Ukraina mknie ku przepaści
Rafał Zasuń2009-02-25, ostatnia aktualizacja 2009-02-25 20:52
Ukraińska waluta - hrywna - znowu leci na łeb na szyję. Coraz bardziej realny jest czarny scenariusz - fala bankructw zadłużonych w dolarach firm, ogromna inflacja i krach systemu bankowego.
- Będziemy walczyć jak pod Stalingradem - zapowiadał w grudniu 2008 szef doradców ukraińskiego banku centralnego (NBU) Walerij Łytwycki. Na razie jednak NBU i rząd przegrywają bitwę o stabilizację gospodarki.
Od początku kryzysu NBU desperacko próbował bronić kursu hrywny. Wydał na to 13 mld dol. Rezerwy walutowe kraju stopniały z 38 mld dol. do 28 mld dol. Od grudnia udało mu się utrzymywać kurs ukraińskiej waluty na poziomie 8-8,5 hrywny za dolara - niemal codziennie bank kupował ją za 50-100 mln dol. Ale to nie wystarczyło. We wtorek za dolara płacono w kantorach ponad 9 hrywien, w środę - 9,6 hrywny. Ukraińscy ekonomiści są zgodni - to efekt tego, że MFW nie wypłacił Kijowowi prawie 2 mld dol. drugiej transzy kredytu.
- W zeszłym tygodniu prawdopodobieństwo kompromisu między rządem a MFW spadło do minimum - ocenia Jurij Bielinski z ukraińskiego banku inwestycyjnego Astrum Investment. - Wcześniej NBU liczył na drugą transzę kredytu, teraz musi oszczędzać rezerwy - dodaje Mychajło Salnikow z banku Sokrat. - NBU ryzykuje, że wyda wszystkie pieniądze, a hrywna będzie się ciągle dewaluować. To jak próba płynięcia pod prąd.
Zgodnie z podpisaną w listopadzie umową Ukraina miała dostać od MFW 16,5 mld dol. kredytu. W listopadzie przelano pierwszą z czterech transz - 4,5 mld dol. MFW wstrzymał jednak kolejną ratę, bo Kijów nie wypełnił warunków. Zobowiązał się do zredukowania deficytu budżetowego - na 2009 r. parlament zaplanował, że wyniesie on 3 proc. PKB. Ale zdaniem niemal wszystkich ekonomistów cały budżet jest wirtualny. Rząd założył, że PKB wzrośnie o 0,4 proc. Tymczasem już w styczniu okazało się, że produkcja przemysłowa spadła o 34 proc. O ile spadło PKB, nie wiadomo, bo komitet statystyczny utajnił dane. Zdaniem Łytwyckiego spadek sięgnął 20 proc. Ukraiński parlament i rząd nie chcą ciąć wydatków, bo boją się protestów społecznych.
W dodatku jakąkolwiek sensowną walkę z kryzysem utrudnia permanentny spór premier Julii Tymoszenko z prezydentem Wiktorem Juszczenką.
Wczoraj media ujawniły list, który były premier Polski, a dziś szef wydziału europejskiego MFW Marek Belka wysłał do Juszczenki, rządu i NBU. Wynika z niego, że MFW jest gotów pójść na kompromis - zgodził się, aby Ukraina zachowała deficyt budżetowy wynoszący 3 proc. PKB. Ale domaga się, by Kijów zagwarantował, że deficyt nie zostanie pokryty przez dodruk pieniędzy. MFW proponuje też podwyżkę akcyzy i bardzo niskich dziś cen za wodę, gaz, ciepło, ale rząd odrzucił w całości propozycje funduszu.
Ukraina rozpaczliwie próbuje gdziekolwiek pożyczyć kilka miliardów dolarów, by sfinansować swój deficyt. Premier Tymoszenko twierdzi, że zwracała się w tej sprawie do państw UE, Rosji, Japonii, USA i Arabii Saudyjskiej. Ale szanse są niewielkie - w środę agencja ratingowa Standard and Poor obniżyła wiarygodność Ukrainy do poziomu CCC+, czyli właściwie poziomu obligacji śmieciowych. Zdaniem S&P, jeśli Ukraina ogłosi bankructwo, to będzie w stanie spłacać najwyżej 50 proc. długów. Jeśli pieniędzy nie uda się pożyczyć, to pozostaje jedyne przewidziane zresztą w budżecie wyjście - rząd nakaże bankowi centralnemu dodrukowanie pieniędzy, co powiększy 20-proc. dziś inflację. - Dolar będzie kosztować poniżej 15 hrywien - ostrzega Salnikow.
W środę bezprecedensowe oświadczenie wydał Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, który finansuje projekty infrastrukturalne w Europie Wschodniej. - Kryzys grozi zniweczeniem rezultatów 20 lat reform w regionie - ostrzegł. Bank chce wydać na walkę z nim 7 mld euro, ale sam ma problemy. W zeszłym roku EBOiR miał 600 mln euro strat. To drugi taki przypadek w jego 18-letniej historii.
Na domiar złego pogarsza się kondycja ukraińskich banków. W siedmiu z nich wprowadzono już zarząd komisaryczny, NBU musiał je dokapitalizować. Od trzech miesięcy obywatele nie mogą zrywać lokat terminowych, ale coraz częściej zdarza się, że banki odmawiają wypłat także z tych lokat, których termin upłynął. Bywa, że pieniędzy brakuje również w bankomatach, ale system bankowy, choć trzeszczy w szwach, na razie jeszcze się trzyma.
Zdaniem ukraińskich analityków ryzyko bankructwa kraju nie jest duże, bo państwowy dług Ukrainy jest niewielki - wynosi zaledwie 1 proc. PKB. Gorzej z firmami i obywatelami, bo masowo brali kredyty w walutach. Jeżeli kurs dolara wzrośnie do 12 hrywien, może zacząć się fala bankructw przedsiębiorstw, które nie będą w stanie spłacić długów - ostrzegają ekonomiści. Szefowie ukraińskich firm, zwłaszcza hut, apelują do rządu, żeby uruchomił wielkie inwestycje infrastrukturalne, także związane z Euro 2012. Ale to wymaga zmiany budżetu - zmniejszenia wydatków socjalnych i zwiększenia inwestycji. A na to politycy nie chcą się zgodzić, bo myślą o tegorocznych wyborach prezydenckich. - O ewentualnej nowelizacji budżetu pomyślimy w maju - stwierdziła Tymoszenko. Jedyne antykryzysowe rozwiązanie, jakie do tej pory przyjął parlament, to 13-proc. podatek importowy na kilkaset towarów - ma to poprawić katastrofalny bilans handlowy kraju.
Źródło: Gazeta Wyborcza