Wasze śmieszno - tragiczne wtopy giełdowe. Ja zaczynam...

Parę dni temu na tym forum koleś opisywał jak to w tydzień stracił 75%. Najpierw kupił IBSystem za gdzieś 46 gr, ale że ruszyło Krosno to sprzedał IBS za 41 gr i kupił Krosno za chyba 36 gr. Ale po mega zjeździe Krosna na 11 gr nie wytrzymał i Krosno sprzedał, by odrobić na Monnari. Wszedł po chyba 2,64 i wyszedł po 1,67 (lub coś około tego).
Myślę sobie koleś przesadził, ale jak to mówią RISPEKT.

No i tak sobie pomyślałem dzisiaj o sobie. Zaczęło się 28.04.09 r. Jako, że moja łumen namówiła mnie na wyjazd na You Can Dance na 29.04.09 r. widząc we wtorek (28.04.09) spory zjazd na GPW (początek akcji pt. świńska grypa), dość wydawałoby się logicznie uznałem, że spadki mogą być kontynuowane, dostępu do notowań nie będę miał, to papiery sprzedałem. A więc sobie do stolicy pojechałem. Czyli środa, czwartek, piątek wolny, no i tydzień z głowy. A tu co, jajco. Byczki się rozbrykały i powzrastały. Poniedziałek (04.05.09), to oczywiście wysokie otwarcie. Dałem sobie na wstrzymanie. Myślę po takich wzrostach musi się poważna korektunia pojawić. Te wzrosty mnie zabolały. I tak zacząłem czekać, aż spadnie i choć trochę "odrobię" te wzrosty. Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek..., znowu poniedziałek. Myślę WTF, wprawdzie spadki się pojawiły, ale to nie to o co mi chodziło. I przychodzi wtorek (tj. wczoraj) i... jakieś od dupy strony znowu solidne wzrosty. Pomyślałem nie walcz z rynkiem. Kupuj. I choć słabe notowania DAX, CAC, itp. trochę mi brzydko pachniały, to jednak kupiłem parę spółeczek (nie raz ostatnio przecież GPW pokazała, że rządzi). I jaki efekt dzisiaj (13.05.09), abecadło z pieca spadło i taki ch...j.
Co do wniosków, jest jeden, ale mnie wych...jali. ;-)