Muzyka umilkła, z wielkiego jarmarku pozostaly tylko poniewierajace sie ulotki, które niesmialo przenosi wiatr. Kramik spakowany, pozostaje zwykla szara rzeczywistość. Karawana wróciła na swoje miejsce. Tylko woznica jest jakiś inny. Jakby posmutniał, nikt nie chciał jego waty cukrowej, wjazd na jarmak kosztowal, konie trzeba bylo nakarmić, placowe opłacić. Nic dziwnego ze woźnica nic nie mowi. Miało byc cudownie, a wyszlo jak zawsze, dobrze, ze chociaż cukier sie nie zepsuł.