Mówimy o certyfikacji wyrobu, którego odpowiedniki funkcjonują na rynku a technologia jest znana.
Gdyby dali do certyfikacji rozwiązanie które wprowadzaliby jako pierwsi, to ok, jest ryzyko.
Przy tego typu sytuacji certyfikacja to formalność. Pracując nad swoim magazynem, musieli wcześniej rozłożyć na części pierwsze magazyny konkurencji i rozpoznać temat od a do z.
Tak to wygląda w praktyce.
Chyba że ktoś siedzi w gwoździach to wtedy rzeczywiście może myśleć że certyfikacja to Bóg wie jak skomplikowany proces.
Stąd jeżeli do czasu otrzymania certyfikatów nie zatowarowali się w podzespoły żeby zabezpieczyć sprzedaż to pachniałoby amatorką
Patrząc jednak na poziom zatowarowania w panele, zakłada że podzespoły fo magazynów zostały także zabezpieczone.
Inny scenariusz nud miałby biznesowego sensu.
Nie robi się promocji wyrobów niedostępnych do sprzedaży