratowało przejęcie przez konsorcjum rosyjskich kolei i państwowego koncernu Alrosa, monopolisty w eksporcie diamentów. A balansującą na krawędzi upadku grupę Sobinbank za symboliczną zapłatę przejął Gazenergoprombank kontrolowany przez spółki Gazpromu.
Inne rosyjskie banki, aby nie utracić swoich pieniędzy, przestają dawać kredyty. Wczoraj taką decyzję ogłosił "Renaissance Kredit".
Pora na zapałki i sól
Władze w Rosji robią dobrą minę do złej gry i zapewniają, że tania ropa nie będzie problemem dla budżetu.
Przeciętni Rosjanie widzą to inaczej, bo pamiętają, jak w przeszłości władze ZSRR i Rosji snuły ambitne plany, licząc na to, że na świecie utrzymają się wysokie ceny ropy. Kiedy ropa gwałtownie taniała - rządowe plany się rozwiewały, a na zwykłych ludzi waliły się problemy.
Dziennikarze zauważyli już, że zmieniły się nastroje ulicy. Siergiej Minajew w tygodniku "Włast" opisuje: "Zwykli rosyjscy obywatele już zrozumieli, że dzieje się coś strasznego z Rosją i ze światem. Specjalnego wrażenia nie wywarły na nich rozmowy o kryzysie hipotecznym i katastrofie indeksu Dow Jones. Sprawiła to dopiero obniżka cen ropy o połowę. W zeszłym tygodniu można było w sklepach zobaczyć, że ludzie masowo wykupują towary codziennego użytku, takie jak świeczki. Nastrojami rządziła historyczna pamięć: ceny ropy na świecie runęły, więc trzeba pomyśleć o zakupie zapałek i soli".