a czy może mi ktoś odpowiedzieć na budzącą się wątpliwość takiej hipotetycznej sytuacji (zbieżność nazw nazwisk oraz sytuacji jest przypadkowa i jest uwarunkowana moją wyobraźnią):
firma X chce pozyskać środki pod płaszczykiem na prowadzenie działalności rozwojowe, robi wywiad jak dostać się na giełdę, ano cza spełnić szereg kryteriów, zatrudnia firmę Y która ma doprowadzić do spełnienia tych kryteriów. Nadzór widzi że jest ok, po małych poprawkach dopuszcza ją na giełdę,spragnieni nowych spółek inwestorzy widzacy potencjał wywalają "grosze" na zakup akcji z wizją zysku, bo kierunek firmy dobry, przyszłościowy, debiut strzał w górę - popyt, gwałtowne wahnięcie na początku akcjami ponieważ inwestorzy ustawili sobie "losstopy" na poziomie ktoś łyka cały kapitał od naiwniaczków, ci dokupują po wyższej cenie i "butelka jest już nabita" poziom kapitału osiągnięty. Maszynowa wyprzedaż zależnego kapitału by nie wypłoszyć "nabitej butelki"
Wtedy wchodzi koń trojański który mąci rzucając cień na debiut i zmusza podstępnie nadzór do działania. reakcja nadzoru - zatrzymanie do wyjaśnienia.
Kasa jest w rękach właścicela, nabici mają butelkę, zamrożony kapitał który po odmrożeniu będzie wart tyle co zeszłoroczny śnieg, w tym czasie właściciel obraca kapitałem.
Czy jako przyszły akcjonariusz mogę sie obawiać takich scenariuszy?
czy obecne prawo na giełdach chroni inwestora od podobnych praktyk?jak tak to w jaki sposób?
skoro znający się tylko na oprogramowaniu i trendach człowiek może zauważyć taki scenariusz to czy wprawni analitycy i nadzory nie powinni czasem wyłapywać takich tematów?
czy w takim przypadku czasami nie powinno być tak że powinien nastąpić zwrot środków inwestorów w kwocie najwyższego np z ostatnich 30dni i nie powinnien zostać obciążony ten który sięgał po środki z prywatnych kieszeni?