"Na początku, jeszcze za życia prezesa Łuczaka było tak, że ten człowiek chciał spłacić zobowiązania, ale gdy już jego zabrakło, to była już równia pochyła w dół. Podejrzewam, że już pod koniec roku 2011 zorientowali się, że już nie dadzą rady dokończyć budowy, naciągali nas dalej na pracę i nie wypłacali nam pieniędzy. GDDKiA płaciła im za wykonane przez nas prace. Oni zapłatę otrzymali, ale te pieniądze poszły na inne cele. Kilka ostatnich miesięcy było na pewno takich, że z pełną premedytacją i z pełną świadomością zarząd DSS narażał nas na straty, na bankructwo i na ruinę naszych firm, tylko ze względu na własne dobro. To są działalności przestępcze i będziemy chcieli wyciągnąć odpowiedzialność zarządu przed prokuraturą i sądem - deklaruje Marek Szymczak.
Inni kontrahenci DSS potwierdzają, że ich problemy zbiegły się w czasie ze śmiercią prezesa i głównego udziałowca DSS - Jana Łuczaka. Prezesowi udało się przekonać rząd, że dokończy inwestycję. Wszystko szło zgodnie z planem do 19 października 2011 roku, gdy Łuczak zmarł.
Jeszcze rok temu prognozy finansowe przedsiębiorstwa na 2011 rok były imponujące - ponad pół miliarda złotych przychodów i ponad 50 mln zł zysku, to czterokrotny wzrost w stosunku do wyników z 2010 roku. "
ile w tym prawdy ? warto jednak poczytac chosby z samej ciekawosci:
"Po raz pierwszy Jan Łuczak zablysnal w 2001roku doradzajac ministrowi lacznosci Tomaszowi Szyszce w sprawie przydzielania koncesji na telefonie trzeciej generacji UMTS. Doradzal a na boku budowal konsorcjum ktore mialo wystartowac w przetargu...
Państwową spółkę należącą do Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, mającą 50 mln zł ulokowanych w papierach skarbowych, sprzedano za 26 mln zł. Jak twierdzila "Rzeczpospolita" w 2004r oraz "Wprost" w 2005r przekret zorganizowal Jan Łuczak.
Przy okazji zamieszany w lobbing na rzecz sprzedaży przez Pocztę Polską Banku Pocztowego grupie Raiffeisen. Łuczak był również oskarżony o działanie na szkodę Borowskich Kopalni Granitu której był prezesem.
W 2004przyjaciel Kazimierza Marcinkiewicza kupil od firmy "BB Investment" ktora pozniej zmienila nazwe na "BBI Capital Narodowy Fundusz Inwestycyjny SA" pakiet wiekszosciowy firmy Telecom Media ((obsługującą konkursy SMS) za 660 tysiecy zlotych. Mimo ze nie wplacil tych pieniedzy zostal Prezesem oraz szefem rady nadzorczej Telecom Media.Mimo nie otrzymania naleznych pieniedzy"BBI Capital NFI SA" nie robil z tego powodu problemow a nawet pozyczyl panu Łuczakowi kolejne 520 tysiecy zlotych..."
Polowanie z nagonką na swoich nielojalnych kompanów rozpoczął były prezes PZU Życie
Piotr Głowala, zamordowany niedawno współpracownik Grzegorza Wieczerzaka, byłego prezesa PZU Życie, nie był ani jedynym, ani najważniejszym jego kasjerem. Kiedy Wieczerzak wyszedł z aresztu, strach padł na polityków i na licznych dłużników. Żadna z tych osób nie pomogła byłemu prezesowi PZU Życie, gdy prawie trzy lata siedział w areszcie. Teraz nadszedł czas rewanżu. Wieczerzak może nie tylko skompromitować kilkadziesiąt osób, ale także odebrać im majątki. Pomaga mu w tym Jan Łuczak. Zdobyliśmy zestawienie roszczeń, które Łuczak - jako pełnomocnik Wieczerzaka - przekazał prezesowi XIV NFI. Chodzi o prowizje z tytułu inwestycji w papiery Elektrimu, które PZU Życie kupiło za 200 mln zł.
