Kurs akcji Scope jest mniej więcej tam gdzie był 1,5 roku temu.
1,5 roku temu mieliśmy marzenia o tym, że w niedalekiej przyszłości Scope dowiezie oba swoje projekty. Liczyliśmy, że wszystko będzie szczęśliwie działać i sprawnie przejdzie finalną rundę testów klinicznych. Nie mieliśmy co do tego żadnej pewności.
Dziś, po upływie 1,5 roku, tą pewność mamy. Mamy certyfikacje obu projektów (PCR zarówno na panel bakteryjny, jak i wirusowy, Bacteromic czeka tylko na decyzję URPL). Systemy mają udowodnioną skuteczność kliniczną. Wszystko działa. Projekty są i będą dalej rozwijane, ale to naturalna kolej rzeczy w takich przedsięwzięciach. Scope prowadzi finalne rozmowy i negocjuje sprzedaż PCR ONE i lada dzień może być ogłoszona transakcja.
PCR ONE jako produkt prezentuje się znakomicie, ma bezkonkurencyjny mix funkcjonalności, ogromny potencjał zastosowań i idealnie wpisuje się w potrzeby rynku.
Oczekiwana wartość potencjalnej transakcji dziś jest sporo wyższa niż 1,5 roku temu. Jest tak, po pierwsze, bo z upływem czasu projekty osiągnęły większą dojrzałość. Po drugie, swoje zrobiła pandemia. Potencjalni nabywcy wyżej wyceniają potencjał biznesowy nowych systemów diagnostycznych, a do tego mają niewidziane od lat nadwyżki finansowe, które aktywnie wykorzystują na przejęcia. Okoliczności zewnętrzne ewidentnie sprzyjają.
W międzyczasie projekty Scope pozytywnie zwalidował też EBI i zdecydował się dać finansowanie. Poza dostępem do funduszy, umowa z EBI daje extra rękojmie i potwierdza wiarygodność.
Spółka wybiera się na GPW, opuszczając mniej dojrzały New Connect.
Założyciele i główni akcjonariusze trzymają akcje. TOTAL próbuje wszystkich możliwych sztuczek żeby tylko nie pozbywać się akcji, mimo że regulator de facto od niego tego wymaga. Zresztą ta postawa TOTALA sama w sobie dużo mówi o perspektywach sukcesu spółki. Bynajmniej o perspektywach widzianych oczami głównego akcjonariusza i co by nie mówić – insajdera.
O bieżącej wycenie decyduje w zasadzie wyłącznie free float, nie licząc jednego epizodu z lutego/marca tego roku (jednorazowa sprzedaż akcji przez TOTAL wymuszona czynnikami regulacyjnymi).
W miarę jak rośnie wartość projektów spółki, rośnie też i sama spółka (zatrudnienie, infrastruktura, certyfikaty, patenty, itp.).
Jedynie co nie rośnie to wycena giełdowa. Od 1,5 roku praktycznie tkwi ona w miejscu, z krótkimi epizodami wahnięć w jedną albo w drugą stronę. Rynek jakby nie dostrzegał wszystkich tych faktów. Jakby nie wierzył, że są one prawdziwe.
Kapitalizacja Scope uporczywie wynosi mniej niż 100 mln USD. Sam PCR ONE jest na oko warty kilka razy więcej.
Rozumiem, że to jest giełda. Rozumiem makrotrendy i to że cały biotech jest zgnojony. Ale jak można aż tak nieefektywnie wyceniać wartość? I nie chodzi wcale o wartość hipotetyczną, bardzo odległą w czasie, opartą o jakieś mgliste założenia. Przecież cały rynek wie, że pierwszy projekt osiągnął już etap pełnej gotowości do komercjalizacji i idzie pod młotek. Prędzej czy później zostanie sprzedany. To nie jest żądne science fiction, tylko realna i raczej prędka perspektywa (są podstawy by sądzić, że nawet bardzo prędka).
Dlaczego free float jest tak chwiejny i nieufny? Dlaczego bieżąca wycena giełdowa tak bardzo rozmija się z fundamentalną wartością projektów? Czy w tym przypadku naprawdę nie da się inaczej zaktualizować wartości jak tylko przez jednorazowe szokowe dostosowanie kursu (wyskok kilkaset %) zaraz po otrzymaniu dobrego, ale przecież oczekiwanego newsa o komercjalizacji? Moim zdaniem, przypadek Scope jak w soczewce pokazuje niedojrzałość i nieefektywność naszego rynku.
Nie mam wątpliwości, że wartość finalnie się obroni. Jestem spokojny o to, że wycena giełdowa w końcu się urealni. Szkoda tylko, że w takim a nie innym stylu.