U mnie się nic nie zgadza spytajcie niby o oczywiste rzeczy czy ja istnieje. Najgorsze pytanie. A jak definiujecie istnienie. Bo jeśli definicja zakłada nieistnienia ze może zostać cały wszechświat unicestwiony bez śladu to ja chyba nie istnieje. Bo to tylko może być kwestia czasu. Tak przynajmniej to wygląda na nasza obecną wiedzę z wizyki i teori kwantowej. No chyba ze jesteśmy jakimiś nieśmiertelnymi duszami istniejącymi bez masy jak w buddyżmie. I sobie latamy i patrzymy o jakiś bombelek sie rodzi to ja w niego wchodzę.