REKLAMA
Kasjer numer 1 - Jan Łuczak
Wieczerzak chce się rozliczyć przede wszystkim z prezesem XIV NFI Januszem Lazarowiczem, byłym szefem Raiffeisen Investment Polska. Najpierw na Lazarowicza naciskał zamordowany Piotr Głowala, teraz robi to Jan Łuczak. Łuczak to biznesmen związany interesami z grupą polityków dawnego ZChN. Latem 2001 r. Łuczak stał się głównym bohaterem afery, która doprowadziła do dymisji ówczesnego ministra łączności Tomasza Szyszki. Jako główny doradca ministra w przetargu na telefonię UMTS w 2000 r. Łuczak sugerował zagranicznym inwestorom utworzenie konsorcjum z Raiffeisen Investment, którym kierował w tamtym czasie Janusz Lazarowicz. Konsorcjum w końcu nie powstało.
Gdy z tych snów o potędze na rynku telekomunikacyjnym nic nie wyszło, na początku 2001 r. nadarzyła się okazja zrobienia interesu z giełdową spółką Elektrim. Ta firma pilnie potrzebowała pieniędzy, więc postanowiła sprzedać obligacje imienne za 200 mln zł (oprocentowane na 19,5 proc. rocznie). Zajął się tym Raiffeisen Investment. Jedynym nabywcą papierów Elektrimu zostało PZU Życie, w tamtym czasie posiadające w swoim portfelu również duże pakiety akcji Elektrimu. Decyzję podjął Grzegorz Wieczerzak. W transakcji pomógł mu Jan Łuczak. Zdobyliśmy zapiski w kalendarzu Łuczaka z wiosny 2001 r. Wynika z nich, że od 19 marca do 18 maja Łuczak wielokrotnie spotykał się z Grzegorzem Wieczerzakiem i Jackiem Walczykowskim z zarządu Elektrimu.
Czas egzekucji (zobowiązań)
Na obligacjach Elektrimu zarobili wszyscy z wyjątkiem tej spółki giełdowej. Jan Łuczak chwalił się na przykład, że jego premia od transakcji wyniosła 3,5 mln zł. Najwięcej zarobiło PZU Życie, które odsprzedało obligacje Elektrimu BRE Bankowi za 225 mln zł (Grzegorz Wieczerzak w tym czasie już siedział). Po wyjściu Wieczerzak upomniał się o prowizję dla siebie. Uważa, że osobą winną mu pieniądze z tytułu dawnych interesów z Elektrimem jest Janusz Lazarowicz. Z doniesienia złożonego przez Lazarowicza w prokuraturze wynika, że 7 maja 2004 r. Wieczerzak telefonicznie poinformował go, iż Jan Łuczak ma jego pełnomocnictwa do rozmów na temat roszczeń finansowych. "Powyższa informacja zbulwersowała mnie z uwagi na charakter moich dotychczasowych stosunkowo bliskich relacji towarzyskich łączących mnie z Janem Łuczakiem" - czytamy w piśmie Lazarowicza do prokuratury. Szef XIV NFI nie odbierał telefonów od Łuczaka, unikał spotkań z nim. Z pełnomocnikiem Wieczerzaka 12 maja 2004 r. spotkał się natomiast radca prawny XIV NFI. Łuczak przekazał mu kartkę otrzymaną - jak twierdził - od Wieczerzaka, na której znajdowały się wyliczenia roszczeń pod adresem Lazarowicza.
W rozliczeniu przekazanym radcy XIV NFI figurują sześcio- i pięciocyfrowe sumy w dolarach i złotówkach. Przy słowie "ELEK" (Elektrim) widnieje kwota 800 tys. bez zaznaczonej waluty, poniżej zaś 387,5 tys. - jako "różnica". Grzegorz Wieczerzak, z którym rozmawialiśmy, pytany, czy chodzi o rozliczenie transakcji z obligacjami Elektrimu, odesłał nas do Jana Łuczaka. - Skoro jest moim pełnomocnikiem, to będzie najlepiej poinformowany - oświadczył Wieczerzak. Łuczak był jednak nieuchwytny.
Zainteresowani, w tym politycy, nie mają wątpliwości, że Wieczerzak dopiero rozpoczął polowanie z nagonką.