Zarząd Cannabis Poland ogłosił dziś podpisanie kolejnej umowy – tym razem z partnerem kanadyjskim – na dostawę dwóch odmian konopi medycznych, każdej po 150 kilogramów rocznie. Wartość rynkową przedsięwzięcia oszacowano na 4,5–6 milionów złotych, a pierwszy import ma nastąpić „w przyszłym roku”. Na papierze wygląda to imponująco, lecz w praktyce to déjà vu – niemal identyczne komunikaty inwestorzy słyszeli już wcześniej, tyle że z innymi partnerami: ze Szwajcarii, Macedonii i Wielkiej Brytanii. Żadna z tych umów nie zakończyła się faktyczną dostawą.
Nowe porozumienie nie wprowadza też żadnej realnej zmiany w strukturze działalności. Wszystkie kluczowe procesy – uprawy, przetwarzanie, badania, pakowanie i kontrola jakości – pozostają po stronie partnera kanadyjskiego. Rola polskiej spółki ogranicza się do figury „podmiotu odpowiedzialnego”, czyli właściciela marki, który teoretycznie ma prawo sprzedawać produkt w Polsce. Dystrybucją miałaby zająć się hurtownia THC Pharma, czyli ta sama, która w ostatnich miesiącach zwróciła do Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego większość pozwoleń na import, tłumacząc się „brakiem możliwości operacyjnych”.
Na tym tle deklaracje o „minimalnej ilości 300 kg” i „wartości rynkowej do 6 mln zł” brzmią jak powtórka znanego scenariusza – komunikatu, który ma ładnie wyglądać w serwisach giełdowych, lecz niewiele mówi o realnej działalności. Nie przedstawiono żadnych terminów dostaw, warunków finansowych ani statusu rejestracji produktów w URPL, bez której import i sprzedaż są niemożliwe. Warto przypomnieć, że te same spółki od ponad dwóch lat próbują zakończyć proces rejestracji dwóch odmian Cannabis flos 20% i 24% THC, wciąż tłumacząc się „brakiem dokumentów od hodowcy”.
To wszystko sprawia, że nowa „kanadyjska umowa” wpisuje się raczej w długą serię raportów o nieistniejących jeszcze projektach niż w realny plan biznesowy. Na papierze Cannabis Poland pełni rolę podmiotu odpowiedzialnego, ale w rzeczywistości trudno wskazać, za co tak naprawdę odpowiada. THC Pharma ma być dystrybutorem, ale dotąd nie sprowadziła ani grama. A inwestorzy, którzy wciąż liczą na „pierwszy import w przyszłym roku”, mogliby z równym powodzeniem czekać na poprzednie trzy, które też miały nastąpić „w przyszłym roku”.
Można więc powiedzieć, że strategia pozostaje niezmienna: kolejny partner, kolejny kontynent, ta sama narracja. Zmienna pozostaje tylko data w raporcie.